Maciej Sz.

Okruchy. Eucharystia – Szczepionka dla wszystkich.

Apteka pod Archaniołem byłaby Uniwersyteckim bublem, gdyby nie fakt, że Profesorem jest lekarz ludzkich ciał, umysłów, serc i ducha – Redemptor Hominis, o którym Jan Paweł II napisał obszerną Encyklikę. Odkupiciel Człowieka nie tylko chce człowiekowi pomóc w tym życiu, ale nade wszystko pragnie go przeprowadzić na drugą stronę i obdarzyć Zmartwychwstaniem. Można powiedzieć, że Stwórca oddaje człowieka samemu człowiekowi. Bezbronność Jego Miłości wobec wolnej woli człowieka, objawia się w Eucharystii. Ona chroni nas przed wirusami i jest swego rodzaju szczepionką na życie wieczne, która działa już w doczesności. Pozwólcie, że dzisiaj podzielę się swoimi okruchami przemyśleń, nie w odniesieniu do Astry Zenka, którego bardzo lubię, a który nigdy astrą nie jeździł, nie do Pfizera, choć mówią, że Szwajcaria to kraj najbogatszy, nie do sputnika, który wyniósł Łajkę w przestrzeń kosmiczną i nie do wielu innych, które wynoszą nas wysoko we wspomniany wymiar bezpieczeństwa, ale zapominają o jednym. O dołączeniu spadochronu, na którym można nie tyle swobodnie, co bezpiecznie opadać w ramionach grawitacji na ziemię.

Czas, który dzisiaj wszystkich nas rani, skłania nas również do podejmowania refleksji i poszukiwania odpowiedzi na pytanie o sens życia, istnienia, jak również obecnych wydarzeń. Bóg, który jest obecny w historii od początku – Alfa, a zarazem jest jej wypełnieniem – Omega, nie znieczula, nie podaje narkozy, ale operuje na żywej tkance naszego ducha i serca. Jedyna różnica jest taka, że nie On zaraża, ale On uzdrawia.

Nie lubię obecnych testów, zwłaszcza tych z dłubaniem długimi patykami w nosie. Za każdym razem, choć się im poddaję z oczekiwaniem na jedynie słuszny wynik, odczuwam w swoim wnętrzu swego rodzaju napięcie połączone z niepewnością: a jeśli wynik będzie niesłuszny. Sytuacja kojarzy mi się z polskim powiedzeniem: wiercić komuś dziurę w brzuchu tyle, że tym razem wiercą w nosie. Wszystko oczywiście jest przeprowadzane z zachowaniem ostrożności przez kosmonautów, którzy przed chwilą powrócili na ziemię i dopiero co opuścili pokład wahadłowca. Po cierpliwym lub niecierpliwym oczekiwaniu przychodzi wynik i wszystko staje się jasne. Otóż nasz codzienny rachunek sumienia, jest niczym innym, jak owym wierceniem dziury, ale tym razem w naszym sumieniu. Nie chodzi tylko o samo oskarżanie siebie i budowanie poczucia winy, ale również o umiejętność dostrzeżenia tego, co było dobre. To swego rodzaju przeciwciała, które nie tylko zrównoważą ewentualne zło, ale przede wszystkim nie pozwolą, aby ono się wydarzyło. Wskażą również słuszny wynik. Mając świadomość dobra, a zarazem uśmiech wymalowany na twarzy i wyryty w sercu dużo łatwiej będzie się nam zasypiało. To test na człowieczeństwo i wspomniane poszukiwanie obecności człowieka w samym człowieku. Wynik pozytywny trudniej zaakceptować, ale z drugiej strony świadomość obecności wirusa w nas, zapobiegnie jego transmisji na innych.

Wyobraźmy sobie taką oto sytuację. Ojciec wraca do domu zdenerwowany. Nie wie, jak powiedzieć żonie, że likwidują jego dotychczasowy zakład pracy, a on sam od początku kolejnego miesiąca musi szukać nowej roboty. Dzieci są głośne. Widzą swego ojca, ale nie mają pojęcia o myślach, które dręczą jego głowę. W końcu czara goryczy się przelewa i ojciec wybucha. Głośnym krzykiem próbuje uspokoić swoje dzieci. Być może dodaje epitety, które zawsze będą im towarzyszyły. Rani je mocno, dając upust swoje bezradności, złości, zagubieniu. Żona również nie wytrzymuje. Wdaje się w kłótnię ze swoim mężem, broni dzieci, obwinia jego. On poddając się wychodzi z domu albo się upija, albo milknie na czas najbliższych dni. Żona przerzuca poczucie winy na niego, dodając, że od samego początku była przeciwna jego pracy w tym zakładzie! Ale kto tam jej słucha? Tak o to wirus bezradności i zdenerwowania przerzedził rodzinę i podjął próbę ugaszenia domowego ogniska.

