Zuzanna Bryniarska

Reportaż: Jestem muzułmaninem

„A jeśli porwie cię jakiś szejk?”, „Czy ty wiesz na co się piszesz?”, „Oni nie szanują kobiet!”, „Zgwałcą cię i co wtedy zrobisz?”, „Wrócisz i będziesz się kłaniać pięć razy dziennie”. Wśród moich znajomych, wyjazd do Egiptu wiązał się z bezpośrednim zagrożeniem i niebezpieczeństwem. Każda osoba była przekonana, że powrót z tej małej wyprawy w „stanie nienaruszonym” jest niemalże niemożliwy. Zapewne większość komentarzy miało być tylko zabawnym docinkiem, mającym sprowokować niezbyt elokwentną wymianę spostrzeżeń. Uwagi miały na celu (delikatnie mówiąc) napiętnowanie miejsca, które za kilka dni miało stać się urzeczywistnieniem moich marzeń. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, gdy nastąpił moment przeobrażenia. Myśli o zwyczajnych, rodzinnych wakacjach, zamieniły się w brawurową eskapadę, która wydawała się być niepotrzebnym kuszeniem losu. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad sensem takiej podróży, gdzie odpoczynek i dobra zabawa od początku nie wchodziły w grę. Nie byłam pewna, czy to co spotkam na miejscu, będzie warte wydanych pieniędzy i niepotrzebnego stresu. Oprzytomnienie nastąpiło jednak szybciej niż zwątpienie. Przypominało to wszechogarniające uderzenie wielkiego, metalowego młota w potężny i niewiarygodnie solidny dzwon Zygmunta.  Zrozumiałam, że grono ludzi patrzy na tę stronę świata z automatycznym uprzedzeniem i niewypowiedzianą wrogością. Islam traktuje się jak produkt uboczny fabryki należącej do samego diabła, a muzułmanie (czy też sami Arabowie) w swoim postępowaniu kierują się wyłącznie wyrządzeniem krzywdy i bezwzględnym traktowaniem drugiego człowieka, w szczególności nie podzielającego jego poglądów. Jestem bardzo wdzięczna losowi, że dostałam szansę przekonania się na własnej skórze, czy obraz, który fundują nam media, jest błędnym i wyssanym z palca, zakrzywieniem fascynującej rzeczywistości, czy też ukazaniem prawdziwego świata, będącego realnym zagrożeniem.

 

Witajcie w Egipcie!

