Krystyna Szwankowska-Antol

Okruchy. Pędzel.

Każdy z nas jest zaproszony do tego, aby pomalował swój obraz życia w barwach, które najlepiej są dopasowane do jego serca. Patrząc na kobiety zawsze podziwiam ich dokładność i skrupulatność z jaką dobierają paletę kolorów do makijażu, a także podporządkowują swój ubiór przyjętej koncepcji. Styl oraz elegancja, w której ukazują się światu jeszcze bardziej podkreśla kobiecość i wyjątkowość. Można powiedzieć, że dla nas mężczyzn są chodzącym przypomnieniem i wezwaniem do odkrywania tego piękna w nich oraz w sobie samych. 

Kiedy dzisiaj rano w kościele patrzyłem na małe dzieci, które nie do końca rozumiejąc to, co wokół nich się dzieje, próbują zwrócić na siebie uwagę ignorując apele i gesty swoich rodziców, pomyślałem, że jest w nich ta naturalność barw, którą niestety my dorośli często zatracamy w biegu codzienności. One wiedzą, że są wyjątkowe, a ich spojrzenia oczu, różne starania, czasami i bieganie po kościele, różne figle mają to wszystkim dookoła przypomnieć. One nam rodzicom przypominają, że jesteśmy wyjątkowi, skoro zostaliśmy takimi skarbami obdarowani. W życiu często skupiamy się na płótnie lub ramie. Gonimy za pieniędzmi, aby sprostać opłatom, które poniekąd dobrowolnie przyjęliśmy podnosząc standard swojego życia. Bez znaczenia, czy dotyczy on większego mieszkania, lepszego samochodu, najnowszego telefonu, komputera, urlopu. Niekiedy rozglądając się dokoła dodatkowo ulegamy fantazji kłamstwa, że warto pójść śladem kogoś znajomego, topiąc swój czas w owym połowie szczęścia, które dokonuje się na powierzchni. Tymczasem obok nas piękno szybko dorastających dzieci rozpływa się pomiędzy naszymi palcami, zalewając czas i ulatniając się w wodnej parze wysoko nad nami, gdzie wzrok już nie sięga. Nieważne, czy mówimy o naszych córkach, synach, dotyczy to siostrzeńców, bratanków, a później każdego spotkanego człowieka na naszej drodze. Nie chodzi przecież o to, aby dryfować, ale aby nurkować i zgłębiać w oceanie życie to, co ukryte jest pod jego zewnętrznymi falami, które niczym nastroje pojawiają się raz większe, raz mniejsze, burząc lub budując, napełniając pokojem lub złością. Niestety przyznać sam sobie muszę, że wiele tych fal wyprodukowałem w swoim życiu sam. Mówię o tym, wszak pewnie owa produkcja fal dotyczy większości z nas i po prostu warto czasami się nad tym zastanowić. Owa chwila refleksji może uchronić nas samych, jak również naszych bliskich od tsunami, które pojawia się w głębinach i dobija brzegu niosąc swoją złowrogą siłę, aby siać spustoszenie. Odpowiednio wcześniejsze dostrzeżenie zagrożenia, może okazać się życiodajną siłą dla nas samych i innych, a także ocalić to, co być może niekiedy przez wiele lat w trudzie budowaliśmy. Zatem płótno i rama, stanowią zewnętrzną stroną naszego życia, ale to co najlepsze pozostaje ciągle w naszych dłoniach. To pędzel, który tulimy w naszych dłoniach, a który zanurzony w głębinach naszego serca uzewnętrznia wszystkie barwy, które z jego bogactwa wydobywa. Jaką barwę ma twój uśmiech. Jakiego koloru są twoje łzy, smutek, uniesienia, ale również pokój, uczucie spełnienia, radość życia, wewnętrzny pokój, słodycz. W jakich pociągnięciach pędzla wyraziłbyś na płótnie to, co stanowi tak, czy owak kwintesencję twojego życia. Tak czy owak dużo więcej jest pasteli, odcieni, wiary, nadziei, miłości, spełnienia. 

Obserwując siebie samego dostrzegam, że bogactwo rafy koralowej, która ukryta jest we wnętrzu może nas ponieść jeszcze dalej i ten delikatny twór natury rozmnożyć pośród innych. Tak płynę dzisiaj pośród tych wszystkich fal w potoku, a może nawet oceanie słów, aby dobić do brzegu i postawić w końcu tezę. Teza ta, jest wyryta, rylcem życia w naszym duchowym wymiarze. To jak skamielina łapy dinozaura wyciśnięta na kamieniu ziemi. Różnica jest natomiast taka, że ona ciągle pulsuje w naszym wnętrzu determinując, choć może lepiej byłoby powiedzieć zachęcając do podejmowania ryzyka poszukiwań odpowiedzi na pytanie, jaka jest właściwa barwa, paleta kolorów dla obrazu mojego życia. Nowoczesność i technika nie są czyś złym i wrogim, ale niekiedy swą doskonałością i słodką użytecznością, przysłaniają nam naszą niedoskonałość i poszukiwania doskonałości, której fundamentem jest Jego tchnienie. Życie bez końca i początku. Będące gwarantem naszego bezpieczeństwa i sensu, który wypełni się w świecie, którego ani nie znamy, ani nie potrafimy sobie wyobrazić na miarę prawdy, ale który przeczuwamy w głębi swojego jestestwa, swojej osoby. Zatem warto wziąć do ręki dzisiaj pędzel, bo płótno i rama już są, zanurzyć jego włosie w głębinach serca i dotykając różnorodności naszej koralowej rafy przenosić ją na brzeg. 

Przecież właśnie o to chodzi, abyśmy z teraźniejszości czynili niepowtarzalne piękno i próbowali nią odnaleźć sens bycia dzieckiem, bycia wyjątkowym, bycia człowiekiem.

Ps. Dzisiaj sobie pomyślałem, że piszę do was listy z mojej wędrówki. Wyobrażam sobie wasze twarze i gesty, zanurzając się w przekonaniu, że i wasze byłyby niezmiernie ciekawe i interesujące. Dzień dobry. Szkoda dnia. Pora malować.    


Pokrewne tematy