Maciej Sz.

Okruchy. Próba.

Najgorzej stracić systematyczność, a zarazem zapał. Jest dokładnie tak samo, jak w przypadku rzucania palenia papierosów. Dopóki nie palisz i pozostajesz wierny postanowieniu wszystko układa się dobrze, pozytywnie, choć czasami chęć zapalenia męczy i chce pokonać Twoje wysiłki. Pierwszy papieros wystarczy, aby osłabić wolę, a potem sięgnąć po kolejnego i w ostatecznym rozrachunku przegrać, a jeśli nie, to owa pierwotna walka, po takiej drobnej wpadce będzie wymagała jeszcze większej determinacji i wysiłku. Czasami dużo łatwiej ulec zniechęceniu i się zwyczajnie poddać, aniżeli kontynuować swoją drogę. Choć być może wcale nie o zwycięstwo chodzi, a właśnie o walkę, która tak mocno wpisuje się w wymiar naszego życia. To ciągłe zmaganie, upadki, powstawanie i podnoszenie się i znowu od nowa kolejny raz, z nową nadzieją i nastawieniem.

Kiedy dzisiaj rano rozpoczynałem swój dzień byłem nastawiony do podejmowania trudu przemiany, zmagania się. Pomyślałem sobie: Maciej od dzisiaj koniec z narzekaniem. Masz życie, które jest darem i które masz przeżyć ciesząc się jego każdą chwilą i każdym dniem. Nie wiesz ile ci go zostało, oby jak najwięcej, zatem nie marnuj czasu i nie narzekaj. Nie narzekaj na problemy, które czasem pojawiają się, jak grzyby po deszczu. Choć nie padało i była słoneczna pogoda, idziesz i dostrzegasz, jak wyrósł w miejscu, w którym byś się go nigdy nie spodziewał. Stoi i pręży dumnie swój czerwony kapelusz nakropiony niewinną bielą przypominając tobie o delikatnej truciźnie, którą w sobie skrywa. Nie chce ciebie otruć, zabić, ale delikatnie umęczyć, tak całkowicie bezinteresownie. Po prostu. Nie wyładowuj na nimi złości, nie pozbawiaj go życia, ale pomyśl, jak możesz wykorzystać jego urok, aby dostrzec piękno chwil, które zostały ci dane. Myśląc o narzekaniu, pomyślałem również o wielu działaniach, które podejmuję w celu zmiany sposobu zarabiania na życie, a które przypominają trochę człowieka zagubionego w labiryncie. Idziesz nieustannie do przodu, rozwijasz się, podejmujesz nowe inicjatywy, a tu ciągle za zakrętem okazuje się, że lądujesz dokładnie w miejscu, z którego wyszedłeś, czyli na początku. Być może w czasie tej drogi uleciał jakiś szczegół, który wymaga drobnej korekty, a być może to ciągle nie ta droga. Warto jednak dostrzec i ucieszyć się, że ciągle próbuję i za każdym razem, przynajmniej tak mi się wydaje, jestem coraz bardziej kreatywny i odporny na porażki. Choć też nie do końca. Jak nauczał św. Paweł, kto myśli, że stoi, niechaj baczy, żeby nie upadł. Więc będę się starał nie tracić nadziei, a zarazem nie popadać w fantazję mocnego charakteru, która może okazać się kłamstwem na krótkich nogach.

Tak czy inaczej, pierwotny zapał i chęć do kreatywnego rozwiązywania problemów i przezywania życia wymaga nieustannie siły i energii. Tą odkrywam w Eucharystii i modlitwie, a także w sporcie, choć przyznać muszę, że jeśli komuś wydawać by się mogło, że modlitwa jest nieustannym duchowym uniesieniem, w którym lewitując całujemy stopy Boga i delektujemy się Jego obecnością, to niestety tak nie jest. Owszem bywają z pewnością momenty, kiedy uczucia przychodzą nam z pomocą i stają się miłym dotykiem Jego samego, ale zdecydowanie więcej jest tych momentów, kiedy On nas nieustannie dotyka, a my niekoniecznie to widzimy i potrafimy wręcz docenić. Czy to, że Boga czasami nie czujemy, to znaczy, że go nie ma? Czy to, że nie rozmawiamy z osobami, które nosimy w sercu nieustannie, bo musimy pracować, uczyć się i robić wiele innych rzeczy znaczy, że tych osób nie ma (oczywiście z wyjątkiem tych, które odeszły)?

Myślę, że im bliżej celu się znajdujemy, tym więcej pojawia się znaków zapytania i wątpliwości. Można powiedzieć, że poniekąd weryfikują one nasze dotychczasowe sposoby myślenia i patrzenia na życie, siebie i innych. Pisząc o tym myślę, również o zbliżającym się moim biegu. Czy wystartuję? Kiedy się zapisywałem byłem pewny, że tak, a dwa tygodnie przed startem, teraz już tydzień, pojawiły się problemy, które ów start stawiają pod znakiem zapytania. Chochlik? Pech? A może zwyczajna weryfikacja moich postanowień i kolejna runda budowania swojej woli, jej wzmacniania, a przynajmniej próba umacniania.

Jestem przekonany, że każdy z nas boryka się z podobnymi problemami. Wierność jest wysiłkiem, który kosztuje i który się opłaca. Choć zwycięstwo przychodzi w trudzie krzyża, jest jednym z najpiękniejszych smaków życia, które pozostawił nam Jezus Chrystus. Nie po to, abyśmy narzekali i się biczowali ogromnymi problemami życia, ale abyśmy z uśmiechem, zaciśniętymi zębami potrafili je pokonywać, a to jest możliwe, dzięki Niemu, w Jego mocy i z Nim. Tym bardzie, że każdy z nas dostał jeszcze trenera, mentora i masażystę w Postaci i Osobie osobistego Anioła Stróża. Dobrego, piątkowego wieczoru.


Pokrewne tematy