Ciepło. Pachnie inaczej. Nie mogę przestać przeżywać. Uderzenie gorącego powietrza, którego nie sposób bez łaskoczącego bólu wciągnąć do płuc. Odurzająca fala charakterystycznego ciepła zmieszana z wiatrem o zapachu morskiej soli i piasku. Pochłaniające uczucie narastającej ciekawości i chęć dalszego odkrywania. Czy wyjście z samolotu może być aż tak obfitujące w różne bodźce i odczucia? Najwyraźniej tak. Może jest to pewnego rodzaju tradycja powitalna ze strony Egiptu. Postanawia już na wstępie dać do zrozumienia, że Afryka nie potrafi inaczej. Musi w jakiś sposób odcisnąć się w ludzkiej pamięci i uprzedzić, że z pewnością nie pozwoli odpocząć uśpionym, europejskim zmysłom. Mnóstwo rozmów prowadzonych w egzotycznym języku, które towarzyszą Ci aż do wejścia na lotnisko. Zaraz po wejściu, każdy musiał wypełnić mini-wniosek o wizę, po czym następował odbiór bagażu i przejście do wyznaczonego autokaru. Nie mogłam wyjść z podziwu jaką ciemną i wyrazistą karnację mają Egipcjanie, podczas, gdy ja, blada jak ściana, domagałam się szybkiej zmiany koloru w afrykańskim słońcu, na nieco bardziej zarumieniony, co zapewne było w zamiarze prawie każdego, przybywającego tam turysty. W przeprawie przez lotnisko często czułam na sobie wzrok tamtejszych pracowników, którzy mimo codziennego widoku turystek, chyba nadal nie mogli wyjść z szoku, że kobieta może jednak wyglądać inaczej, zarówno jeśli chodzi o urodę, jak i o ubiór. W momencie, gdy otworzyły się przede mną drzwi wyjściowe z lotniska prowadzące na parking, gdzie stał nasz autokar, ktoś w rodzaju koordynatora wycieczki delikatnie zaszedł mi drogę i podając mi do ręki plan dojazdu do hotelu, uśmiechnął się i powiedział: „Smile sunshine!” Było to jak wytrącenie z transu, w którym tkwiłam, chłonąc wszystkie rzeczy dookoła i pragnąc zapamiętać chociażby najmniejszy szczegół. Uśmiechnęłam się do niego podziwiając jego białe zęby, którymi chwalił się każdemu turyście, zmęczonemu podróżą i starającemu się zachować chociażby w połowie tak samo pozytywny humor. Nie spodziewałam się starań, jakich dokonują wszyscy Egipcjanie, by każdy kto tam przyleciał, czuł się komfortowo i mógł bez większych problemów dotrzeć do swojego hotelu, zachowując tym samym masę niepowtarzalnych, a przede wszystkim zabawnych wspomnień. Właśnie! Droga do hotelu – zacznę od tego, że kierowca autobusu nie pozwolił wkładać bagażu do luku na własną rękę. Zabierał twoją walizkę, patrząc przy tym głęboko w oczy i mówił: „My job, my job”, wskazując wejście do autokaru, do którego powinieneś się udać. Przecież jesteś na wakacjach! To twój jedyny obowiązek! A napiwek? Jeśli ktoś chciał, to wsuwał delikatnie do kieszeni jednego lub dwa dolary, które pełniły rolę sowitego wynagrodzenia za ciężką pracę. Droga mijała szybko, ze względu na całkowite nieprzestrzeganie zasad ruchu drogowego. Gdy wylądowałam w Egipcie, było już ciemno, a niebo pokrywały gwiazdy. Mimo tego, nie dało się nie zauważyć młodych chłopaków, jadących na pace samochodu terenowego, trzymających się absolutnie niczego. Nieużywanie kierunkowskazów, jazda środkiem drogi, nadmierne trąbienie i skręcanie po pasie jezdni należącym do pojazdów nadjeżdżających z naprzeciwka. Nie przejęłam się tym za bardzo, widząc, że otacza mnie prawdziwa pustynia. Nie było żadnych domów, stacji benzynowych, czy nawet spacerujących ludzi. Wszędzie dookoła rozciągała się pustynia, będąca naprawdę niesamowitym widokiem, którym moje oczy, przyzwyczajone do trawy, drzew i żyznej, wilgotnej ziemi, nie mogły się nasycić. Po kilkunastu minutach, na horyzoncie pojawił się zarys hotelu, przy którym ilość rozłożystych, wysokich palm wprawiała w osłupienie. Dotarliśmy. Popatrzyłam na moich rodziców i uśmiechnęłam się, wiedząc, że właśnie będę przeżywać, i odkrywać coś zupełnie nowego.

 

Pierwsze spotkanie

Miejsce, w którym wypoczywaliśmy, słynie z ogromnych raf koralowych, które pokryte niesamowitymi kolorami oraz powierzchnią układającą się w rozmaite kształty, stanowi dom dla wielu morskich stworzeń. Ryby, przypominające bogato zdobione rysunki z bajek dla dzieci, przyzwyczajone do obecności nurkującego człowieka, pływają spokojnie, pozwalając tym samym na dokładne ich obejrzenie. Można odnieść wrażenie, że pływając razem z nimi, należy się do ławicy, która niesiona morskimi prądami słonej wody, stanowi przez moment symbiotyczną, nierozerwalną całość. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być wręcz idealne. Jednak pod kamieniami i obumarłymi częściami rafy, kryją się jeżowce. Czarne zwierzątka pokryte długimi, ostrymi kolcami, których najwięcej można było obserwować tuż przy wejściu do morza. Kto, by pomyślał, że właśnie ten „morski mieszkaniec” będzie czynnikiem, który pozwoli mi bliżej poznać kulturę i religię Egiptu.

