Maciej Sz.

Okruchy. Anioły.

Kiedy przemierzamy lasy, pola cały świat przyrody i na chwilę potrafimy się zatrzymać nad jakimkolwiek drzewem lub kwiatem, dostrzec jego piękno i niepowtarzalność, to myślę, że drzewa prężą swoje konary, dumnie wypinają korę, a kwiaty dźwigają swoje głowy w stronę Słońca i mówią pomiędzy sobą z zazdrością i zachwytem. Spojrzał na mnie, nie na mnie, nieprawda na mnie. Wiatr niesie ten wiersz dalej i łąki kłaniają się nam swymi kłosami, a zwierzęta i ptaki zaczynają śpiewać radośnie wokół nas i ponad naszymi głowami. Nasze serce napełnia się światłem pokoju, a nogi chcą nieść dalej. Uśmiech pojawia się na twarzy, a On cieszy się w górze, że oto dziecko dostrzegło dzieło swojego Ojca. Może poklepuje wtedy Jezusa po plecach i mówi, patrz Synu, jak dobrze żeśmy to wszystko zrobili. A ten dialog ich Miłości wypełnia się w Osobie Ducha Świętego, który dźwiga, opatruje i leczy złamane, ludzkie serca, wskazując ten jedyny i słuszny kierunek, w którym winniśmy podążać. Miłość od której wszystko bierze swój początek i w której wszystko się wypełnia.
Dzisiejsza, deszczowa niedziela, która rozleniwiła nas mocno zakończyła się popołudniowym spacerem, dzięki uprzejmości wiatru, który przepchnął deszczowe chmury dalej, poza granice naszego miasta. Pierwszy raz udało się na połączyć wzajemnie spędzany czas z odrębnością swoich zainteresowań. Ja mogłem pobiegać, orbitując wokół rodziny niczym satelita wokół ziemi, a oni mogli pospacerować i zebrać zieleninę dla naszej króliczej królewny. Tak czy inaczej, możliwość spaceru i wystawienia nosa poza mury naszego domu znacząco podniosła morale wszystkich domowników.
Duch wieje kędy chce, jak chce i dokąd chce. Trudno jest go zatrzymać, ale kiedy napełnia nas swoim tchnieniem, nie musimy tego robić, a wręcz pozwalamy mu odejść dalej korzystając z Jego mocy. Wyciska swoje piętno i pozostawia swoją siłę, której owocem jest wewnętrzny pokój, o którym pisałem wczoraj. Dzisiaj po raz kolejny przekonałem się, że bawi się z nami nieustannie w podchody i pozwala się znaleźć tym, którzy Go szukają. Kończąc dzisiejsze wybieganie, trzeci raz spotkałem w swoim życiu ciemnoskórego mężczyznę, który kiedyś zapytał mnie o to, czy kocham Jezusa i czy często Go odwiedzam. Ów człowiek jest znany niektórym kapłanom i choć jest nieszkodliwy, to miewa momenty wybuchowe, w których zachowuje się w dziwny sposób. Nie o tym jednak chcę pisać. Dzisiaj, kiedy go spotkałem, było to tylko szybkie spojrzenie, może pozdrowienie. Szedł na boso po szutrowej drodze. Uśmiechał się szeroko, a jego białe zęby nie wiem, czy kogoś denerwowały, czy ktoś mu ich mógł pozazdrościć, myślę, że tak, odznaczały się bardzo wyraźnie swoją doskonałością, kiedy wędrując śpiewał jakąś radosna piosenkę. Zrozumiałem tylko dwa słowa: Jezus i Alleluja, reszta po prostu brzmiała radosną melodią. Nie wiem, czy ktoś na niego zwracał uwagę, ale swoją radością i pewnym krokiem odznaczał się od wszystkich. Dla mnie był i nadal jest zagadką i wielkim pytaniem.
Czasami pragniemy wielkich cudów i bardzo spektakularnych wydarzeń ze strony Boga. Doszukujemy się obecności Aniołów pośród nas, o czym zresztą opowiadają przynajmniej dwa filmy fabularne i wiele dokumentalnych. W związku z tym zadaję sobie pytanie: jak może wyglądać Anioł, który kroczy pomiędzy nami? Czy będzie niósł dyplomatkę wypełnioną banknotami pieniędzy i najnowszymi zdobyczami świata techniki? Czy będzie wsiadał do drogiego samochodu i mieszkał w apartamencie na najwyższym piętrze, jakiegoś penthausu? Czy będzie również odpowiadał za wielkie korporacyjne interesy lub wcieli się w role jakiegoś polityka, aktora, komentatora? Nie wiem! Zakładając jednak, że jest Aniołem drogie buty są mu niepotrzebne, bo unosi się lekko nad ziemią – ma przecież skrzydła. Do czego mu pieniądze, skoro wie więcej, aniżeli my i zna więcej, aniżeli my i może więcej, aniżeli my i przede wszystkim wie, że one, to znaczy pieniądze nie mają wartości w sensie świata, z którego przychodzi. Do czego mu luksusowy samochód, skoro w jednym momencie pojawia się i znika, przenosi między światami, a zarazem wędruje po całej ziemi. Luksusowy apartament też nie stanowi wartości, bo największą radością jest śpiewać pieśń w obliczu Pana, a z drugiej strony misją nieść radość i chronić. Pokazywać rzeczy niezwykłe, do których jesteśmy powołani i odczarowywać spojrzenie ziemi, ucząc nas patrzeć ku górze. Mój czarnoskóry znajomy spełnia te kryteria, ale nie jestem w stanie rozstrzygnąć, czy jest aniołem, czy człowiekiem myślącym inaczej. Nie do mnie należy ten sąd i nie ja muszę znać tę prawdę. Wiem jedno, że zawsze, kiedy w mej głowie kłębią się pytania, kiedy nie do końca wiem, czy coś dobrze, czy może jednak źle robię, moje serce jest pełne niepokojów i szmerów, może nie zawsze, ale na pewno często w takiej oto sytuacji pojawia się znak. On dziś też był dla mnie takowym.
Piszę o tym, bo jestem przekonany, że na drodze każdego z nas pojawiają się rozmaite znaki i wskazówki. Trochę to, jak harcerska, choć nie tylko, zabawa w podchody. Poszukiwanie zaczyna się w naturze, a kończy się w górze. Pozwala się znaleźć tym, którzy Go szukają.

Ps. Mam nadzieję, że Wasza niedziela była równie dobra, tajemnicza i uśmiechnięta, pomimo tego, że być może na kilka chwil lub godzin wkradł się niepokój. W końcu do ideału się dąży i go szuka, a On zaczyna się tutaj i teraz, wszak wszystko, co stworzył było dobre. Pozdrawiam Was i mam nadzieję, że do jutra.


Pokrewne tematy