Zuzanna Bryniarska

Felieton: Nuda, rutyna i stare kamienice

Mimo podejmowanych prób urozmaicenia nudnej i schematycznej rzeczywistości, często odnosi się wrażenie, że rutyna (która kroczy przez pola codzienności z neonowym napisem na czole, dumnie głoszącym: „jednakowość”) jest nieodzowną częścią większości dni wypełniających nasze życie.  Zmiana tego niepodważalnego faktu wydaje się być wyprawą na Księżyc bez uprzedniego przygotowania – zapowiada się fajnie i ciekawie, ale konsekwencje z pewnością będą rozczarowujące i niebezpieczne. Łatwo żyć z tym co znajome, trudniej z tym, co nowe i nieznane. Czyja to wina?

Człowiek potrafi przystosowywać się do różnych warunków. Zarówno tych czysto biologicznych, czy też fizycznych, jak i psychicznych, i podświadomościowych. Może właśnie ta łatwość w przyzwyczajaniu się, uniemożliwia nam coraz to nowe odkrywanie rzeczywistości oraz zauważanie drobnego szczęścia we wszystkim co nas otacza. Często odnoszę wrażenie, że celowo nakładamy na siebie maskę ciężkiego życia (bo przecież od najmłodszych lat uświadamiano nam, że w życiu nie jest łatwo i los lubi czasem kopnąć w tyłek), przygotowani na najgorsze scenariusze już i tak smutnej egzystencji. Zauważam dzięki temu przedziwną zależność, im więcej ktoś ma, tym ma wszystkiego mniej. Odnosi się to do dosłownie każdego aspektu naszego życia. Czy to właśnie fizyczność jest czarnymi okularami zaburzającymi głębsze postrzeganie codzienności? Z drugiej strony, przecież to właśnie ona pozwala chłonąć z samej siebie pierwiastki szczęścia i wewnętrznego zaspokojenia. Ciekawe, czy inaczej podchodzilibyśmy do naszego, własnego życia i materii widzianych na co dzień, gdyby głoszono wszem i wobec: „Czerp szczęście ze wszystkiego, nawet z najmniejszych drobiazgów, bo po to tutaj jesteś! Doceniaj wszystko, co cię otacza! Życie jest proste i zajebiste!”.

Przemierzając uśpione jeszcze ulice Krakowa, w zatłoczonym tramwaju pozbawionym klimatyzacji – czerpię ogromne szczęście. Zatrzymując się na przystankach i podziwiając kamienice nadgryzione zębem czasu – czerpię ogromne szczęście. Obserwując zabieganych ludzi, którzy robią wszystko, by zdążyć na czas do pracy – czerpię ogromne szczęście. Żyjąc i czując tętniące miasto – czerpię ogromne szczęście. Wiercące uczucie w brzuchu, które dostarcza nieograniczoną ilość endorfin do mózgu. Jedna myśl, a tyle niesamowitych emocji. To właśnie one pozwalają na zerwanie łańcuchów rutyny i zmazanie z czoła słowa „jednakowość”. Czasami przeraża mnie to, jak bardzo mała rzecz jest w stanie wywołać u mnie uczucie głębokiego błogostanu i radości.  Może to taka ułomność, która z wiekiem traci na sile, będąc stłamszoną brutalną rzeczywistością. A może to niepowtarzalna cecha, gubiąca się wśród szarej rzeczywistości i zamkniętych ram oczekiwań społeczeństwa. Nadzieję daje jednak to, że są gdzieś wśród nas ludzie, którzy tak samo jak np. Zbigniew Wodecki pragną pokazać, iż „cały ten życia kram nie przygniótł nas, nie zmienił nas”.


Pokrewne tematy