Korzystając z promieni słonecznych, które miały być środkiem do osiągnięcia wspomnianego wcześniej przeze mnie celu, jakim jest delikatna zmiana koloru skóry (lub w ogóle jego nabranie), usłyszałam cichy pisk, który błyskawicznie przywrócił mi czujność i skłonił do wstania z wygodnego leżaka. Zobaczyłam moją mamę, która starając się wyjść z wody, utykała przesuwając nogą po rozgrzanym piasku. Mimo specjalnych butów, niezbędnych przy korzystaniu z morskich uroków, ze stopy wystawał niedługi, ale z pewnością dający się poczuć, kolec jeżowca. Usiadła koło mnie i ściągając buty, delikatnie marszczyła czoło dając do zrozumienia, że zaskoczyła ją siła bólu, jaki teraz odczuwa. Ni stąd, ni z owąd, w przeciągu dosłownie dwóch minut, pojawił się chłopak, który pełnił na plaży funkcję ratownika. Uklęknął przy mojej mamie i bez pytania, czy też większego zakłopotania, wyciągnął jej kolec mówiąc przy tym po angielsku: „Przez pewien czas będzie bolało, proszę to jak najszybciej przemyć”. Wstał i patrzył na moją mamę upewniając się, czy na pewno wszystko jest w porządku. Podziękowała za pomoc i wraz z moim tatą zaczęła się śmiać ze swojego nieuważnego stawiania kroków.

– Skąd jesteście? – zapytał chłopak przypatrując się każdemu z osobna.

– Z Polski – odpowiedział mój tata uśmiechając się serdecznie do młodego ratownika, który następną wypowiedź skierował do mojej mamy, wskazując tym samym na mnie:

– Pani była dzielna, gdyby stało się to jej, na pewno by płakała – mówiąc to po angielsku ze śmiesznym, arabskim akcentem, uśmiechał się szeroko. Nie wiedziałam dlaczego nagle postanowił zażartować właśnie ze mnie, ale nie chciałam pozostać mu dłużna.

– Nie sądzę. Na pewno nie stanęłabym na tę kolczastą rybę – słysząc moją odpowiedź zaśmiał się i powiedział:

– Zobaczymy.

 

Za daleko…

Bransoletka z muszelek. Postanowiłam, że pamiątką, jaką przywiozę ze sobą z Egiptu, będzie śliczna, delikatna bransoletka z muszelek, którą będę dumnie nosić na kostce, jako znak spędzonych świetnie wakacji. W każdym razie, takie widziałam na wystawach sklepików pamiątkowych, uznałam więc, że jedną zabiorę ze sobą. W hotelu obok, znajdowała się pseudo galeria handlowa, z czterema sklepami i apteką. W razie zakupów, każdy miał udać się właśnie w to miejsce. Tak zrobiłam i ja. Wieczorem, poszłam razem z  mamą kupić kilka pamiątek dla najbliższych, w tym także moją bransoletkę. Wchodząc do sklepu zauważyłam, że sprzedawca, stojąc tyłem do wyjścia i trzymając w ręce telefon, rozmawia przez coś w rodzaju komunikatora internetowego, z dziećmi i kobietą w hijabie, trzymającą na kolanach najmniejsze z nich. Grzecznie się przywitałyśmy i powiedziałyśmy czego szukamy. On zrobiwszy zasmuconą minę, patrzył na mnie i odpowiedział łamanym angielskim:

– Nie mam ta bransoletka. Ty przyjść jutro, ja taką sam zrobić.

Nazajutrz, późnym wieczorem, razem z tatą, wybrałam się z powrotem do sklepu, by kupić obiecaną bransoletkę. Trzymając tatę pod rękę, weszliśmy razem do sklepu pamiątkowego. Sprzedawca rozpoznając mnie, otworzył szeroko oczy ze zdumienia i stwierdził, usiłując skleić słowa po angielsku, mieszając to z arabskimi wtrąceniami:

– Ty przyjść sama, nie z mężczyzna. Wtedy ci dać. – Nie wiedziałam, czy poddenerwowany Egipcjanin chciał się przekomarzać na swój wyjątkowo nieudolny sposób, czy to wszystko to mówił jak najbardziej na poważnie. Widząc, że mój tata zaczął się niepokoić zaistniałą sytuacją, udałam, że nie zrozumiałam komunikatu i odpowiedziałam:

– Byłam tu wczoraj. Zamówiłam bransoletkę z muszelek, zrobił ją pan?

– Tak, mam ją. Ale najpierw ty posłuchać. – powiedział właściciel sklepiku opierając się o ladę, na którą wyciągnął z kieszeni zrobioną bransoletkę – Ty być moja żona. Mieć ze mną dobrze. Jestem muzułmaninem, mogę kilka mieć żon. Z Europy jesteś, wysoka, niebieskie oczy, każdy mi zazdrościłby.

