Maciej Sz.

Okruchy. Wartość.

Każdy artykuł i wpis, który oddaję w wasze ręce rodzi się na kanwie wydarzeń dnia i myśli, które im towarzyszą i które z nich wypływają. Dzisiaj wracając do domu byłem już lekko zmęczony po 10 godzinach pracy, ale mimo to umysł pracował sprawnie i wertował kartki kolejnych godzin minionego dnia. Nagle na jednej z nich pojawił się tytuł: wartość samego siebie. Pojawił się w konkretnej okładce, z konkretnym przesłaniem.
Patrząc na różnego rodzaju zakupy, a nawet sportowe działania, które podejmuję określiłbym je jako substytuty właściwej wartości, a może nawet podróbki wartości człowieka. Sam się sobie dziwię, że w wieku, który niebawem osiągnie 5 dekad, ciągle ulegam fałszowi i próbuje na różne sposoby zbudować swoją wartość na podstawie osiągnięć, wiedzy, pisanych artykułów, sportowych wojaży, zainteresowań i wielu innych pochodnych świata widzialnego. Dziwię się, bo skoro uważam się za człowieka wierzącego, to powinienem mieć świadomość, że większości ani nie zatrzymam, ani nie włożę do trumny i nie przeniosę na zupełnie nowy brzeg życia. Zresztą jest to jakiś paradoks człowieczeństwa, że na ten świat przychodzimy zupełnie nadzy, bez niczego, a zarazem wnosimy ze swoimi narodzinami tak wiele szczęścia i radości w życie innych. Naszej matki, ojca, dziadków, rodzeństwa. Wszyscy się zachwycają, cieszą naszym życiem, nową osobą, a zarazem w świetle maleństwa odczuwają prawdziwie siebie samych. Można powiedzieć nowe życie, które pojawia się na świecie napełnia życiem wszystkich dookoła, choć nie ma w dłoniach złota, nie robi kupek w postaci rolek banknotów, czy też nie odbija się mu brylantami. Ponadto wymaga troski i opieki, a jednak napełnia życiem i radością.
Kiedy odchodzimy z tego ziemskiego domu na druga stronę, znowu wszystko zostawiamy i zabieramy ze sobą swojego ducha. Zatem to wszystko, co niewidzialne, w pewien sposób bezcenne, niemierzalne. Co dzieje się dalej? Następuje sąd, a biorąc pod uwagę fakt, że cały materialny dobytek zostawiamy tutaj, zabieramy ze sobą jedynie poczucie własnej wartości i poczucie bycia obdarowanym, kochanym, kimś wyjątkowym. Zatem w tym duchu myśląc i patrząc na budowanie wartości samego siebie, muszę to napisać i powiedzieć kolejny raz samemu sobie, a zarazem podzielić się tym z wami, każdy z nas jest bezcenny i wartościowy ze względu na to, że jest. Koniec. Kropka. Nie ma nic więcej. Wartość dodana, to Miłość Boga, który na różne sposoby próbuje nas nią napełnić, nią obdarować i wlać w nasze serca, abyśmy nie musieli po drugiej stronie chować się jak Adam i Ewa w krzakach, a za usprawiedliwienie brać argument swojej nagości.
Zresztą czy ludzie, którzy przychodzą na świat w rejonach dotkniętych różnymi problemami, głodem, wojną, chorobą są mniej wartościowi od nas? Nie! Są również tak wyjątkowi i tak bezcenni w oczach Boga, jak my sami. Różnicę buduje nasze natura, która często podpowiada nam, że o wartości człowieka nie stanowi jego człowieczeństwo, ale to wszystko w co, to człowieczeństwo ubierzemy. Ulegamy fałszywej rzeczywistości budowania swojej wartości. To półprodukty, które z czasem się zużywają, psują i zmuszają nas do poszukiwania czegoś nowego. Dokonania kolejnego kroku. Oczywiście można wszystko ładnie pospinać klamrą wysiłków podejmowanych dla innych pokoleń, to znaczy dzieci, rodziny, ale ostatecznie, to nie dzieci i nie rodzina będą nadzy po tamtej stronie lecz my sami. Zatem jedynym logicznym i rzeczowym argumentem, który ociera się w swej bezgranicznej wartości o świat duchowy jest miłość, której ani nie można wymierzyć, zamknąć w pewnych ramach, a którą jedynie można przyjmować i posyłać dalej.
Tak więc, wracając do domu uświadomiłem sobie, że po raz kolejny w swoim życiu uległem pokusie budowania swojej wartości, w oparciu o wartości materialne. Jest to tym bardziej dziwne, że nie od dzisiaj wiadomo, że największym ich wrogiem jest inflacja, która potrafi drogocenny kamień, złoto zamienić w bezużyteczne minerały. Myślę, że skąd inąd ta skłonność jest zupełnie naturalna i nie można jej nazwać złem, bo przecież owe materialne wartości wypływają z twórczości pracy rąk ludzkich. Złem staje się wówczas, gdy zaczyna królować nad duchowością i wolnością umysłu i serca, a zarazem staje się celem ostatecznym naszego życia. Niestety w takiej sytuacji nasza wartość nie rośnie, a wręcz się cofa, gdyż oddala nas od dialogu z Tym, który jest jej gwarantem. Zasłaniamy naszą nagość już nie tylko liściem, ale luksusem, domami, samochodami, zarobkami i wieloma innymi liśćmi, które zerwane, pozbawione nawadniania i łodygi, siły życia płynącej z drzewa prędzej, czy później więdną, usychają i stają się prochem.
Jak widzicie dzisiaj bardzo filozoficznie. Może nawet trochę ciężko, ale ta myśl, która zrodziła się w czasie powrotu do domu, przeszyła mnie mocno i skłoniła do takiej, a nie innej refleksji. Cieszę się z tego powodu, bo w niej jest każdy z nas i każdy z nas bez względu na to, co posiada, co robi, gdzie pracuje, jaką ma za sobą historię, jest kimś wyjątkowym, tak jak każdy człowiek. Na miarę Redemptor Hominis, czyli Odkupiciela Człowieka.

Życzę Wam dobrego czwartku, pełnego uśmiechu i nadziei. Jeśli coś was trapi, gnębi, to życzę Wam zwycięstwa i nadziei. Uśmiech nabiera wartości w deszczu łez, a w jego kałużach staje się bezcennym promykiem słońca i tęczą każdego życia. Każdego i każdej z nas.

Ps. Myślę, że jutro znowu mi się uda cos napisać. Może o Matce? Proszę Was, abyście podawali te teksty dalej, może dzięki Wam, kiedyś nadejdzie dzień, kiedy będę mógł tylko pisać i w ten sposób zarabiać na życie. Nie wstydzę się tego, że proszę o Waszą pomoc. Być żebrakiem, to też jakaś opcja.

3majcie się – napisane językiem nie polskim.

@Ps. Gdybyście chcieli, abym zajął się jakimś tematem lub tematami, stworzył konkretny cykl lub macie konkretne pytania śmiało piszcie (web@webweg.at = z dopiskiem okruchy). Wasz Redaktor Maciej.


Pokrewne tematy