Maciej Sz.

Okruchy. Śmierci Bóg nie uczynił.

Siedząc nad brzegiem jeziora Nyzderskigo i patrząc na słońce, które chce przeciąć linię horyzontu i ustąpić miejsca nocy, a zarazem ogrzać nie tylko ludzi na drugiej stronie ziemskiej półkuli, czuję ogromny pokój. Ten prosty obraz jest bardzo wymowny i zdradza w swym przesłaniu rzeczy, którymi zostałem obdarowany, a na które nie miałem żadnego wpływu. Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się z zagłady żyjących. Te słowa wyjęte z Księgi Mądrości, z niedzielnych czytań wydają się odbijać w tafli jeziora, śpiewając pieśń pewności i bezpieczeństwa. Jestem obok. Jestem dla Ciebie. Jestem z Tobą. 
Przez wieki nauczyliśmy się przypisywać Bogu rzeczy, rożnego rodzaju wydarzenia, na które nie potrafimy znaleźć odpowiedzi. Problemy, które wydają się nam ogromne i przytłaczają swym ciężarem sylwetkę wędrowca do ziemi, miażdżąc jego kroki. W pewien sposób malujemy pędzlem oczywistości, którym nadajemy ducha sztuki współczesnej albo impresjonizmu. Wkładamy w ręce Boga i Jego bycie większość spraw niezrozumiałych i niewytłumaczalnych. Bóg nas czegoś chce nauczyć – mówimy. Dodajemy – Bóg tak chciał, albo wpadamy w sidła jeszcze gorszej logiki kłamstwa głoszącego, że gdyby był, nie byłoby zła, cierpienia, niesprawiedliwości. On tymczasem cierpliwie znosi nasze błądzenie i czeka aż wejdziemy na ścieżkę, która pozwolili nam poczuć jego dotyk ojcowskiej miłości na naszym ciele i naszym sercu. To prawda, że On każdego dnia do nas mówi tak, jak odbija się dzisiaj w widoku, który porusza moje serce.
Ciepły wiatr, który z głębi jeziora dobija do brzegu jest takim dotykiem. Jest taką pewnością wskazującą na jego obecność. To twarze naszych bliskich, małżonków, dzieci, rodziców i wielu innych, których nosimy w naszych sercach, którzy są nam przypisania tak, jak my jesteśmy im przypisani.
Głos bawiących się dzieci, pełnych radości i szczęścia, to kolejny dowód na powołanie nas do rzeczy wielkich w wieczności, które swój początek mają w rzeczach, prostych, prozaicznych, zarazem wielkich tutaj na ziemi. To prawda, że gdzieś indziej w tym samym czasie ktoś umiera, ktoś płacze lub cierpi z powodu braku jedzenia, wody lub wojny. Ta myśl może burzyć ten pokój i ową pewność Jego obecności. Z drugiej strony wystarczy zadać sobie proste pytanie. Co ja zrobiłem ze swojej strony, aby tak się nie działo? Może nie chodzi o wielkie rzeczy i akcyjne działania, a zwykłą modlitwę pełna ufności i zawierzenia, za która idą konkretne czyny codzienności wobec ludzi rzeczywiście spotykanych każdego dnia na naszej drodze życia. Może chodzi o proste westchnienie i spojrzenie w górę pełne aktu oddania i wdzięczności – nie jedne raz na 1000 dni życia, ale 10 razy na jeden dzień. To w końcu Bóg nam podarował ziemię we władanie. To znaczy, że dał także możliwości, wrażliwe oczy i serca, które potrafią takie problemy i wyzwania rozwiązywać. 
Śmierci Bóg nie uczynił. Te słowa brzmią jak refren pieśni pokoju, która odsłania przed nami Jego prawdziwe oblicze. Oblicze także każdego człowieka. Dzisiaj pojawiły się pewien problem do rozwiązania. Retoryka, która jest retoryką śmierci, każe obwiniać za konkretne owoce złych działań lub decyzji innych. Nas stawia w świetle słońca niczym kryształową toń fali pokazując jak bardzo to my, zostaliśmy skrzywdzeni i niezrozumiani. Ta retoryka kłóci się nie tylko z Golgotą i przesłaniem Pisma Świętego, ale także stoi w sprzeczności z wnętrzem naszego serca. Kiedy pisałem przed paroma dniami o przebaczeniu, to można je uznać za retorykę życia. Jego brak i zamknięcie nas zniewalają, przytłaczają, obciążają. Są jak pasożyty, które wysysają z naszej krwi i naszego ducha nasza duchowość. Zarazem napełniają serce zgryzotą i żywią się tym, czym my się denerwujemy lub sami karmimy. Stają się kołem, które nie ma ani końca, ani początku i jako figura może być uznane za doskonałe. Retoryka śmierci jest retoryka koła. Tego, co znamy, widzimy, co wydaje nam się słuszne i dobre i sprawiedliwe. Pewnie, gdyby Bóg chciał być do końca sprawiedliwy według naszej miary, nigdy nie dokonałoby się dzieło odkupienia. Retoryka śmierci jest ciągle retoryką na miarę oko za oko i tak dalej. Do czego mi ręka złodzieja? Może lepiej sprawić, by sam chciał naprawić wyrządzone zło, choć to, może sprawić tylko retoryka życia i tylko On. On, który zna i przenika nasze serca do głębi.
Kończąc zachęcam siebie samego i was nie tylko do refleksji, ale do powściągliwości w wielu rzeczach i wyrokach. Życzę Wam tego, abyście patrząc na zachód lub wschód słońca radowali się Jego obecnością w pobliżu nas samych. On jest. On działa. On mówi. Strójmy zatem instrumenty naszego ciała i psychiki, a także ducha, aby napełnił naczynia gliniane po brzegi. Śmierci Bóg nie uczynił. Bóg uczynił życie. Powiedział i stało się. Dobrej nocy lub dobrego dnia.


Pokrewne tematy