Krystyna Szwankowska-Antol

Mazury – nasz ósmy cud świata

Tyle już słyszałam o Mazurach i to nie tylko od znajomych czy rodziny, ale też od Austriaków, którzy usłyszawszy że jestem z Polski, wykrzykiwali z zachwytem: – Krakau, Warschau, Masurien – wunderschön!!! 

W Krakowie i w Warszawie byłam kilka razy, ale gdy obcokrajowcy opowiadali mi o spływach kajakowych, żeglowaniu i wycieczkach rowerowych po Mazurach, kiwałam tylko ze zrozumienia głową, ponieważ aż wstyd było mi się przyznać, że Mazury znam tylko z opowieści, telewizji i kartek pocztowych.
Tego lata planowaliśmy wyjechać do Włoch pod namioty. Tam gdzie ciepło i zawsze świeci słońce. Dzieci bardzo się cieszyły, szczególnie że wypoczynek pod namiotami to dla dzieci najlepsza przygoda na świecie.

Nie powiem, że jak dla płci naszej, codzienna poranna toaleta nastręcza w takim dzikim miejscu, wielu komplikacji, a bieganie do toalety do lasu szczególnie nocą, może się spotkać z niejedną niespodzianką, to i tak radosne buziaczki dzieci rozwiewają wszelkie niedogodności. Po wzmożonym przeglądnięciu ofert w Internecie, okazało się, że jednak do Słonecznej Italii nie pojedziemy.

Nie! 50€ za dobę na campingu, w namiocie do którego sąsiad zagląda ci z naprzeciwka, to czysta przesada. Nie wiele drożej można wynająć wraz ze znajomymi, domek z basenem gdzieś w Toskanii. Nie będziemy płacić tyle za odpoczynek poukładani jak sardynki w puszce! Ale pojawiło się pytanie: No to gdzie teraz?

Macedonia? Chorwacja? Rumunia! – przepiękne dzikie tereny – powiedział z błyskiem w oku mój mąż- można rozbijać się namiotem gdzie bądź, na plaży, pośród dziewiczych lasów, gdzie tylko nasz namiot, nasza rodzinka, dzika przyroda i gwiazdy nad nami…
– i niedźwiedź poranną porą, dostarczający nam codziennie świeży miód do namiotu- dopowiedziałam, widząc już jak wielki łeb, z przygryzionym lekko ozorkiem patrzy na mnie, w budzących się promieniach słońca.
Nie, to jednak nie dla mnie. Na trochę survivalu mogę się zgodzić, zapomnieć na jakiś czas o ciepłej wodzie, wygodnej, pachnącej toalecie, łóżku bez dodatkowych lokatorów, ale chce żyć!
Pozostaje nam Polska, nasz przepiękny kraj, miejscami cichy i spokojny, ale nie taki całkiem znowu dziki jak dziki.
– Znowu Polska- dzieci zawyły zgodnym chórkiem -byliśmy już w tamtym roku i przed tamtym- kiedy pojedziemy do ciepłych krajów? -W następny roku drogie dzieci, w następnym…

 I przyszedł czas na pakowanie, dla całej piątki pod namioty trochę rzeczy jednak trzeba zabrać. Dwa rowery na dachu, dwa w bagażniku, i jeszcze trochę tobołków. I w drogę. Palcem po tablecie, przypadkowo wybrane jezioro, przypadkowo wybrany kemping.
Jedziemy nad jezioro Mokre na Mazury (jednak, już się nie będę więcej musiała wstydzić). Jedziemy do Zgonu, nazwa jak na miejscowość turystyczną, może nie wzbudza zaufania, ale zdjęcia przepięknych zachodów słońca nas przekonały.
Zgon, stara mazurska wioska z przepięknymi zabudowaniami z  końca XIXwieku,  nad samym jeziorem, jednak wzdłuż przebiega krajowa 58. Trochę za głośno jak na odpoczynek,  od zgiełku miasta. Było już późno, ale zdecydowaliśmy jechać dalej, w poszukiwaniu spokojniejszego miejsca. Wjechaliśmy w las. Rowery zahaczały o gałęzie, przechylając się raz w prawo, raz w lewo. Samochód głośno skrzypiał na każdej nierówności, ale trud  się opłacił. Po trzech kilometrach, dostrzegliśmy wreszcie drogowskaz „leśne pole namiotowe”
Dzieci od razu zakochały się w tym miejscu, my też, wszyscy zbiegliśmy po pomoście do jeziora, by wreszcie zanurzyć stopy w chłodnej wodzie. Kilka namiotów i campingów rozsianych po polankach dawało poczucie bezpieczeństwa. Dzięki bogu nie jesteśmy sami, zawsze jest kogo poprosić o zapałki. Najbliżsi sąsiedzi, którzy okazało się, przyjeżdżają tutaj już ponad 20lat, przywitali nas szczerze, opowiedzieli o tym szcególnym miejscu, dając wiele cennych wskazówek…


Pokrewne tematy