Maciej Sz.

Okruchy. Ubogacanie siebie to dialog.

Atari był pierwszym komputerem, który wraz ze swoim rodzeństwem otrzymaliśmy od naszych rodziców. Można było już na nim programować posługując się językiem DOS (od ang. disk operating system). Próbowaliśmy, ale nasza wiedza i brak cierpliwości, a także możliwość wykorzystania go, jako pierwszej konsoli do gier sprawiły, że to zadanie szybko porzuciliśmy. Idąc duchem rozumowania naszych rodziców i wykorzystania go głównie do poszerzania swoich technicznych umiejętności dzisiaj być może bylibyśmy programistami – oczywiście kładę duży nacisk na słowo być może. Siedzieliśmy przy nim i graliśmy w gry, które instalowały się w systemie, sczytywane z kaset magnetofonowych, a nasza wiedza stała w miejscu. Pod ręka mieliśmy centrum, które przychodziło z pomocą, kiedy pogoda nie pozwalała na spędzanie wolnego czasu poza domem, wraz z kolegami z podwórka. Z perspektywy lat i rozwoju techniki, widzę w tym swego rodzaju zapowiedź wyścigu o przejmowanie wolnego czasu przez technikę. Rozrywka, która jest nieodłączną towarzyszką ludzkiej wędrówki wciska się do naszych umysłów w postaci gier, filmów, seriali. Nie ma w tym pewnie nic złego, ale każdego z nas powinno zastanowić, że w pewien sposób nas rozpuszcza. Konieczność podejmowania wysiłku spada do minimum. W pewien sposób trud staje się niepożądanym gościem naszego życia.
W tym względzie dostrzegam swoją bezradność w dobrze argumentów, w rozmowie z dziećmi, aby przekonać je do wyjścia z domu na spacer, udania się na rowerową wycieczkę, narty. Coś zobaczyć, zwiedzić, poruszać się żwawo, to propozycje, które często muszą być forsowane może nie siłą, ale z naciskiem na konieczność. Być może taka jest nasza ludzka natura – ograniczona w swej strukturze, że dużo łatwiej nam dokonywać wydawać by się mogło prostych wyborów, a ostatecznie wyborów, które nie niosą w sobie wartości rozwoju.
W tym względzie dobrze jest sięgać do kopalni swojego serca i wydobywać najcenniejszy kruszec cierpliwości połączony ze złotem słowa. Sama cnota cierpliwości z jednej strony wydaje się może pasywnym wyczekiwaniem na lepsze, ale w samym centrum stoi dynamizm, skłaniający do stawiania kolejnych kroków na drodze prowadzącej do osiągnięcia celu. Także w sensie wyczekiwania. Kiedy zastanawiam się nad słowami Chrystusa, który mówi o podziałach pomiędzy rodzicami i dziećmi, rodzeństwem, podziałach w rodzinach, to pierwsza myśl ku której się kieruję dotyczy najczęściej wiary i jej wyznawania. Tymczasem jest to również nieustanne napięcie, którego nie sposób wykreślić z procesu wychowania, dojrzewania, jak również układania wzajemnych relacji. Nie wiem czy jest to swego rodzaju skrzywienie, które niesiemy w sobie samych, że rzeczy, które robimy i którym poświęcamy nasz czas, wydają się zawsze na tyle atrakcyjne i dobre, że chcemy do nich zachęcić innych. Chcemy poniekąd zabrać innych do krainy piękna, w której czujemy się najlepiej. Całkiem możliwe, że ową chęć potęguje równocześnie poszukiwanie swojej własnej wartości. Tak, jak byśmy nie wierzyli sobie samym w to, co niesiemy w naszych sercach, wnętrzach, umysłach. Zresztą cofnijcie się na chwilę i przeczytajcie jeszcze raz ostatnie zdanie. Mogłoby ono brzmieć: tak, jak byśmy nie wierzyli sobie samym. Zawarty w nim przekaz jest zrozumiały i prosty. Ja dodałem jeszcze drugą część. Z jednej strony celem tego zabiegu jest uwydatnienie tej myśli – a być może ją rozmydla, a z drugiej zabieg ukazania mojej elokwencji wobec was, czytelników – jak sam chciałbym udowodnić sobie fakt, że umiem pisać.
Powoli robi się niebezpiecznie długo. Tekst rośnie i wydaje się nie mieć końca, a wasza cierpliwość zostaje wystawiona na próbę. Zatem teraz konkretnie. Trudno jest nam rywalizować i podejmować wysiłek w celu odkrycia czegoś, zrozumienia, poznania, swojego rozwoju, kiedy mamy to podane na talerzu. W tym przypadku rozrywkę. Trudno jest nam również przekonywać do czegoś innych. Zatem może warto wchodzić na nową drogę. Drogę rozwoju i drogę wysiłku poznawania świata, tych, których zapraszamy do świata naszego. I w tym względzie owa cnota cierpliwości nauczy nas, gdzie kończy się wyczekiwanie, a gdzie zaczyna się konkretne wezwanie, obok którego nie można przejść obojętnie. To, że bywa trudno, nie znaczy, że nie można. Sama trudność powinna nas i innych mobilizować, wszak smak zwycięstwa jest zawsze najlepszy. I jeszcze jedno. Warto nieustannie uczyć się cierpliwie wsłuchiwać w drugiego człowieka. Nie ma znaczenia czy to będzie żona, mąć dziecko, przyjaciel, znajomy. Ktoś bliski, czy dalszy. Warto dać mu szansę wypowiedzenia się i cierpliwie wsłuchiwać w ofertę, którą chce nam przedstawić. Ubogacanie to dialog, który pozbawiony tej relacji, wzajemnego słuchania i udzielania odpowiedzi może zamienić się w monolog. A nadmierny monolog, zbyt długi i monotematyczny najczęściej do niczego nie prowadzi. Zresztą zobaczcie na moje pisanie .
Pozdrawiam Was. Do jutra. Tymczasem może jeszcze skroję nową dobrą wiadomość.


Pokrewne tematy