Maciej Sz.

Głębia, lęk i odwaga.

Gdzieś głęboko, skryte przed oczyma, pod jedwabistym kolorem i delikatnym w dotyku materiałem skóry, pomiędzy żebrami, głęboko, za dwoma miechami rozgrzewającymi nasze życie tlenem, skrywa się serce. Niewielki organ w porównaniu z całym ciałem człowieka, który przetacza krew, aby wszystkie nasze członki mogły tętnić życiem. Mogły się poruszać i korzystać z czasu, który został nam podarowany w wolności, a który ostatecznie do nas nie należy. Jest nadzwyczajnym darem życia, które dopóki jesteśmy trwa, aby w podchodach codziennej wędrówki prowadzić nas dalej, ku nieśmiertelności. Wierzę w ciała zmartwychwstanie, grzechów odpuszczenie i żywot wieczny.
To znaczy wierzę w to, że życie tutaj, na tej ziemi wcale się nie kończy, ale tak naprawdę zaczyna i wszystkich, tych, którzy odeszli będę mógł znowu spotkać, dotknąć, z nimi porozmawiać. Wierzę, że każdy, choć popełnia błędy i podejmuje wybory, które nie zawsze są dla niego dobre, jak również dla innych może zacząć na nowo. Wierzę, że istnieje lepszy świat, w którym nic mi się już nie uda zepsuć, nikogo zranić, niczego nie zawłaszczyć i nie oglądać łez, które ktoś wylewa ze względu na mnie lub przeze mnie. To zaledwie namiastka tego, co zostało nam obiecane i ukazane w Osobie Chrystusa. To znikoma część, w którą trudno nam uwierzyć, wszak podobnie jak z sercem, nie dostrzegamy z różnych powodów głębi i prawdy życia, do której zostaliśmy powołani. Nie uważam, abym był w tym względzie wyjątkowy, lepszy czy gorszy. Takie rozróżnienie nie ma najmniejszego znaczenia, bo każdy jest chciany i zaproszony do stołu.
Dookoła panuje cisza. Wszyscy już śpią. Choć ich nie widzę, to wiem, że są i wierzę, że śnią o wspaniałych rzeczach i wielkich cudach. Taka jest wiara. Jest powolnym stąpaniem do przodu, czasami również do tyłu, aby ostatecznie znaleźć się u celu wędrówki, którą podejmujemy. Trudno ją wrzucić do worka namacalnego doświadczenia i konkretnego przedmiotu, widzialnej rzeczywistości, Gdyby się nam to udało, zmieniłaby swoje a/priori i stała się wiedzą, z której bogactwa możemy czerpać bez miary. Nagle straciłaby swój sens i swoje wielkie wołanie, które prowadzi ku nadziei i napełnia serce miłością.
Myślę, że dzisiaj większość z ans jedzie na tym samym wózku. Właściwie zawsze jechała. W tej podróży najistotniejsze jest serce, które w sensie egzystencjalnym jest zdecydowanie czymś więcej, aniżeli pompą tłoczącą. To centrum, w który skrywa się nasze prawdziwe ja. Być może owa duchowa postać wykracza daleko poza nasze możliwości rozumowania i postrzegania świata, a być może jest na tyle prosta i zwięzła w swej postaci, że jeszcze trudniej nam ją przyjąć i zaakceptować.
Dzisiaj w czasie, kiedy rozpanoszył się wirus koronny, dużo większym zagrożeniem naszego człowieczeństwa jest wirus duchowy, który napełnia nas nie tyle lękiem i strachem w sensie Bożej Bojaźni, co lekiem o swoje życie. Znamienne jest również to, że słowa, w których On, zapewnia nas o swojej wielkiej cierpliwości i trosce o naszą wieczność, wypływającą z teraźniejszości są bagatelizowane i pozbawiane sensu na zasadzie doświadczenia zmysłami. Empiryzm podpowiada, że to czego nie widać nie istnieje, ale czy aby na pewno?
Jak to często w moim skomplikowanym przypadku bywa, chciałem napisać o zupełnie czymś innym, a wyszło tymczasem jak zawsze. Chciałem powiedzieć, że szczepienia, maseczki, testy są owocem naukowego rozwoju człowieka i w tym względzie chronią jego zdrowie, jak również zdrowie innych. Nie są jednak złotym środkiem, który zapewni nam długotrwałe życie, wszak zgodnie z kanonami wiary, postrzegania świata w duchu chrześcijańskim należy ono do kogo innego. To nie znaczy, że trzeba krzyczeć o zniewalaniu, potępiać innych, dzielić się i wzajemnie rachować na lepszych i gorszych. Naszym powołaniem, zadaniem jest budowanie jedności, która zaczyna się w nas samych. Jeśli tam jej nie będzie na próżno szukać zdrowia i harmonii poza sobą. Tym bardziej, że jej źródło ma konkretne imię i konkretny wizerunek, pozostając konkretną Osobą.
Tej nadziei, która zawieść nie może, a która jawi się jako siła i moc do przezwyciężania i pokonywania wszelkich lęków, życzę i sobie i wam.

Ps. Może jutro napiszę na ten temat. Jaki? Ten, o którym chciałem pisać dalej. Zobaczymy. Tymczasem odkrywajmy to, czego nie widać lub w co trudno uwierzyć, wszak są to duchowe wartości, które ani się nie kończą, ani nie przemijają. Po prostu: są! Pozdrawiam was serdecznie. Wasz „Lenich”.


Ähnliche Artikel