Maciej Sz.

Wolność. Dar i zobowiązanie.

Wolność to wielki dar. Tak bardzo wielki i tak bardzo istotny, że kosmogonie w zdecydowanej większości ukazują szacunek ze strony Boga i bogów do tej wartości, która została człowiekowi podarowana. Żaden z nich nie interweniował, aby człowieka powstrzymać od nieposłuszeństwa, sprzeniewierzenia, sprzeciwu, obrazy, wszak szanował wolność człowieka.  Oczywiście człowiek poniósł i ponosi konsekwencje swoich wyborów do dnia dzisiejszego. Odwdzięcza się on najprostszym pytaniem, w którego ramy wpisana jest przewrotność. Skoro Bóg, bogowie wiedzieli, że tak się stanie, to czemu nie powstrzymali człowieka. Może dlatego, że w przeciwieństwie do nas, zachowań ojców, myślę tu również o sobie, że to nam ojcom zdarza się czegoś zabronić, zakazać w imię wyższej wartości, wyższego dobra. Można sobie jednak zadać równie proste pytanie, jak smakowałaby miłość dziecka, zamkniętego w klatce mieszkania, pokoju, ogrodu dobrobytu,  w którym dosłownie miałoby wszystko, ale mogłoby robić jedynie to, na co my jako ojcowie, rodzice byśmy pozwalali.

W dzisiejszych czasach, kiedy chcemy wszystko logicznie widzieć, uzasadniać i wyjaśniać, słowo kosmogonia budzi raczej uśmiechy na twarzach, a niekiedy nawet wyraz politowania. Dużo rzadziej natomiast jawi się impulsem prowadzącym do refleksji nad człowiekiem, istotą człowieczeństwa, życiem. Nie uważam, aby naukowe wyjaśnianie i poszukiwanie początków świata, człowieka było demonicznym działaniem. Moim zdaniem, jawi się ono jako doskonałe uzupełnienie wspomnianych kosmogonii, jak również nieciągnący się łańcuch nowopowstających pytań, którego końca nie widać. Za każdym wyjaśnieniem, każdą kwestią skrywa się nowe, kolejne pytanie. To naprawdę imponujące ile na temat początków człowieka wiemy. Ile wiemy na temat początków Ziemi, Wszechświata, a zarazem jak w sensie pytań zasadniczych i najistotniejszych wiemy ciągle mało.  Być może wiedza jest swego rodzaju batutą, która spycha na manowce czarodziejską różdżkę wiary. Z jednej strony muzyka, wielka orkiestra, piękne granie, a z drugiej świat całkowicie nieograniczony, nieskrępowany, w którym rzeczy wręcz niemożliwe zamieniają się w realia. Różnego rodzaju cuda, objawienia, znaki widzialne. Wobec tego wszystkiego, nauki i wiary, człowiek często podążą tropem pierwszych rodziców i broni swojej wolności w imię wiedzy i niczym nieskrępowanego wyboru.

Niesamowite jest to, co czuli pierwsi chrześcijanie, którzy ponosili śmierć męczeńską. Przez te wszystkie wieki, jak również w dzisiejszych czasach, wielu z nas męczeństwo wydaje się tezą wyssaną z palca. Tymczasem wystarczy poczytać statystki, poszperać i przekonać się samemu, że to wcale nie mrzonki, czy wręcz zapomniana przeszłość pierwszych wieków. Wracając do tych pierwszych często zastanawiam się nad kerygmatem, którego słuchali i który słyszeli, że rezygnowali z życia doczesnego na rzecz życia wiecznego. Z jaką mocą głosili Słowo Boże pierwsi wyznawcy, pierwsi chrześcijanie, jak bardzo rozprawiali nie tylko słowem, ale również jak bardzo pociągali swoim przykładem, spojrzeniem, zrozumieniem i otwarciem na drugiego człowieka. Czego nie mam w sobie, czego mi brakuje, że mój kerygmat i moje spotkanie w połączeniu z mym życiem jako ojca, męża, pracownika jest ciągle za słaby i za mały, aby pociągał moje dzieci. Może zbyt mocno „ja” chcę swoim „ja” uczynić „Cud Wszechmocnego Ty”, a zarazem moje „ja” panicznie boi się utraty życia w swoim własnym sosie? Przed czym uciekam, czego się boję? Zachowania swojego ziemskiego bycia w komforcie, codzienności wygody i spokoju kosztem utraty wieczności? Myślę sobie, że gdybym bardzie otwierał się na Miłość i pozwalał się prowadzić pisałbym odważniej, głośniej, dobitniej i wyraźniej. Tymczasem jest gdzieś we mnie schowany mały chłopczyk, który podpowiada nie pisz, bo ciebie zlinczują i stracisz.

Pisząc to i rozmyślając nad tym widzę, że wbrew pozorom wiele się nie zmieniło. Może imiona bożków, którym we współczesnym świecie mamy oddawać pokłon. Nie buduje się im już współcześnie panteonów, marmurowych ołtarzy. Nie poświęca miejsc i skwerów, tak jak bogom nieznanym. To niemodne. To przestarzałe wobec oświeconych współcześnie ludzi. W modzie natomiast jest wygodna izolacja umysłowa od niewygodnych faktów, niezręcznych wydarzeń. Właściwie zagłębiając się w wiadomości wszelkiej maści można odnieść wrażenie, że igrzyska w Koloseum się nie zmieniły. Zmienili się zaledwie gladiatorzy, aktorzy, widzowie, przedstawienia. Cel natomiast pozostał niezmiennie ten sam. Zaspokojenie głośnego krzyku chleba i igrzysk.

