Maciej Sz.

Jesienna zaduma.

Jesienna zaduma sprzyja refleksjom. Długie wieczory z lampką wina w dłoni lub kubkiem gorącej herbaty słodzonej miodem i zaprawianej imbirem pozwalają zatrzymać się na chwilę przy dźwiękach ulubionej muzyki. Kiedy dopada nas jednak jesienna chandra, to pozostaje nam cierpliwość tkania koca, który okryje nasze słabości i pozwoli się zagoić ranom. Lepiej nie uciekać od tego, co nam się nie podoba, boli, czego czasami nie akceptujemy w sobie samych. Najprostsza, a zarazem najtrudniejsza sztuka to pozwolić przemówić naszemu wnętrzu, abyśmy swoją szafę wartości na nowo poukładali. Zrobili to dodatkowo w taki sposób, abyśmy nie musieli się nad nią pochylać za kilka dni.
Łatwo się mówi i łatwo pisze, jeszcze prościej doradza innym. Najtrudniej jednak samemu posprzątać i uporządkować to, co zostało nadszarpnięte doświadczeniem lub słabością. Patrząc na minione tygodnie od wielu dni powtarzam, że rzucę palenie. Nie palę dramatycznie dużo, ale jednak gdzieś ów dymek pozostawia niepokój, który burzy poczucie własnej wartości. Chciałbym znowu powrócić do systematycznego biegania i jazdy, ale chłód i jesienna słota skutecznie zniechęcają. Dobrze byłoby jeszcze pisać systematycznie i mieć o czym, a zarazem robić to w taki sposób, aby wzbudzić w czytelniku zainteresowanie i pasję do swojego życia. Słowu nadać smak trzaskających iskier w kominku, a sens wlać w ciepłe pantofle chroniące stopy. Widzieć uśmiechnięte twarze dookoła i umieć odpowiadać w sposób konkretny i rzeczowy na pojawiające się problemy. Jest jeszcze kilka innych mniej lub bardziej ważnych aspektów, które dodałyby smaku całości i uczyniłyby z niej radosną opowieść życia. Jest to istotne, lecz ostatecznie nie jest istotą samego życia. Tą istotą, jakkolwiek to brzmi jest samo życie. Czas, który dostajemy, abyśmy potrafili go jak najlepiej zagospodarować i zwyczajnie się nim cieszyć. Perfekcjonizm nie przynosi nic dobrego. Sam w sobie jest dążeniem do osiągnięcia pewnego ideału. Również sam w sobie zakłada, że nigdy nic nie będzie do końca perfekcyjne i idealne. Częściej przeszkadza, aniżeli pomaga w wyzwalaniu endorfin i uśmiechów, którymi obdarować samego siebie i innych dookoła.
Pisząc te słowa staje mi przed oczyma pewna sytuacja, która miała miejsce w minioną sobotę. Jadąc rowerem w odwiedziny, wiozłem na bagażniku swojego rumaka różne delicje, gdy nagle torba się przerwała, a jej zawartość niczym koraliki z zerwanego rzemienia rozsypały się po drodze. Byłem ogromnie zaskoczony. Szczerze mówiąc wiedziałem, że trzeba to wszystko pozbierać, lecz nie byłem do tej sytuacji przygotowany. Nagle pojawili się ludzie, całkowicie obcy, którzy wszystko podnieśli z ziemi. Podchodząc do mnie, oddając mi jabłka, gruszki i inne rzeczy spostrzegli moją bezradność. Nie miałem gdzie tego wszystkiego włożyć. Wówczas jeden z nich wyjął z siatki, którą miał ze sobą swoje sprawunki. Poupychał po kieszeniach, częścią obdarował swoje dzieci i żonę, a mi podarował torbę, do której wszyscy włożyli zebrane koraliki. Taka prosta, niewinna sytuacja, która pokazuje, że nie zawsze wszystko musi być poukładane i poddane perfekcyjne kontroli. Rozwiązania różnych problemów, tego co nas trapi, męczy i nęka przychodzą z zewnątrz, z poza nas samych, o ile pozwolimy się obdarować, uznać naszą słabość, niewystarczalność, ale również zrobimy wszystko, aby się w niej nie pogrążyć i nie poddać sakowi goryczy i ciężarowi, który przygniata do ziemi.
Zatem życzę i sobie i Wam tego, abyśmy pozwalali sobie jak najczęściej na komfort wychodzenia z naszych ograniczeń, a nawet dobrze ułożonych planów, stworzonych ideałów i perfekcjonizmu, bo na końcu może okazać się, że są one maseczką lub smyczą, która krępuje naszą radość i nasz uśmiech codzienności, nawet, jeśli nie wszystko jest takie, jak byśmy tego chcieli, czy oczekiwali.

Ps. Od dzisiaj będę starał się pisać w miarę systematycznie od poniedziałku do piątku, natomiast sobotę i niedzielę zostawię owej zewnętrzności i pewnym spontanicznym powiewom wiatru. Dobrego dnia Wam życzę i pozdrawiam.


Pokrewne tematy