Maciej Sz.

Niemożliwe. Refleksja przed startem.

Szanse na wielką wygraną w totalizatorze sportowym, czy jakiejkolwiek globalnej loterii oczywiście istnieją, ale dotyczą wyjątków. Tymczasem liczba ludzi na świecie nieustannie rośnie i każdy z nich jest wyjątkowy, niepowtarzalny, chciany. Przynosi swoje bogactwo i słabość, aby nas nimi ubogacić. Pytanie o początek, o pochodzenie, to nieustannie niewyjaśniona tajemnica, która w ewolucji upatruje wielkość człowieka, czyniąc go bogiem, a zarazem wprowadzając hierarchiczne rozróżnienia. Choć systemy polityczne są różnorodne, to ostatecznie zawsze zmierzają do porządkowania i podporządkowywania. Nawet anarchia i brak prawa jest mimo wszystko jakimś porządkiem nieporządku. Ale zostawmy te jakże filozoficzne dywagacje epatujące udawanym duchem mądrości i wiedzy. Nie do tego nawiązuje początek. Początek nawiązuje do mojego tysiąca, który aktualnie się wytacza i zmierza do osiągnięcia lini startu. Przygoda? Wymysł? Głupota? Wariactwo? Najpierw jechać cały dzień w kierunku morza, aby potem wracać w góry, a właściwie próbować dojechać.
Myślę, że zrobię wszystko, żeby dojechać, taki jest cel. Nie ma wyników, nie ma rywalizacji. Jestem ja i cel, który już niebawem będzie mocno weryfikowany przez drogę. Jeśli postawiłbym na siebie samego, nie ma takiej opcji. Jeśli zaufam Jemu i oddam mu swoją naturę, aby mógł na niej zbudować ów cel są szanse. Wczoraj przemierzając drogę z Wiednia do Zębu, czułem obecność Jego Armii Aniołów, którzy trzymali swoimi niewidzialnymi dłońmi i niezrozumiałą siłą fason toru jazdy mojego samochodu. Mikrosekundy drzemki, to chwile, które niekiedy decydują o życiu moim i innych. Mimo postojów, czułem się słaby, a potem przyszła moc i było już dobrze. Kiedy dojechałem nad ranem, otworzyłem bramę i pierwszy raz poczułem się, jak w domu. To również mały cud i wielka radość, w źródle której ma początek pokój serca. Ten, którym możemy się dzielić i którym możny się wzajemnie obdarowywać.
Ten akapit odnoszę do przygotowania. To znaczy są w naszym życiu momenty w których rezygnujemy ze zrobienia czegoś, jakiegoś dążenia obawiając się porażki, przegranej. Skupiamy się na szlifowaniu diamentu i nadawaniu mu tak bardzo idealnego kształtu, wyglądu, że w pewnym momencie diament znika, a w powietrzu unoszą się tylko resztki jego struktury, opiłków, kurzu.

Ta przygoda, która dzisiaj się zaczyna i historia, która się pisze, jak zauważył Waldi, to historia otwarta. Bez względu na to, czy cel zostanie osiągnięty czy też nie, nie będzie to oznaczało braku wsparcia Szefa, pecha, braków w przygotowaniu. Takie dywagacje pozostawiam analitykom, którzy rozbierając niemalże wszystko na czynniki pierwsze przy okazji rozebrali samych siebie – taki żarcik. Dobrze, że są i zbierają wiedzę.

