Maciej Sz.

Jest już późno, a ja nie mogę spać.

Wieczorna walka, którą dzisiaj toczyłem póki co zakończyła się przegraną. Umysł mówi chcę spać, duch poszukuje spokoju, a ciało jakby bezradne, bezczelnym głosem mówi, a ja się nie poddam i spać nie będę. Tym razem jeszcze nie pora. Srebrzysty Księżyc na niebie pięknie się uśmiecha i chociaż to noc, to nic się nie zgadza. Zagląda przez okno i wraz z jesiennym powietrzem, wlatującym przez szparę chłodem śpiewa kołysankę. Na biurku stoi nocna lampka, którą dostałem od żony na swoje 40 urodziny. Zawsze o takiej marzyłem. Kojarzy mi się z pokojami wypełnionymi książkami, zapachem cygar i lampką dobrego, wybornego koniaku albo szlachetnego wina w kolorze bieli lub zachodzącego Słońca. Świadomość tego, że żona już śpi i dzieci już śpią napełnia mnie z jednej strony radością i pokojem, a z drugiej rodzi pytanie, dlaczego ja nie mogę spać. Usiadłem zatem na swoim krześle, które metodą rekwirowania dóbr materialnych zabrałem naszej studentce. Otworzyłem komputer, obok ustawiłem butelkę piwa i piszę.

Kiedyś marzyłem o tym, aby zostać pisarzem i oto jestem. Marzenie się spełniło. Piszę. Od ostatniej i zarazem pierwszej książki, mojego debiuty minęło sporo czasu. Pojawiały się plany i pomysły na nowe powieści, poradniki, opracowania, ale pisać dla samego pisania i przenosić Ciebie czytelniku w świat, z którego nic nie wyniesiesz nie ma większego sens, żeby prawdziwie pisać i tworzyć, trzeba prawdziwie żyć. Owszem bujna wyobraźnia pomaga i można w garnitur stu lub dwustu stron ubrać biografię, romans, poradnik na bycie kimś lub podróż dookoła świata. O ile ów garnitur potrafi zachwycić, czegoś nauczyć, coś pokazać, to warto go szyć, ale pisać dla samego pisania?

Kiedyś zmieniając swoje życie odgrażałem się, że ja Wam udowodnię jak się robi pieniądze, zobaczycie, jeszcze będę waszym dobroczyńcą i sponsorem. Tymczasem krzątam się od kilkunastu lat próbując coś zmienić i podejmując pracę, która daje utrzymanie mi i mojej rodzinie, przy okazji od czasu do czasu spełniając męskie zachcianki. My mężczyźni jesteśmy kolekcjonerami. Uwielbiamy techniczne nowinki, gadżety, narzędzia, walkę i rywalizację, a kobiety? Wydaje mi się, że je trochę znam, ale za każdym razem potrafią mnie zadziwić. One po prostu są zwyczajnie inne i nie wiem, co uwielbiają. Kiedyś swojej żonie kupiłem, jak mi się wydawało piękne kwiaty, tymczasem ona określiła je mianem badyli. Raz mówiłem coś poważnie, a ona zażartowała.  Oczywiście nie chcę uogólniać, ale żeby wytrwać razem i iść razem przez życie w małżeństwie trzeba pokonać wiele takich nieporozumień, przezwyciężyć wzajemne zranienia, przeszłe momenty, bo one już nie wrócą. Jedyne, co można zrobić to próbować nie wchodzić do tej samej wody i tych samych błędów nie popełniać. To właśnie z owego przebaczenia i totalnej kasacji win i zaniedbań rodzi się miłość. Miłość, która jest naprawdę nie z tego świata. Miłość dozgonna, cierpliwa i łaskawa. Piękna, jedyna, niepowtarzalna i wyjątkowa, jak każdy nowo budzący się dzień i nadchodząca noc. Miłość zakorzeniona w Nim.

Pisząc i czytając to wszystko widzę, że marny ze mnie pisarz. Zacząłem epicko, a rozwijam się w moralizatorstwie i analizie płci. Zmierzam w kierunku teologii, której i tak nie jestem w stanie ani pojąc, ani zrozumieć. Zadziwia mnie Plan Odkupienia zrealizowany na Krzyżu. Myślę sobie, że gdyby Chrystus był bankierem i zamiast pokuty w czasie spowiedzi wręczałby w ramach Swego Miłosierdzia skromny czek, opiewający na sumę 1000 Euro, przed konfesjonałami ustawiałyby się długie kolejki. Przecież jest Bogiem. Do Niego należy Ziemia i wszystko, co jest stworzone, zatem mógłby. A ludzie? Ludzie byliby szczęśliwi przez chwilę.