Zaczęłam czuć się niekomfortowo. Nie zagłębiając się w rozmowę, położyłam na ladzie kilka dolarów i spytałam, czy tyle wystarczy. On, popatrzywszy na mnie spode łba, dał mi bransoletkę i powiedział śmiejąc się:

–  Mogę dać twój tata wielbłąd za ciebie. – Obróciłam to natychmiast w żart, kryjąc rosnące na mojej twarzy zażenowanie. Oczywiście, nie obyło się bez targowania, dotyczącego wartości bransoletki, które w tym kraju wydaje się być wręcz tradycją narodową. Gdy chciałam już wyjść, poprosił mnie jeszcze o wspólne zdjęcie. Podał mojemu tacie telefon i stanął obok mnie. Mój tata, udając że robi zdjęcie, poruszył telefonem, by wyszło całkowicie rozmazane, po czym oddał sprzedawcy jego własność. Nie czekając na dalszy rozwój sprawy, wyszłam z tatą ze sklepu myśląc o bransoletce, którą trzymałam w ręce i o poczuciu zdezorientowania, które towarzyszyło mi przez resztę wieczoru.

 

A u ciebie, jak to wygląda?

Czy może być coś lepszego i bardziej rajskiego, od siedzenia na leżaku, zaraz po wyjściu z ciepłej, turkusowej wody, i napawania się widokiem wszystkiego co cię otacza? Od długich i smukłych palm, po biały, czysty piasek? W tamtym momencie czułam, jak wypełnia mnie spokój i niechęć do powrotu do szarej rzeczywistości.

– Cześć! – ktoś postanowił gwałtownie wyrwać mnie z tego stanu krzycząc tym samym do ucha – Stanęłaś już na tego jeżowca, czy nie?

Obok mnie stał ratownik, który uśmiechając się szeroko miał nadzieję na twierdzącą odpowiedź:

– Nie, nie stanęłam. I nie stanę, nie masz na co czekać. – Uśmiechnęłam się wiedząc, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Po chwili ciszy zapytał:

– A jak tam twoja mama? Boli ją noga?

– Nie. To znaczy, już nie. Przemyła sobie ranę, jak radziłeś, i wszystko już jest w porządku.

– Świetnie. – zawahał się na chwilę, po czym kontynuował – Mógłbym cię o coś zapytać? Jest kilka rzeczy, które mnie interesują. Wydajesz się być okay i chciałbym zadać ci kilka pytań.

– Nie ma problemu, pytaj. – Zaciekawiła mnie jego chęć rozmowy. Pomyślałam, że wykorzystam okazję i też go podpytam o pewne kwestie, na które odpowiedź najlepiej usłyszeć od osoby żyjącej w tej kulturze.

– Jestem muzułmaninem – zaczął – a ty wierzysz w Boga?

– Tak, wierzę. Jestem katoliczką – odpowiedziałam gotowa chłonąć coraz to nowe fakty.

– To dobrze. Czyli wierzymy w tego samego Boga. – zaśmiał się i przyjął charakterystyczny wyraz twarzy, który wskazywał na głębokie zastanawianie się nad treścią kolejnego, wnikliwego pytania. – Europejczycy są wierzący?

– Myślę, że to zależy od człowieka. Niektórzy wierzą, niektórzy nie. Nie ma na to jednej reguły.

– Rozumiem.

Po chwili zauważyłam kobietę, która ubrana w  burkinię (strój do pływania zakrywający całe ciało, oprócz twarzy, rąk i stóp), wchodziła do morza, trzymając za rękę mężczyznę.

– Mogłabyś chodzić w takim ubraniu? – zainteresował się ratownik, delikatnie marszcząc czoło z rodzącą się ciekawością. – Zamiast tego dwuczęściowego stroju?

– Nie. Nie czułabym się w tym dobrze, nie zostałam wychowana wśród takich przekonań. Aczkolwiek, nie mam nic przeciwko temu, by kobiety, które chcą, ubierały się w taki, a nie inny sposób. Właściwie, to dlaczego zakrywają włosy?

– Tak jest napisane w Koranie. Kobiety, to co zakrywają, mają pozostawić dla swoich mężów, nie kusić innych i zachować skromność. Z resztą, kobieta może chodzić po domu ubrana jak chce, w krótkich spodenkach, czy w bikini. Małżonkowie mają być dla siebie nawzajem – odpowiedział wyraźnie pochłonięty poruszanym tematem.

– To dlaczego mężczyźni się nie zakrywają?