Nie pisze tego wszystkiego, aby w kimkolwiek wzbudzać poczucie winy, czy jakiekolwiek wyrzuty sumienia. W dzisiejszym świecie to działanie nie odniesie sukcesu. Pozostanie bez echa, wszak słowa pouczają, a przykłady pociągają. Jedyna słuszna i sprawdzona droga to przykład, ale z tym bywa najtrudniej, bo oto on powraca do początku tego całego wywodu, naszej wolności, która jest wielkim darem. Pozwólcie, że tak prowokacyjnie przedstawię Wam kilka prowokacyjnych przykładów w odniesieniu do wolności, bez odpowiedzi na pytanie o wolność.

  • czy samobójstwo jest przejawem dobrze wykorzystanej wolności?
  • czy prowadzenie samochodu pod wpływem jest przejawem dobrze wykorzystanej wolności?
  • czy wręczanie łapówek, kolorowo zwanych majątkowymi korzyściami jest przejawem dobrze wykorzystanej wolności?
  • czy oczernianie innych, jest przejawem dobrze wykorzystanej wolności;
  • czy rozwody są przejawem dobrze wykorzystanej wolności?
  • czy mój nałóg palenia, albo kolorowa praca są przejawem dobrze wykorzystanej wolności?
  • czy zdrada ukochanego, ukochanej to przejaw dobrze wykorzystanej wolności?
  • czy zabijanie nienarodzonych dzieci popularnie zwane aborcją płodów w imię wyższych celów, to przejaw dobrze wykorzystanej wolności?
  • czy oddawanie rodziców do zakładów opieki, eutanazja, oszustwa podatkowe, kłamstwa, wykorzystywanie innych, zakłamywanie rzeczywistości, naginanie zasad moralnych, naturalnych, zastraszanie innych, budzenie poczucia lęku, samotności, pogoń za tanią sensacją i sprzedawania gównaw imię dobrodziejstw mamony i zysku, to przejaw  dobrze wykorzystanej wolności?

Oczywiście to tylko kilka pytań. Może lekko prowokacyjnych. Pytania, które zakłamują codzienność, wartość życia, wartość człowieka, wartość Boga. Czemu prawdziwy chrześcijanin jest niepożądany? Jak on rozumie swoją wolność?  Jak rozumie swoją wartość? Kim jest i dokąd zmierza? Odpowiedź, aż nadto szokuje i aż nadto może każdego z nas wystraszyć i zniechęcić. Na Krzyż!!! Droga prawdziwego chrześcijanina prowadzi na krzyż, bo on sam czerpiąc „Moc z Miłości Ukrzyżowanej” nie wchodzi w kompromisy ze złem, ale zło i zaprzeczenie wolności oraz dobra zawsze nazywa i zawsze będzie nazywał po imieniu. Dzisiaj tak, jak nigdy dotąd potrzeba nie spikerów, narratorów chrześcijaństwa, ale nadto jego świadków. Może oto właśnie chodzi w tym wszystkim, abyśmy wyszli z tej sytuacji przemienieni, inni, silni. Sam pytam Go, Nauczycielu nic Cię to nie obchodzi, że ginę. Sam pokazuję mu swój strach i lęk, skrywam się za zasłoną artykułu, tekstu, słowa. Tymczasem On naprawdę jest, był i naprawdę przychodzi.

Myślę, jak bardzo rzeczywistość musi być zakłamywana, jak wiele musi być nienawiści, złości, wręcz wściekłości ze strony przeciwnika, skoro tak bardzo chce wszystko zniszczyć, ustanowić nowy porządek świata i cieszyć się rzekomym zwycięstwem. Smak rzekomego zwycięstwa przedstawił Pascal w swym zakładzie. Jeśli wygrywasz doczesność, a przegrywasz wieczność, to co osiągnąłeś? Szukajcie tego co, w górze, a w górze jest Miłość, bo Miłość jest doskonałym wypełnieniem prawa. Nie paliłem teraz skręta, ani nie piłem alkoholu, ale myślę sobie, że tego większość z nas poszukuje, pragnie i dostaje, trzeba tylko szerzej otwierać oczy. Wyżej wznosić ramiona. Niekiedy je rozkładać, aby zmartwychwstawać.

Pocieszające jest to, że krzyż przyszedł dla Chrystusa po 33 latach życia. Trzydzieści lat w Nazarecie. Życie z Matką Bożą i życie w stolarni świętego Józefa. Zabawy z rówieśnikami, odwiedziny rodziny i wiele więcej. Potem 3 lata nauczania i Golgota i Krzyż i Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie. To dobra wiadomość, bo Jezus Chrystus przygotowywał się do tej Golgoty całe swoje życie, całe Jego nauczanie ku niej prowadziło.  Jednak najważniejsze w niej było Zmartwychwstanie. Bez niego nic, by nie znaczyła i byłaby niczym. Potem dał nam Ducha Świętego, a potem byli pierwsi chrześcijanie, kolejne wieki i jesteśmy my. Dzieci XX i XXI wieku, które szukają ojca i które potrafią się na tej drodze zgubić.

Ps. To moje przemyślenia, za które podejmuję się być odpowiedzialnym. Pozdrawiam.

Podobny artykuł.

 


Pokrewne tematy