Maciej Sz.

Wpis numer 5 (pięć).

Do końca pozostało osiem wpisów. Dla mnie to ogromna radość, z wiadomych względów. Coraz śmielej i odważniej zbliża się dzień spotkania z ukochaną. Pozwoliłem sobie na krótką pauzę w ostatnich dniach. Związana jest ona z naszym kalendarzem, który wykracza swoimi ramami poza dwunastkę. Ostatnio Wam pisałem o uśmiechniętej i nad wyraz szczęśliwej żonie, zdjęciu, które będę zawsze trzymał pod poduszką i ze wszelkich miar dążył do tego, aby ją taką widzieć, jak mam nadzieję z wzajemnością. Do tanga trzeba…
W naszym kalendarzu znalazły się dwa wpisy. Pierwszy pod tytułem babcia, a drugi odbioru babci z przedszkola. Pomyślałem sobie, że przyjrzę się relacjom, które często rzutują również na nasze związki, relacjom rodzinnym.
Wyobraźcie sobie Wasze małżeństwo, jako wyprawę trampingową. Bierzecie walizkę, plecak, czasami zwykłą torbę i ruszacie w drogę. W tym bagażu schowana jest cała Wasza dotychczasowa historia: dzieciństwo, dojrzewanie, młodość. Pierwsze i ostatnie Święta Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy, prezenty, rodzinne eskapady, radości, ale również wszystkie smutki, bóle, porażki, przegrane. Słowem lata, które przeminęły, a które sprawiły, że jesteście tacy, a nie inni. W tej drodze właściwie możecie liczyć tylko na siebie. Zatem ukrywanie niektórych rzeczy, jako również pozostawianie ich tylko i wyłącznie dla siebie jest praktycznie niemożliwe. Zdarza się niekiedy, że nie chcemy przyjąć tego, co niesie ukochana osoba. Nie potrafimy zaakceptować podartych spodni, zużytych skarpetek, czy wychodzonych butów. Pewne powiązania z przeszłością, rodziną spotykają się z całkowitą dezaprobatą. Co wtedy robić? Pożegnać się? Podać sobie dłonie, podzielić bagaże i zwyczajnie się rozstać? Przecież kiedy zepsuje się pralka lub telewizor nie wystawiamy ich od razu na śmietnik. Zepsuty samochód nie oznacza konieczności kupna nowego? Mylę się?
Każdy z nas popełnia błędy. Większe i mniejsze. Bardziej lub mniej raniące drugą stronę. Nikt nie jest przecież idealny, a plecak, który niesiemy to nie nowy nabytek, lecz nasz spadek, nasz garb, nasze życie. Co zatem robić?
Myślę, że  w tych sytuacjach najważniejsze jest poszukiwanie kompromisu, który buduje się poprzez słowa uprzejmości i szacunku: dziękuję, proszę, przepraszam. Dziękuję za to, że jesteś. Proszę wybacz! Przepraszam za niezrozumienie. Te proste gesty, skąpane w deszczu łez ( i znowu ta wyspa) pozwalają odetchnąć, nabrać powietrza, dystansu i spojrzeć na wszystko nie z chłodną kalkulacją arytmetyki, lecz osuszającym ciepłem Słońca miłości. Czym są łzy? Są morską wodą, słoną wodą? Czym jest woda? Naszym budulcem. Czym jest sól? Doskonałą przyprawą, doskonałym konserwantem. Jeśli patrzycie na to w takiej perspektywie, łatwiej podjąć kolejna próbę. Łatwiej umocnić to, co zbudowaliśmy, to kim jesteśmy wobec siebie samych. Bagaż babci i dziadka, mamy i ojca, teścia i teściowej, czasami brata, siostry, najlepszego przyjaciela włożyliśmy do naszego plecaka nie zawsze całkowicie świadomie, chyba, że mamy możliwość wyboru rodziców, miejsca narodzin, dojrzewania. Każdy chce mieć szczęśliwe dzieciństwo i każdy ma do niego prawo, ale nie każdemu się udaje, a jeśli się kocha to nie kocha się za coś, tylko pomimo to. Kocha się nie dla bogatych teściów, nie ze względu na, kocha się pomimo to!
Zawsze, kiedy nie mam już cierpliwości do rodziców, aby nie wskazywać na jedną czy drugą stronę, myślę sobie o niej i o sobie. Myślę o nas i naszych dzieciach i to nas widzę. Niestety bolączką wielu jest brak owego odcięcia. Niesiemy nasze plecaki, podróżujemy razem, a zdarza się, że zamiast pójść za głosem ukochanej idziemy za głosem tatusia lub mamusi, badając nie tyle wytrzymałość pępowiny, bo ta przynajmniej w namacalnym, cielesnym, fizycznym względzie została dawno odcięta, co bardziej cierpliwość drugiej połówki. Przykładami można sypać z rękawa, naprawdę. Ona ugotowała rosół, choć w domu mamusia nie dopuszczała jej do kuchni mówiąc ucz się dziecko, studiuj, a ja będę gotowała, ty nie umiesz i co? Ugotowała, a on przywołuje koszmar mamusi, chłodno stwierdzając: moja mam gotowała lepszy. Pięknie! To się nazywa cementowanie relacji. takie proste, banalne, a tak bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe. On pracuje w miarę swoich możliwości, stara się jak może najlepiej. Wszystkie pieniądze uczciwie oddaje, aż tu nagle jednego dnia słyszy: szkoda, że nie jesteś jak mój tata, on to miał smykałkę do interesów. On zamiast płakać przypomina sobie ojca, który mu powtarzał: ty synu do roboty, to się nie nadajesz i co robi? Nic idzie z kolegami na piwo. Zapomnieć, zaleczyć, załatać dziurę swojego plecaka.
Przytoczyłem tylko dwa przykłady, a mógłbym więcej. Poprosicie- to napiszę. Nie ma sprawy, lecz nie o to chodzi. chodzi o to, aby poznać plecak i bagaż swojego partnera, partnerki i umiejętnie wspierać w chwilach słabości, jak również największych starań.

