Maciej Sz.

Krótko o radości.

Radość nie jest sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy klauna. Nie przypomina w żaden sposób salw śmiechu wywołanych opowiedzeniem dobrego żartu lub udziałem w komedii. Owszem śmiech to zdrowie i dobrze jest się uśmiechać, jak najczęściej śmiać, pożartować. Nie chodzi mi jednak o radość zewnętrzną, która w swej naturze często jest krótkotrwała i nie ma głębokiego zakorzenienia w codzienności. Jej przeciwieństwem jest smutek, o którym pisałem przed paroma dniami. Myślę, że niekiedy zdarza mi się niewłaściwie rozeznawać zarówno samą radość, jak również smutek. Tą pierwszą wpisuję w ramy kabaretu, a drugą wpisuję w ramy narzekania i problemów.
Dzisiaj wokół nas i w samym sobie dostrzegam skłonność do przywiązywania większej wagi do tego, aby się radować i uśmiechać. Myślę, że wielu spośród nas zadaje sobie samym pytania i szuka odpowiedzi, szukając zarazem wewnętrznego pokoju.
Życie jest wyjątkową historią i wyjątkowym czasem, który każdy został obdarowany i powołany. Myślę, że skupianie się tylko i wyłącznie na aspektach rodzących trudy i postrzeganie ich w kategoriach demagogicznych jest sytuacją choroby, która toczy umysł i serce, napełniając je łzami. Uśmiech, który pochodzi z serca ma w sobie pełnię, podobnie radość. Trzeba jednak tą pełnie odkryć, odkopać, oszlifować, jak diament, a to jest już trud. Przyznaję, że zbyt często popadam w tą skrajność, zapominając o smaku zwycięstwa i pucharze radości.
Dzisiejsza refleksja jest króciutka, jak na moje możliwości, ale przecież nie chodzi o to, aby pisa długo, lecz z sensem i od serca.

Ps. Tymczasem ruszam w drogę do domu, do bliskich, a dom to nie miejsce, które przypomina marmurowy pałac, lecz miejsce w którym oddychasz pełnią życia.


Related articles