Zaśmiał się i popatrzył przed siebie, jakby odpowiedź na to pytanie sprawiała mu nie lada problem i zawstydzała jego myśli:

– Mężczyźni to mężczyźni. Oni patrzą pożądliwym wzrokiem. Kobieta ma być oceniana nie po wyglądzie, ale po tym jaka jest jej osobowość.

– Wygląda na to, że ta kobieta świetnie sobie radzi w tym stroju. Gorzej z jej mężem, który będzie pływał chyba pierwszy raz w swoim życiu. Bo to jej mąż, prawda? – zapytałam, przyglądając się jak dorosły mężczyzna starał się ubłagać swoją towarzyszkę, by za żadne skarby nie puszczała jego ręki.

– Tak. Przylecieli tutaj dwa dni temu. Muszą być małżeństwem, bo inaczej hotel mógłby nie wynająć im pokoju.

– Dlaczego?

– Takie jest tutaj prawo. Gdyby nie byli małżeństwem, nie mogliby spać w jednym pokoju. A u ciebie, jak to wygląda? – zapytał, kryjąc w głosie nutkę skrępowania.

– Pary mogą bez problemu wynająć razem mieszkanie, czy pokój w hotelu. Wydaje mi się, że mieszkanie ze sobą przed ślubem zaczyna być coraz bardziej popularne. Często jest tak, że religia mówi jedno, człowiek robi drugie.

– Racja. – w jego odpowiedzi można było wyczuć delikatne rozczarowanie moimi ostatnimi słowami. Zapewne boli go fakt, że ludzie często decydują się żyć z dala od religii.

– Znasz jakichś Egipcjan, którzy wyznają inną religię? – zadając to pytanie, nie spodziewałam się, aż tak prostej odpowiedzi:

– Pewnie! Tutaj jest dużo chrześcijan, to Koptowie. Mają swoje kościoły, a kobiety nie zakrywają włosów i ubierają się bardziej europejsko od muzułmanek, ale nadal skromnie. Często zdarza się też, że muzułmanki ubierają się jak Europejki. – zrobił małą pauzę i podjął nowy temat – Gdzie nauczyłaś się angielskiego?

– W szkole. Nauka języka obce.. – Nagle, przerwało mi głośne nawoływanie, które wypowiadane z wielkim trudem, należało do mężczyzny, Polaka, będącego pod wpływem sporej dawki napojów wyskokowych:

-Ej, czarny, podejdź, że tu na chwilę! Chodź, chodź! – wykrzykiwał, machając ręką.

Chłopak przeprosił mnie i bez zastanowienia podszedł do krzyczącego mężczyzny, z obawą, że mogło stać się coś złego, po czym pijany turysta kontynuował:

– Patrz! No zobacz! – mówił po polsku, jednocześnie pokazując telefon ratownikowi – Tak wygląda śnieg. No! Wy tego tu nie macie! Ty się lepiej naucz mówić po polsku, radzę ci! Bo wy tu nic nie macie, marnie zarabiacie! No! Nawet nie czuję, kiedy rymuję!

Zdezorientowany chłopak zapytał, czy może jakoś pomóc, na co zmęczony wymagającą rozmową Polak machnął ręką, i podążył chwiejnym krokiem w stronę baru, usiłując utrzymać się na nogach.

 

Głupota!

Oceniać cały kraj, na przykładzie kilku ludzi, to jak wnioskować o walorach smakowych wykwintnej kolacji, biorąc pod uwagę sposób nakrycia do stołu. Ludzie są tak różni, że niemożliwe jest ukazywanie rzeczywistości wyłącznie w czerni i bieli. Egipt, zapamiętam jako miejsce wypełnione niesamowitymi zapachami, przepięknymi widokami, bogatą kulturą, fascynującą religią i obyczajami, a także ludźmi. Ludźmi, którzy są często skrajnie różni i wielowymiarowi. Dokładnie tak, jak w każdym, innym kraju. Ocenianie przez pryzmat stereotypów i fałszywych informacji jest krzywdzące dla każdego człowieka, a bezmyślne szufladkowanie, to nie tylko bezpodstawne działanie, ale i głupota. Jeśli ktoś chce wyrobić własną opinię, zalecam wyjazd do danego miejsca i poznawanie tamtejszych ludzi.

Prawie zapomniałam! Przez cały wyjazd, ani razu nie stanęłam na jeżowca. Czy to oznacza, że wygrałam?


Pokrewne tematy