Maciej Sz.

Okruchy. Siła sportu.

Kontynuując zamyślenia nad siłą, chciałbym Was dzisiaj zaprosić do swojego sportowego świata. Nie jest on jakiś nadzwyczajny i wyjątkowy, jest po prostu mój. W nim odkrywam swoje słabości oraz niedoskonałości. Uczę się ich pokonywania i wytrwałości. Być może pamiętacie ten tekst, w którym pisałem, że każdy powinien odnaleźć coś, co kocha. Kawałek siebie samego, który go ubogaca i pozwala wzrastać w wartości siebie samego motywując do przeżywania kolejnych dni z uśmiechem, czasami łzami. Chodzi o to, aby żyć i substytuty wirtualnego świata zastępować realizmem tego, co możemy sami zrobić, zmienić, za czym możemy podążyć. Wielkie rzeczy i marzenia, wyrastają z korzenia małych rzeczy. Chociażby wiara, która porównywana jest do ziarnka gorczycy, a nie do wielkiego arbuza lub dyni ogromnych rozmiarów. Małe rzeczy są małymi radościami, które wpływają na nasze wielkie życie. Każde życie jest wielkie i każde życie bez względu na to, co mówią lub myślą inni ma swoją niepowtarzalną, wyjątkową, wrodzoną wartość.
Od najmłodszych lat lubiłem różne sportowe dyscypliny. Na podwórku graliśmy w piłkę nożną, co wywoływało ogromny sprzeciw sąsiadów mieszkających na parterze. Graliśmy w badmintona, ganialiśmy w berka, chowaliśmy się, a nawet czasami z dziewczynami skakaliśmy w gumę. Potem była koszykówka, siatkówka, piłkarskie piątki i czas pierwszych treningów. Nigdy nic wielkiego nie osiągnąłem, poza tym, że lubiłem te dyscypliny i treningi. Czekałem na swoją chwilę i swój moment, ale zawsze byli inni. Kiedyś uzasadniałem tę prawidłowość ich znajomościami, bo takowe mieli, ale chyba trzeba dzisiaj stanąć w prawdzie. Trenowałem za dużo różnorodnych dyscyplin i choć byłem dobry, to jednak nie na tyle, aby być jakimś wyjątkowym zawodnikiem. Taka jest prawda o moim młodzieńczym sporcie.
Chciałem być również kolarzem, ale rower w tamtym czasie był wyjątkowo cennym dobrem, a do tego jeszcze niedostępnym lub limitowanym. Na marzeniach się skończyło, dlatego też obok biegania, rowerowe życie zajmuje w moim życiu ważne miejsce. Dzisiaj z nikim nie rywalizuję poza samym sobą i poza tym, że za każdym razem, gdy biegnę lub jadę, zabieram na pokład swoich pleców twarze ludzi, których poznałem, spotkałem i znam. Twarze nieznanych mi dusz czyśćcowych, ledwo wyczuwalnych Aniołów i Jego obecność. Ilekroć chcę się zatrzymać wbrew postanowieniu lub założeniom, ze względu na zmęczenie myślę o tym, Uśmiecham się do siebie lub zaciskam zęby i pytam siebie: a od Szefa czego oczekujesz? Daje Ci wszystko, więc dawaj wszystko, oczywiście z głową, bo z pewnością się nie ucieszy moim zawałem lub zapaścią wywołaną nadmiernym treningiem. Skoro jestem to znaczy, że mam też jakieś sprawy do zrobienia, więc trzeba sobie dać na wstrzymanie i zwyczajnie nie przeginać.
Tak czy inaczej sport jest dzisiaj dla mnie ważny. Redukuje wszelkiego rodzaju napięcia w moje głowie, uwalnia hormony szczęścia i sprawia, że nie obciążam negatywnymi emocjami swoich najbliższych. Oczywiście są kryzysy, chwile zwątpienia, niepewności, sterty pytań bez odpowiedzi. Są chwile, kiedy idę biegać, choć mi się nie chce, kiedy jadę trochę wbrew sobie, ale to jest owa walka, którą toczę i która daje mi tak dużo radości, że gdybym miał skrzydła to zwyczajnie bym fruwał. Nie piszę tego wszystkiego, żeby się chwalić, mienić jakimkolwiek trenerem życia, czy kogokolwiek, ale dzielę się z Wami wierząc, że i wy macie swoje zakątki radości. Może niekiedy trzeba je odświeżyć, a może zrewidować? Z pewnością warto zaufać temu, co rodzi się w głębinach oceanów naszych serc. Do sportu dodałbym jeszcze pisanie, rozumiane jako szybkościowy trening pisania tekstów na klawiaturze, ale z nim nie jest tak prosto. Są dni, kiedy siadam przed monitorem i patrzę i zaczynam pisać i kreślę. Są teksty całkowicie zawieszone, bo nie spełniają moich oczekiwań, albo takie, które uważam, za niedobre. Choć to też jest swego rodzaju ciekawostka. Ilekroć tekst uznaję za nieciekawy lub bezwartościowy, znajduje się ktoś, kto za nim podążą i podsyła jakąś odpowiedź.
Życie szybko mija i jest naprawdę na tyle wyjątkowe i piękne, że warto oderwać się od świata wirtualnego i żyć pełnią świeżego powietrza, w którym niekiedy muszą się też unosić smrodliwe bąki.
Tak czy inaczej pamiętajcie, że nie warto żyć dla marzeń, ale warto marzenia realizować. Nie warto płakać lub śmiać się z fikcyjnymi bohaterami wirtualnych możliwości, ale warto usiąść do stołu i rozmawiać, nawet, jeśli niekiedy jakieś słowo zaboli lub zrani. Jestem głęboko przekonany o tym, że jako ludzie potrafimy się słuchać i potrafimy się sobą dzielić, ubogacać. Wzajemnie motywować i podnosić. Potrafimy też w rozmowach weryfikować swoje postawy i czyny, aby unikać zranień lub niebezpieczeństw. To jest piękno życia, którego realizm czasami nas przygniata i chcemy od niego uciec. Jednak wtedy zawsze jest Ktoś, kto czeka z propozycją, gotowy nas podnieść. Ktoś, kogo być może dzisiaj nie rozumiemy, nie czujemy, ale ON czeka i kocha. ON jest.

Ps. Jutro spróbuję znowu coś napisać. Tym razem już z Polski. W sobotę mały bieg, wielkich nadziei i ogromnych zwycięstw. Nie boję się, że będę ostatni, że nie spełnię swoich postanowień lub oczekiwań. Czego się boję? Upału. Z drugiej zrobiłem ile mogłem i teraz czas na cud. Jaki? Cóż to zostawię dla siebie. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę Wam dobrej nocy lub dobrego dnia.

Ps. Kiedy mam dobry dzień pisanie jest nasączone nadzieją, a nie ciężarem własnych niepowodzeń. Dziękuję, że potraficie to znosić.


Pokrewne tematy