Każda rola w tym epizodzie ma swoje przyczyny, ma swoje miejsce i ma swoje skutki, o ile nie w dalszej, to z pewnością najbliższej przyszłości kilku godzin. Każdy wyjdzie z tego filmu zraniony. Jeśli do tego pozwoli jeszcze, aby ów wirus zadomowił się w jego sercu, będzie żył od dzisiaj jako człowiek zarażony udając zdrowego. To oczywiście czysto hipotetyczna sytuacja, która ukazuje jednak, w jaki sposób zło, bazując na emocjach i nieumiejętności nazywania rzeczy po imieniu, skąd inąd rzeczy czasami od nas niezależnych, potrafi poważnie zaatakować rodzinne więzi. Tak więc codzienne testowanie w sensie rachunku sumienia zmniejsza ryzyko zakażenia i zarażania innych.
Idąc dalej wiadomo, że podawanie szczepionki osobom, które są chore nie ma żadnej skuteczności. Szczepionkę może przyjąć tylko osoba zdrowa. Zatem czas odosobnienia, to swego rodzaju czasu zdrowienia. W tym obrazie dostrzegam sakrament spowiedzi świętej. Nie jest to rzecz przyjemna i prosta. Jeśli ktoś nie testował siebie samodzielnie, to test wykonywany w obecności Lekarza wszystkich może również zawieść. Po pierwsze warto poszukać lekarza, który wzorując się na delikatności Profesora poda odpowiedni antybiotyk. Po drugie warto postawić na prawdę. Jeśli pójdę do dentysty i powiem, że boli mnie noga, to wiedza tego lekarza na wiele się nie zda, Podobnie kardiolog nie wyleczy moich zębów, a psycholog nie rozwiąże problemów dermatologicznych. W leczeniu i diagnozowaniu nie używa się miejscowego znieczulenia, ani narkozy, aby dokładnie określić chorobę, przyczynę bólu i jak najlepiej dobrać odpowiednie lekarstwo. Temu służy spowiedź. Jest oczyszczeniem swojego serca, ducha, a zarazem początkiem wychodzenia z choroby. Jej obrazem jest rozmowa Chrystusa z kobieta pochwycona na cudzołóstwie. Recepta pisana palcem po ziemi jest receptą tylko dla niej. Oczywiście w sensie patrzenia na moje odniesienie możemy dostrzec pewne braki i niedociągnięcia, ale nie ma przykładów idealnych, bo życie jest dużo bogatsze, a każdy człowiek to osoba i indywidualne jestestwo, niepowtarzalne i niewymierne bogactwo.
Wreszcie sama szczepionka, czyli Eucharystia, to nie opłatek, kawałek chlebka, symbol, czy smaczek. To żywy Jezus. To tajemnica Jego obecności, z której rodzi się dobro. Skuteczności Jego szczepionki dowodzą bohaterowie Apteki pod Archaniołem, jak również nasze osobiste doświadczenia i pocałunki Boga, które pozostają wypalone w naszych sercach.
Dzisiaj te okruchy są zupełnie inne, ale jakże ważne w obecnym czasie, gdy wirus próbuje nie tylko nas zainfekować, ale zbudować w nas poczucie niepewności, lęku i strachu połączone z samotnością i bezradnością. Pozwólcie, że w kontekście całości odniosę się do Psalmu 139.

Panie, przenikasz i znasz mnie, Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję. Z daleka przenikasz moje zmysły, widzisz moje działanie i mój spoczynek i wszystkie moje drogi są Ci znane (…).

Jaki zatem ma sens oszukiwanie lekarza? Stawianie diagnoz w oparciu o fałszywe przesłania? Jaki ma sens, skoro nie służy naszemu zdrowiu, a jedynie przyczynia się do pogłębienia choroby? Te wszystkie słowa piszę ze świadomością swojej ułomności i choroby, dzielę się nimi pokornie. Nie jestem ideałem i nie pozjadałem wszystkich rozumów, ale jako ojciec wiem, że kiedy dziecko przychodzi i mówi mi o rzeczach dla niego trudnych, dużo łatwiej jest mi je wysłuchać i starać się mu pomóc, aniżeli w zdenerwowaniu dochodzić do sedna sprawy lub nieustannie udawać, że nie ma problemu. Zawsze można poczekać, ale to niestety boli.

Ps. Nie odczytujcie dzisiejszego tekstu, jako tekstu przeciwko szczepionkom, jakimkolwiek. To są rzeczy, które każdy rozstrzyga w swoim sercu, jedyne, co mnie w pewien sposób bawi, to wmawianie wszystkim, że te szczepionki są darmowe. Czemu mnie bawi? Bo płace podatki, utrzymuję Państwo i właśnie to z tych pieniędzy są one zakupione. Wiem z budżetu państwa, a kto do tej skarbonki wpłaca? W tym sensie widzę swego rodzaju demoniczną kakografię. Eucharystia jest nie tylko całkowicie darmowym Skarbem dla Chrześcijanina, ale również Szczepionką, która wyrosła na KRWI REDEMTOR HOMINIS – ODKUPICIELA CZŁOWIEKA.
Przepraszam za długość tego wywodu. Na pocieszenie powiem, że nie udało mi się wszystkich myśli przelać na ten wirtualny papier. Wiem. Marne to pocieszenie, ale jak to mówią może lepszy rydz, aniżeli nic. Do przeczytania. Chyba jutro?


Pokrewne tematy