Kiedy wszystko się udaje, idzie po naszej myśli i jest zaplanowane z góry tak, jak my tego chcemy, jest dobrze. Kiedy jest inaczej zaczyna się dramat. Mieliśmy wejść na górę, bo zapowiadali piękną pogodę. Nagle rozpętała się burza i trzeba teraz poczekać w namiocie, ale nie da się, bo przecież przecieka.
Uwielbiam wszystkie dobre rady rodziców i dobre pytania, wypływające z zatroskania o nasze życie, a przecież nie wszystkie są złe. Małżonkowie, partnerzy muszą być jak młynarze, którzy potrafią razem i samodzielnie oddzielić plewy od ziarna. Dokonać właściwej oceny. Wyciągnąć wnioski. Postawa negująca wszystko w imię zasady nie jest dobra. Postawa aprobująca z kolei wszystko, również nie ma nic wspólnego z dobrem. Tylko postawa młynarza, który doskonale wie czego potrzebuje doskonała mąka, miłość.

Dla jednych kobieta trzymająca kielnie jest obrazem feministycznego marszu kobiet, a dla innych mężczyzna pchający wózek i gotujący obiad wyrazem genderowej rewolucji. Wspaniale świat się zmienia, a my razem z nim, ale przecież do hole.. nie o to chodzi. Liczymy się my. Ja i ona. To my zdecydowaliśmy się być ze sobą. To my pokochaliśmy siebie. To my kładziemy się obok siebie i budzimy następnego dnia. To MY! JA i TY!!!
Przepraszam Was, za małe wulgaryzmy i wykrzykniki, lecz nie mogę sobie darować, aby dotrzeć do tych, którzy będą czytali me przemyślenia i doświadczenia. Nie popełniajmy błędu niezapominajki. Nie zapominaj, że to Ty, że to Twoja mama, tata Twój i Twój brat, nie przeze mnie, ale przez nich. Nie popełniajmy błędu narcyzów. To Twoja wina! Ja z tym nie mam nic wspólnego, ja zawsze chcę dla nas jak najlepiej. Nie popełniajmy błędów stokrotek, ach jaka ja jestem piękna, tylko muszę kwitnąć w pobliżu tak ohydnego ostu.

Nie popełniajmy błędów, których później moglibyśmy żałować. Kwiaty kwitną co roku, a miłość, jak dąb może tylko rosnąć. Na miejscu kwiatka wyrośnie nowy, może inny, a po Dębie, większym lub mniejszym zawsze pozostanie ślad w ziemi, ślad w sercu, ślad korzenia. Słowa proszę, przepraszam, dziękuję użyźniają naszą glebę bycia razem, podobnie jak słona łza (i znowu ona).

Te dwa dni z kalendarza Maksymiliana, dały mi bardzo dużo do myślenia. W domu rodziły się mniejsze lub większe huragany, wszak pomaga mi mama. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że nawet sielanka. Co mnie pcha? Miłość. Co jest moją siłą? Oczekiwanie! Co jest moim sercem? Ty kochanie, tylko Ty. Z tego serca są nasze dzieci, tak jak my z serc naszych rodziców. Niech zatem pulsuje.

Na koniec polecam Wam założyć słuchawki. Wsłuchać się w tekst piosenki. Czemu taka popularna. Ciekawie zagrana? Piękna? Może prawdziwa?

Piosenka dla Was.


Pokrewne tematy