Maciej Sz.

Okruchy. Błąd.

Przyznawanie się do popełnionych błędów, to swego rodzaju poród z którego rodzi się nowe życie. Po pierwsze zawsze boli. Po drugie otwiera przed nami nowe perspektywy. Oczywiście czasami zdarzają się bliźniaki i czworaczki, a nawet dziesięcioraczki, kiedy mówisz sobie: nigdy więcej, a potem okazuje się, że i owszem. Zdarzyło się po raz kolejny. Patrząc na swoje dzisiejsze doświadczenie, mogę tylko się uśmiechnąć i powiedzieć, że na skróty się chodzi dobrze, ale droga często się wydłuża na tyle, że skrót zaczyna przypominać objazd. Nie mniej jednak to doświadczenie pozwala spojrzeć na siebie i z uśmiechem i z rozczarowaniem i ze złością. Z uśmiechem, wszak on jest najlepszym komentatorem naszych pomyłek i błędów. Z rozczarowaniem, wszak zazwyczaj wynika z niego dużo więcej pracy. Cóż nauka kosztuje i to nie tyle w sensie materialnym, co czasowym. Ze złością, bo ta zawsze przychodzi i kiedy zamykam drzwi, to ona pozostawia swój but wciśnięty w futrynę, uniemożliwiając zamknięcie wrót. Tak oto rodzi się nowe, które niekiedy starzeje się wraz z nami, albo zaskakuje swoją spontanicznością wynikającą z naszej głupoty oraz próżności. Sprowadza nas na ziemię i mimo wszystko utwierdza w nas, naszą ludzką naturę. To akurat dobrze. Wyobraźcie sobie przez moment, jakby wyglądało nasze życie, gdybyśmy niczym bogowie, za sprawą wypowiadanego słowa lub innego gestu mogli zmieniać wszystko. Zachęcam was do zatrzymania się nad tym wyobrażeniem. Swego rodzaju medytacją, albowiem może ona wywołać nie tylko uśmiech, ale ogromne salwy śmiechu i rozbawić do łez.
Tak na poważnie, to o ile sami przed sobą do błędów przyznajemy się mniej lub bardziej bezboleśnie, to wskazywanie ich przez osoby bliskie i dalekie, czasami postronne bywa irytujące. Zawsze zadziwiało mnie to, w jak szybki sposób negatywne reakcje innych wywołują we mnie złość, agresję, w czasie błyskawicy rozbijającej się na powierzchni ziemi, aż tu nagle. Nagle nadszedł dzień wczorajszy i uświadomiłem sobie jedną rzecz. Nie lubię się przyznawać do błędów, nie często je wypominam innym. To znaczy, że jestem człowiekiem. Wniosek całkiem pozytywny. Lubię natomiast ustępować miejsca w tramwaju, być uczynnym, pomocnym, szarmanckim. I to nie dlatego, że jestem taki dobry, tylko, że wtedy czuję się lepszy. Lepszy od innych, zaczynając nad nimi górować. To znaczy pysznić się i ubóstwiać, a to akurat wniosek negatywny. Tak więc z jednej strony złość, z drugiej strony dobroć, a pośrodku ja, rozdarty i ludzki. Po prostu Maciej w całej okazałości.
W tej perspektywie trudno jest nam zrozumieć i pojąć Boże spojrzenie. Nie wynosi się i błędy przebacza. Zawsze kocha i zawsze gotowy jest podnieść i pomóc, a przez to jeszcze bardziej ukazać naszą wyjątkowość i niepowtarzalną wartość, nawet wówczas, gdy wydaje się nam, że jesteśmy nadzy. On kocha nas nagich, a my? Cóż jesteśmy tylko ludźmi i błędy będą się nam zdarzały. Będziemy je popełniali. Choć same w sobie są czymś złym, nie są samym złem. Złem jest brak ich uznania.
Kończąc te kilkanaście zdań, życzę Wam odwagi i umiejętności kochania siebie. Wybaczania sobie błędów, zamiast rozpamiętywania o nich. Wyciągania wniosków, zamiast ględzenia. I na koniec tego, aby z błędem lub bez, każdy dzień był nowym porodem, nawet jeśli błędy popełnimy, będziemy robili to, co wczoraj, a codzienność będzie monotonią. Niech to będzie nowa monotonia i nowe spojrzenie. Droga kręta, czasami trudna, ale prawdziwa, w przeciwieństwie do tej na skróty.

Ps. Sztuką jest pić po raz 1.000 kawę, herbatę i delektować się jej nowym smakiem. Wszak być może smakują tak samo, ale nie są takie same jak wczoraj. Wszystko się zmieniło. My też. Wystarczyła jedna noc. Pozdrawiam.


Pokrewne tematy