Był czas, kiedy niemalże codziennie jeździłem z synem z góry i do góry, z domu do przedszkola i z przedszkola do domu. Czas ponad dwóch, może trzech lat. To był trening przygotowujący do jazdy z obciążeniem. 😀 Też żarcik.
Za każdym razem, kiedy jadę z rodziną rowerem również wiozę tobołki, ale również uczę się cierpliwości i i umiejętności dostosowywania, współpracy. To są zawsze niewiarygodne chwile, czasem już, niekiedy denerwują, męczą, ale niosą w sobie dużo więcej radości i uśmiechu, aniżeli można sobie to wyobrazić. Mają w sobie jeszcze jeden ważny element odsłaniają moje prawdziwe oblicze przede mną samym. Są bezlitosnym i prawdziwym obrazem mnie samego. Pokazują nad czym należy pracować.
Codzienne dojazdy do pracy w ciągu wszystkich pór roku, to systematyczność, która może pomóc przezwyciężyć zniechęcenie i ból. Jest jak hartowanie mięśni monotonnym obrazem uporządkowanych, odnowionych przestrzeni, które ciągle wyglądają tak samo i ciagle chcą być idealne.
Biwakowanie z rodziną nauczyło mnie zaradności w każdej sytuacji. Nawet wówczas, gdy przychodzi burza, leje przez dwa boże dni, czy kiedy okazuje się, że żywność i woda oraz inne rzeczy zostały zamknięte w samochodzie wraz z kluczykami o 20 wieczorem, na polu w lesie, skąd do najbliższego sklepu jest 12 kilometrów, nie mówiąc o zakładach ślusarskich i innych udogodnieniach wspierania człowieka, które wyłoniły się w drodze postępu cywilizacyjnego. Na biwakowania nauczyliśmy się dobrze odżywiać wszystkimi darami natury. Cieszyć się zimną wodą i wodą wypływającą ze źródła przy jeziorze. Nauczyliśmy się wspierać siebie nawzajem i panować nad emocjami, aby nie tylko dodać sobie otuchy, ale również być prawdziwym wsparciem.
Myśląc o tysiącu musiałbym odnieść się również do swojego dzieciństwa, postawy rodziców, dziadków, rodzeństwa, którzy wnieśli w moje życie pewien smak i sprawili, że jestem tu, a nie gdzie indziej i jestem kim jestem.
Nie jestem w stanie przelać na ten elektroniczny papier wszystkich myśli, historii, opowiadań, wydarzeń, uczuć. Jednak też nie o osobisty ekshibicjonizm życia tutaj chodzi. Dzisiaj wielu znanych ludzi obnaża swoje intymne sekrety upatrując w nich swoją wielkość i wyjątkowość, zatem nie ma ani konieczności, ani ja też nie czuję ambicji, aby podążać tym śladem. Łaska buduje na naturze, a nie na sensacji. Chodzi mi jedynie o to, że ideału w sensie przygotowań, w sensie podejmowanych wyborów nie osiągniemy. Zawsze można coś w perspektywie czasu zrobić lepiej, dokładniej, porządniej. Wychodzi w praniu. Można pomstować i uciekać, narzekać i biadolić. A można tez próbować. Ja próbuję niesiony ogromem wielu dobrych słów, Jego Miłości, miłości bliskich. Od córki międzyinnymi dostałem masażer na zakwasy, taśmy rozgrzewające, żele i spojrzenie pełne wiary w szalonego ojca. Zreszta od całej rodziny. Być może 1000 postawi granicę, której już nie przekroczę, w końcu 50.tka się zbliża, jedno jest pewne to historia, która się pisze i niesie w sobie wiele zagadek, lęków emocji, a najwięcej radości, uśmiechu i cudu. Cud się w sumie już stał. Jadę tam.

Ps. W kolejnym artykule podeśle Wam link do śledzenia mojej pozycji, jeśli będziecie chcieli oczywiście. Pozdrawiam Was i cieszę się, że mam czas, aby coś napisać. Takie to refleksje pojawiały się w mojej głowie, kiedy przemierzałem Polskę pociągiem. Powstaje pytanie: jakie refleksje pojawiały się, kiedy przemierzałem ją rowerem? Cóż. Myślę, że na to pytanie każdy może odpowiedzieć sobie sam i wiele się nie pomyli. Pozdrawiam. Może jutro uda się coś napisać.


Related articles