Maciej Sz.

Niespodziewany gość.

Jest w Ewangelii taki fragment, a właściwie nawet kilka, które mówią o oczekiwaniu i pojawieniu się końca, który przychodzi niczym złodziej. Zanim dotrę do sedna, chciałbym się odwołać również do wczorajszego tekstu, w którym pisałem o pustych torbach, które zabieramy ze sobą w drogę. Otóż wczorajszego wieczoru zapukała do naszych drzwi pewna postać. Jedni traktują ją poważnie, może są tacy, którzy się z niej nieustannie śmieją, wreszcie tacy, którzy uważają, że lekko zmodyfikowaną syntetycznie naturą, można ja pokonać i pozbyć się jej raz na zawsze. Otóż, kiedy delektowaliśmy się białym winem, rocznik 11, prowadząc małżeński dialog odnoszący się do spraw różnych, o których tu wspominać nie będę, w pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi umysłu. Otworzyłem wiadomość posługując się całym szeregiem instrukcji. Data urodzenia, kod z aplikacji, kod z wiadomości tekstowej. Współczesna Enigma, która jest kodem otwartym dla tych, którzy za nią stoją, dla pozostałych namiastką prywatności i poczuciem bezpieczeństwa. W końcu stanąłem przed sejfem i widziałem poszczególne pułki, utargi z kolejnych dni. Wybrałem dzień, otworzyłem i poczułem ogromne zaskoczenie. Tak, to ja przyszedłem do Ciebie: ciebie i twoją rodzinę uszczęśliwić. Nie czekasz na mnie? Zapytał grzecznie ów dżentelmen, kłaniając się do podłogi i choć postać ubrana była w koronę, to przy bliższym wpatrywaniu się napełniała nie tyle zachwytem, co obrzydliwością. Pasożyt, który chce się żywić życiem innych. Tak o to, w ten prosty sposób ewangeliczny, z pełnego zaskoczenia wyskoczyłem z papuci, jak to się zwykło mówić i struchlałem. Walizki upakowane po brzegi huknęły o podłogę czyniąc czystki w odniesieniu do najbliższych planów. Z całą pewnością dziesięcio dniowych. Nagle w jednym momencie coś, co wydawało się mimo wszystko niemożliwe w odniesieniu do mojego trybu życia, stało się prawdą. Paradoksalnie jest też część, która czyniła zakłady o to, kiedy mnie w końcu odwiedzi. Zanim powiem o błędzie, chcę wrócić jeszcze na chwilę do obrzydliwej postaci, która próbuje stawać się prorokiem naszych czasów chroniąc niby życie, a wprowadzając podziały, animozje, złość, smutek, opuszczenie, nienawiść. Nie będę pisał o tym dalej, ponieważ obiecałem sobie, że tematem się nie skalam i wnikać nie będę w zawiłości, których i tak ani nie rozumiem, ani nie potrafię rozszyfrować, a tym bardziej zrozumieć. Po co więc mam siać jakiś zamęt lub strach. Gdybym siał ogień Bożej Miłości i pisał o pragnieniu Zabawienia ludzi byłoby to zrozumiałe, ale odwołując się do spustoszenia, którego jesteśmy świadkami, raczej pochwałą owego spustoszenia i zwykłym biadoleniem. Wiecie, co myślę o biadoleniu?
Wracając zatem do pustych walizek okazało się nagle, że czas się zatrzymał, a plany uległy całkowitej zmianie. Pojawiły się oczywiście jakieś kontakty, które musiałem poinformować o swojej przypadłości mianując się królem. Muszę powiedzieć, że to pierwsze królestwo, przed którym wszyscy się zamykają i przed nim uciekają. Jedyne takie, które od początku do końca utkane jest na kłamstwie. Skąd taka pewność. Otóż odniesienie jest proste, jak nie spojrzeć szeroko na świat, wszyscy mówią i głoszą to samo, a królestwo wewnętrznie skłócone, nie może się ostać, tymczasem to królestwo rośnie w siłę i ma się coraz lepiej. Tak czy inaczej padł blady strach i cień korony dał o sobie znać. Pojawiły się jak to zawsze pewne oskarżenia, ale…. Miałem już wdawać się w dyskusje i telefoniczne rozmowy, ale ostatecznie odpuściłem po krótkiej wymianie informacji. Po pierwsze król, żeby odszedł potrzebuje spokoju, a on sam marzy o wojnie, a po drugie znalazłem dzisiaj taki fragment, który pozwalam sobie wam zacytować. Nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc. Wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga. To tyle w odniesieniu do sądów i różnorakich opinii, podsycanych złością i ciemnością w jedną i drugą stronę.
Obiecałem Wam, że napiszę o przyczynie i źródle swoje choroby. Otóż pewnego dnia zwątpiłem, zamknąłem się w sobie, zezłościłem, przestałem oddychać pełnią życia czyniąc miejsce dla nieproszonego, a właściwie zaproszonego gościa. To główna przyczyna. Chodziłem po różnorodnych szpitalach, spotykałem się z dziećmi i znajomymi, słyszałem o ich chorobach, a ja cieszyłem się zdrowiem i wielu się dziwiło. No cóż pozwoliłem sobie na chwilę ciemności i stało się, ale w sumie stało się w konkretnym celu i w konkretnej sytuacji, której jeszcze nie widzę, nie rozumiem, nie znam, ale pełen nadziei i optymizmu, spróbuję odczytać. Zresztą już się pojawiły pewne znaki i uśmiechy w tej niezręcznej i mimo wszystko trudnej sytuacji. Póki starczy mi sił będę kontynuował swoje pisanie i swoje bycie, może z większa pokorą i zrozumieniem, choć to chyba nie ja, ale spróbuję….

Ps. Tak więc do jutra… chyba? Kiedyś byłem pewny, ale już nie dzisiaj. Dzisiaj widzę, jak nigdy, że moje pisanie, praca, bieganie, jazda i wiele innych to Jego uśmiechy. W obecnej sytuacji tylko mogę mu za nie dziękować i szukać w łamigłówce czterech ścian, ale co ważniejsze labiryncie konkretnych osób mojej rodziny. Pozdrawiam.


Ähnliche Artikel