Maciej Sz.

Smutek.

Ciemnością, która nieustannie nam wszystkim zagraża, jest swoboda podejmowanych sądów i wygłaszanych opinii w odniesieniu do innych ludzi. Ta krytyka i owa doskonałość naszego postrzegania siebie w odniesieniu do innych bywa zabójcza także dla nas samych, zgodnie z powiedzeniem kto mieczem wojuje ten od miecza ginie. W jaki sposób przeciwstawiać się tym zakusom, co robić, aby nie poddawać się chęci sądzenia i wydawania wyroków? Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Często wydaje się nam, że opinia innych wydana na nasz temat pozbawia nas części naszej wartości, a jeśli jest niepomyślna, pozbawia nas z pewnością dobrego humoru. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w drugą stronę, rzadko kiedy poddajemy w wątpliwość naszą ocenę innej osoby, nie wspominając o dobrze rozumianej empatii. I choć wielokrotnie być może obiecujemy sobie konkretną zmianę, to ów proces, który jest powolnym zmienianiem przyzwyczajeń, przywiązań musi trwać zgodnie z innym naszym polskim porzekadłem, co nagle to po diable.
Płomyk, który niesiemy w naszych sercach jest w swej naturze niesłychanie delikatny. Wymaga nieustannego wysiłku w dbałości o jego blask i piękno, które staje się nadzieją w naszej codziennej wędrówce. To dzięki niemu możemy zatrzymywać się nad naszym pięknem i wielkością naszego życia. Świętować i delektować się każdą chwilą, którą jesteśmy obdarowani, nawet taką, która wymaga z naszej strony czasami zasmucenia się lub zatrzymania nad swoim postepowaniem w poszukiwaniu światła Zmartwychwstania. Dla mnie tegoroczny Adwent jest wyjątkowy również z tego względu, że pewna epoka w moim życiu się kończy. Każdego dnia zadaję sobie pytania dotyczące przyszłości, a im bardziej w nie wnikam i wchodzę, tym bardziej niekiedy zapadam się w noc przyszłości. Niemniej jednak to doświadczenie staje się również dla mnie swego rodzaju wezwaniem do poczynienia kroków podsumowujących dotychczasowe życie i działanie. Niewiarygodne jest w tym wszystkim to, że wiatr złości próbuje pozbawić nas wewnętrznego światła na różne sposoby. Wczoraj wspomniałem o smutku związanym z niedostatkami materialnymi, które rodzą się w naszych sercach pod wpływem zazdrości, postrzegania dóbr materialnych lub tego wszystkiego, co mają inni, a czego my nie mamy lub czego nam samym brakuje lub też mimo podejmowanych wysiłków nie udało się nam osiągnąć. Jeśli mu się poddamy i zwyczajnie nie przyjmiemy naszej życiowej sytuacji, powoli przepoczwarzy się on w złość, która będzie zjadała nasze wnętrze, uśmiech, pogodę ducha i pokój codzienności, wszystko podporządkowując poczuciu braku.
Jeśli jednak uda nam się go przezwyciężyć, pojawi się inny, związany z tym, że to inni nas nie doceniają i nie dostrzegają pomimo wielu podejmowanych wysiłków i starań. W rolę innych może wcielić się żona, mąż, syn, córka, sąsiad, przyjaciel. Właściwie każdy może stać się ropą naszego serca i umysłu, która będzie toczyła powoli niechęć i smutek prowadzący do złości od środka. Ta żółć z czasem staje się zabójcza i niebezpieczna nie tylko dla innych, ale jeszcze bardziej dla nas samych budując fundament osamotnienia, zgnuśnienia, może nawet nienawiści.
Kiedy jednak i z tym sobie poradzimy, to rodzi się kolejny szczebel w komnatach naszego smutku. Jesteśmy nim my sami i nasza samoocena. Zaczyna pojawiać się głos, który podważa nasz wkład, nasze wysiłki i przerysowuje naszą bezradność i małość do granic możliwości. To już nie jest depresja i żółć, lecz samodestrukcja, która może przyjąć najróżniejsze formy.
W każdym przypadku moc i siła ma to samo imię. Jest nim światło Bożej Miłości, ale aby je odkrywać trzeba porzucać nieustannie budowane karciane domki, dające nam jedynie namiastkę poczucia własnej wartości i sensowności. To jest owa podróż Maryi i Józefa do Betlejem, pozostawienie dotychczasowego miejsca życia i wyruszenie na spotkanie Światła.
Mam świadomość, że wiele spośród tych zdań upraszczam, a one same wyrwane z kontekstu mogą zakłócać pewien spokój. Ten jednak bywa niekiedy złudny, wszak w spokoju człowiek śpi, a kiedy śpi, pozostaje w miejscu. Czas mija, a odległość przebytej drogi wcale się nie zmienia. Tymczasem nasz czas jest ograniczony, a droga ma wyznaczony cel. Wiele mieści się w naszych dłoniach podejmowanych decyzji i wybieranych wariantów. To jest owa wolność, w którą wpisane jest ryzyko i możliwość popełnienia błędów, oplecionych bolesnymi rachunkami. Na dzisiaj wystarczy.

Ps. Wiecie, coraz bardziej dzielę się z wami, tym, jak postrzegam siebie i świat dookoła mnie. Być może te teksty stają się moim osobistym pamiętnikiem, który wyciągam na światło dzienne. Dziękuję Wam za cierpliwość i wasz czas poświęcony na czytanie. Mam nadzieję, że coś z niego wynika, że coś wam daje i coś dobrego dla Was z tego wynika. Dla mnie na pewno. Mam się z kim dzielić, ale również sam mam nad czym po każdej lekturze podejmować refleksję. Życie jest takie piękne. Dobrej środy Wam życzę.

Ps. Oczywiście smutek ma znacznie więcej imion, ale nie ma takiego, którego nie można pokonać w Jego Miłości i to jest Dobra Nowina. Do, do…


Ähnliche Artikel