Maciej Sz.

Bądź i słuchaj.

Staram się zrozumieć każdego człowieka, ale nie zawsze wychodzi. Staram się zrozumieć każdą sytuację, ale nie zawsze jest to możliwe. Staram się żyć dobrze, ale… Prawie zawsze pojawia się jakieś „ale”. Zdecydowanie rzadziej udaje się wszystko, wszystkim tak zrealizować, jakby sobie tego życzyli, zaplanowali, ustalili, choć mimo to są tacy ludzie, przynajmniej w opowiadaniach i krypto reklamie. Ludzie określani mianem ludzi sukcesu, wielkich biznesmenów, polityków, milionerów, osobowości ekstrawaganckich i ekscentrycznych zarazem, a ja sobie jestem gdzieś pośród nich.

Z wielu historii i pochwał, dziejów dotyczących czasów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej – „PRL-u”, zapadł mi głęboko w głowie obraz Państwowych Gospodarstw Rolnych – potocznie nazywanych: PGR-ami.  Pośród nich było wiele wzorcowych, które jako uczeń szkoły podstawowej mogłem, a nawet z obowiązku szkolnego musiałem odwiedzić. Często spotykałem się ze stwierdzeniem, że ludziom na wsi żyje się lepiej, dostatniej, inaczej. Pracownicy gospodarstw podlegających jurysdykcji też nie narzekali. Zawsze gdzieś po cichu,  kątem, trochę po kryjomu, może nawet bardziej w konspiracji odchowali tucznika, jakieś króliki, przed domem posadzili kartofle, grządki obsiali nasionami warzyw i owoców i żyli w dostatku. Zawsze im zazdrościłem tej wiejskiej sielanki, która jak czas pokazał była jednym, wielkim, nierentownym kłamstwem, ale o tym za chwilę. W tym miejscu chciałbym przywołać jeszcze bambra, czyli gospodarza z krwi i kości, który do państwowego kołchozu wciągnąć się nie dal i na swojej ziemi dziedziczonej z dziada pradziada doskonale sobie radził i gospodarował, w miarę możliwości, zasobności portfela powiększając swój areał.

Jako chłopiec zazdrościłem im możliwości mieszkania na wsi, a także dostępu do takich wędlin i wyrobów, o których ja jako dziecko mogłem pomarzyć lub zobaczyć. Komuś gospodarz dostarczał świnię- produkt mięsny, by nieopatrznie nie powiedzieć podkładał świnię, a w zamian otrzymywał albo czekolady, albo ubrania, albo jeszcze innego rodzaju towary deficytowe, jak chociażby benzynę. Oj jakie to były czasy! Tak czy inaczej gospodarze był ustawiony podobnie, jak niemal każdy kto był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Długo, jako dziecko nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego ani mama, ani tata nie należą do partii, ba nawet mi było trochę przykro z tego powodu, gdyż nie mogłem być ani zuchem, ani harcerzem. Takie to były czasy. Prawda dotarła do mnie wraz z wiekiem, gdy jako piętnastolatek wraz z kolegami chodziliśmy ulicami Bydgoszczy i dostrzegając z daleka Organy Władzy, Milicji Obywatelskiej krzyczeliśmy jeszcze mocniej, jeszcze odważniej na całe gardło, za Jackiem Kaczmarskim: wyrwij murom zęby krat. Zerwij kajdany połam bat, a mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat, a mury …  i w końcu runęły i paradoksalnie pogrzebały.

Nagle jednego dnia okazało się, że wszyscy Polacy, przez wszystkie lata żyli w wielkiej iluzji. Okazało się, że kraj tonie w długach międzynarodowych, a jego gospodarka oparta na przestarzałych zależnościach leninowsko-stalinowskiej koniunktury jest w opłakanym stanie. Zakłady przemysłowe są nierentowne, gospodarstwa rolne nierentowne, kolej nierentowna, stocznie nierentowne, huty nierentowne, kopalnie nierentowne, sklepy nierentowne. Jedyną rentowną gałęzią gospodarki była i pozostaje pewnie po dzień dzisiejszy gałąź administracyjna organów państwowych wszelkiej barwy, jak również sami politycy, których pomysły  zawsze były, są i będę rentowne no i oczywiście podatki. Te ostanie, jak świat szeroki i długi nieustannie rosną, rodzą się na nowo i służą tylko i wyłącznie słusznym sprawom i dobru całego społeczeństwa.

Dziwny jest ten świat w głosie Czesława Niemena. Dziwny jest ten świat, w którym ludzie jednego dnia składali uroczyste przysięgi, wznosili polskie flagi, dźwigali palce w geście solidarności i nagle się rozeszli do swoich domów, jak po pierwszomajowej manifestacji, by tam nabierać sił i krystalizować swoje poglądy. Mijały tygodnie lata, miesiące, a my dalej siedzieliśmy w ukryciu, bojąc się jakichkolwiek nowych zmian.

Trudno się nie bać, kiedy w imię rentowności i ratowania „PKB” zwalnia się ludzi, zamyka zakłady, zrywa kolejowe tory, choć polskie przysłowie mostów za sobą palić nie każe. Patrzę na tę historię mojej poranionej ojczyzny i poranionych rodaków i nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że wszystko co miało być złotem, jako złoto było rysowane i przedstawiane, nagle jednego dnia zamieniło się w tombak. Polska jest wolna dzisiaj i Polska jest piękna. Kocham ją. Uwielbiam spacerować nad Wisłą, chodzić po Tatrach, Bieszczadach, górach tych wielkich i tych małych – Polskich górach. Przemierzać Bory Tucholskie i inne piękne parki krajobrazowe i narodowe rowerem. Uwielbiam wedlowską czekoladę i gdańskie kukułki. Lubię wreszcie smak polskiego piwa, choć podobnie jak smak wódki jest inny, aniżeli wcześniej, trochę się chyba popsuł, a może ja się starzeję i psuję i uczę się powtarzać formułkę, za moich czasów. 

Chciałem napisać zupełnie coś innego. Inaczej i bardziej wesoło, ale jakoś mi się nie udało. Żona ma rację: zamiast Tolkiena czytaj gazety. Warto kogoś posłuchać, ażeby potem z nim umieć porozmawiać. Rozmowa, rozumiana jako dialog jest początkiem nowej rentowności. W dialogu jak jest? Każdy wie: 0 : 0. 

Dzisiaj dopisuje jeszcze jedno zdanie, które usłyszałem kolejny raz w dniu wczorajszym słuchając konferencji ks. Krzysztofa Grzywocza na temat wartości człowieka. „Jeśli nie wierzysz, że historia człowieka, który przed tobą stoi jest święta, to daj mu święty spokój”. Proste, konkretne i wymowne. Małe motto dialogu, spotkania, wartości, relacji, codziennego życia.


Pokrewne tematy