Maciej Sz.

Okruchy. Kwadrans – piętnaście minut.

To zaledwie kwadrans albo dziewięćset sekund. Czas w zupełności wystarczający, aby wywrócić życie do góry nogami w każdym względzie. Niekiedy kłótnia jest jednym zdaniem, a głęboka rana noszona na sercu efektem jednego spojrzenia lub krótkiego słowa. To również czas odpowiedni do tego, aby odmienić wynik jakiegokolwiek meczu lub sportowej rywalizacji. Kwadrans, który może unieść do góry lub rzucić na ziemię. Czas, aż nadto długi, by podjąć ostateczną decyzję, która wyznaczyć może ścieżki, namalować drogi i autostrady, którymi będziemy podążali całe życie. To również czas oczekiwania na wynik testu, nie tylko covidowego, ale również ciążowego. Ukazuje on, że w zależności od sposobu patrzenia, jak również tkanki materii, której dotyczy jest wystarczającym ułamkiem czasu do tego, aby zmienić całość.
Podobnie jest z naszymi myślami i postanowieniami, Słowem Bożym, wszelkiego rodzaju pokusami. Ten sam odcinek czasu dotyczy niemalże wielu wariacji na temat życia, teraźniejszości i przyszłości. Patrząc w tym kontekście dużo łatwiej zrozumieć słowa Nauczyciela z Nazaretu, który wzywa nas do nieustannej czujności. Perła Królestwa Bożego i wieczność, która została złożona w naszych sercach, stanowi wartość nieporównywalną. Trudno ją sobie wyobrazić, zrozumieć. Trudno odnieść do jakiejkolwiek ziemskiej rzeczywistości. Tutaj wszystko ma charakter przemijający i skończony. Naukowcy co jakiś czas zwiastują nadchodzący koniec ziemi, słońca, co skłania człowieka do podjęcia poszukiwań nowych możliwości, które pozwolą mu być może na przedłużenie życia w kosmosie. Można odnieść wrażenie, że wiele wizjonerskich filmów fantastycznych rysuje przyszłość, a jedynie brak poczucia czasu oddała ją w ziemskiej perspektywie.
Zatem kwadrans z jednej strony jest krótki, a z drugiej może stać się wiecznością. Z każdym dniem dochodzę do przekonania, że samo życie, które wydaje się w miarę długą, choć skończoną perspektywą rozgrywa się nie tylko w długości kwadransu, ale również w czasie równym mrugnięciu oka. Wnikając w te ułamki czasoprzestrzeni można niemal dojść do obłędu. Coraz bardziej zastanawiać się, rozważać, ważyć za i przeciw i ostatecznie trwać niezmiennie w tym samym miejscu. Decyzje pociągają za sobą określone konsekwencje. Włos na głowie się jeży, gdy czytamy o błędach kierowców, rodziców, małżeńskich kłótniach i tarapatach, które w jednej chwili zmieniają życie i pociągają za sobą tragiczne skutki. Nie trzeb pewnie szukać daleko. Ostatni pożar w Nowej Białej, aż nadto pokazuje tą prawdę, że choć wszystko wydaje się poukładane i trwałe w jednej chwili może się zwyczajnie spopielić.
Właśnie w tej perspektywie wezwanie do czuwania i poszukiwania właściwej drogi otwierającej bramy wieczności, a zarazem wewnętrznego pokoju, który pozwala spokojnie spać i z radością każdego poranka wstawać, wydaje się być nie tylko jedyną słuszną drogą, ale również jedynym słusznym wyborem, którego dokonujemy w wolności naszych serc, o czym pisałem wczoraj.
Z całą stanowczością trzeba powiedzieć, że Bóg jest daleki od tego, aby w jakikolwiek sposób domagać się naszego cierpienia, w takim sensie, że przynosiło by ono Jemu radość. To raczej my sami z siebie z dużą łatwością niekiedy gubiąc się w gąszczu spraw, dóbr i doczesnych przyjemności przypisujemy mu winę i zarzucamy brak odpowiedniej opieki, która owocuje większym lub mniejszym cierpieniem i bólem. Wielokrotnie pisałem o wartości każdego ludzkiego życia. Ta wartość wykracza poza matematykę. Nie można jej skalkulować, spieniężyć, przeliczyć. Można jedynie przyjąć, zaakceptować i nią się ucieszyć. Często boimy się prawdy. Stronimy od niej z lęku o samych siebie i świat, który zbudowaliśmy poprzez lata naszego życia. Wydaje nam się, że będziemy musieli z niego zrezygnować, zamknąć, porzucić. Tymczasem wszystko zależy od Tego, który stoi w centrum ludzkiej historii. Jeśli ma swoje najważniejsze miejsce w naszym sercu, wówczas ufność, która jest pewnością poczucia Jego obecności w naszym życiu pozwala spać spokojnie i nie martwić się zbytnio czasem. Walka i rozgrywka dotyczy nas i naszego bycia na wieczność, a nie piętnastu minut, które mogą okazać się zwycięstwem lub porażką, również w perspektywie wieczności. Warto zatem ową czujność i bogactwo życia, tak ukierunkowywać, aby wybory, których dokonujemy były zwyczajnie dobre. Brzmi trochę jak utopijna wizja, ale jest to możliwe dla tego kto wierzy, albowiem zwycięstwo nie dokonuje się naszą siłą i naszą mocą, ale mocą Ducha Świętego.

Ps. Kolejny raz napisałem inaczej, aniżeli zamierzałem. Przyznaję szczerze, że dzisiejszy tekst do mnie nie przemawia, a przynajmniej nie w całości. Odbieram go trochę tak, jak nieudaną lekcję polskiego. Publikuję, bo może kogoś skłoni mimo wszystko do refleksji i może dla kogoś okaże się wartościowym okruchem.


Pokrewne tematy