Marks stworzył podwaliny utopii. Za nią poszedł Lenin, Hitler, Stalin i za nią podążają inni mianując siebie bogami, obiecując śliwki na wierzbie. Stwórzmy i swoją utopię. Wyobraźmy sobie, że każdy z nas w momencie narodzin otrzymuje czek na 1.000.000 Euro. Za każdy dobry uczynek nasz kapitał się powiększa o skromnego euracza, a za każdy zły uszczupla się o dwa euracze. Co podpowiada nam duch tego świata. Bądźcie kolekcjonerami dobrych uczynków, a będziecie bogaci. Czy byłaby to wolność, czy swego rodzaju zniewolenie. Uśmiechalibyśmy się do siebie w szczerości, czy raczej może z wyrachowania. Nie wiem, czy Was zaskoczę, ale historia Kaina i Abla już była. Zakończyła się jak. Śmiercią tego, któremu się powodziło, który w oczach Boga był dobry. Kain nie mógł tego znieść, że nie jest, jak Abel, więc postanowił uśmiech i szczęście zakopać pod ziemią, zabijając swojego brata.

Duch tego świata wydaje się bardzo logiczny. Wszyscy mamy argumenty i wszyscy mamy rację. A mając rację i swego rodzaju parytet na prawdę i nieomylność obkładamy się słowami, aby to udokumentować. Słowami oskarżeń, wyimaginowanych pozwów lub zwykłego poniżania człowieka i wyciągania jego najintymniejszych sekretów.  Chodzi mi o prostą zasadę. Jeśli nie potrafię uargumentować swoich racji, uchylić prawd, przed nimi uchylić czoła, to zawsze mogę zburzyć autorytet tego, który ją wygłasza. Widzę to jako analogię do banków. Idę po kredyt, wykazuję swoje dochody, a bank mówi sprawdzam i albo mam dobry kamuflaż, albo dobre dochody, albo…

Logika Boża jest logiką nie z tego świata. Odkupienie z krzyża? Ja go nie chcę! Tak! Nie chcę krzyża!  Chrystus też go nie chciał nieść, ale z miłości do Ojca, z miłości do człowieka wziął i go poniósł. Siedząc i pisząc pomyślałem sobie o dawnych czach bez maszyn rolniczych. Praca była męcząca, ciężka. Momentami nieludzka, ale wszyscy nieśli jej krzyż, a po skończeniu swojej, jeszcze sobie wzajemnie pomagali. A potem biesiadowali. Tworzyli więzy, prowadzili rozmowy, byli obecni dla siebie nawzajem. Byli ze sobą. Logika krzyża nie jest logiką tego świata, bo jest logiką świata, którego nie znam, ale o ile będzie mi dane, koniecznie chcę wznieść puchar wina, tego z Kany Galilejskiej. Logika tego świata opiera się na tym co znamy. Znamy dobrobyt, bogactwo, wycieczki, urlopy. Tworzymy sobie cele, zapracowujemy się tracąc czas. Jednego dnia widzimy niemowlaka. Cieszymy się jego narodzinami, a potem wracamy do domu i jesteśmy zdziwieni kiedy on dorósł. Ciągle za czymś biegniemy, gonimy. Chcemy zatrzymać w splecionych dłoniach doczesne szczęście, lecz on niczym woda przelewa się przez ni i znika. Czerpiemy znowu i znowu i znowu i….

Czesław Niemen śpiewał o dziwnym świecie i jeszcze dziwniejszych ludziach. Dziwne? Widział swego rodzaju nienawiść, zło. Dostrzegł czarną dziurę szybciej, niż naukowcy i o niej zaśpiewał. Zaśpiewał o logice tego świata. Jednakże Chrystus, który odważnie nazywał rzeczy po imieniu widział zupełnie coś innego. Widział ludzi zagubionych, jak owce bez pasterza. Widział dorosłych, jak dzieci, które chcą uczyć się prawdziwej miłości i które prawdziwie potrafią kochać. Widział świat kruchej ułomności naszych ciał. Uzdrawiał, lecz widział też świat, z którego dzisiaj wielu się śmieje, wielu nie dostrzega, a wielu nazywa bajką. Świat złych duchów, które też walczą. Walczą metodami tego świata. Myślę, że to wielki dramat Kościoła jako wspólnoty, Kościoła jako ludzi wierzących, mój dramat, że tak często zamiast rozmawiać, a nade wszystko miłować, a miłować to znaczy brać krzyż, bierzemy do swych dłoni kamień i rzucamy krzycząc ukrzyżuj. I rzeczywiście krzyżujemy Miłość, z której zrodziło się odkupienie, jak również Miłość, do której jesteśmy powołani i która jest w nas.

To jest naprawdę dziwne, że Chrystus historyczny staje się legendą, a jednorożec staje się prawdziwym bogiem. Miłość, szacunek, natura, ustępuje miejsca złości, nienawiści i wynaturzeniu. Chyba za mało kocham, albo za dużo wydaje mi się, że kocham? Nie wiem.

Te kilka nocnych refleksji oddaję w Wasze ręce. Może już teraz zasnę? Może się uda? Poddaję je Waszym przemyśleniom i Waszej ocenie. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli ktoś zechce skomentować, coś dopowiedzieć, a może coś do mnie osobiście napisać, zaproponować temat lub zadać pytanie. Dobranoc.


Pokrewne tematy