Maciej Sz.

Okruchy. Wierność.

Czasami tak bardzo chcemy stać się wierni swoim postanowieniom, że w pewien sposób nasze życie przestaje być życiem, a staje się postanowieniem. Drugą skrajnością są również postanowienia, które nie mają nic wspólnego z podejmowaniem konkretnych działań, a stają się zaledwie zeszytem wypisanych życzeń. Kiedy w styczniu zależało mi na tym, aby każdego dnia pisać, nie przypuszczałem, że dojdziemy w ten sposób do czerwca. Nie przejmowałem się czasem i pracą. Jedno jednak było pewne inni spali, a ja pisałem i byłem wierny swojemu postanowieniu i byłem z tego dumny. Pewne rzeczy ów obowiązek również porządkował i wbrew pozorom pozwalał zrobić więcej. To pytanie, kiedy pisanie staje się faryzejskim tak dla tak, a kiedy autentycznym dzieleniem jest trudne do wychwycenia i najczęściej pojawia się tam, gdzie zaczyna brakować systematyczności lub sumienności w wypełnianiu podjętej decyzji.
Myślę, że na podstawie tego spojrzenia rodzi się bardzo konkretne wyzwanie do bycia wiernym i do odnawiania podjętych i dokonywanych wyborów. Nie wiem, czy o tym kiedyś nie pisałem, ale zatrzymując się nad moim postanowieniem, które mimo wszystko staje się powoli cudem pomimo drobnych niedociągnięć z mojej lub nie mojej winy ono ciągle trwa, choć każde odstępstwo i każdą niewierność lub zaniechanie z kolejnymi razami coraz łatwiej usprawiedliwiać do tego stopnia, że można poddawać w wątpliwość sens podejmowanych starań i działań.
Piszę o tym bo, to co w sensie pisania dotyczy mnie, w sensie jakiejkolwiek innej działalności, wierności, małżeństwa, modlitwy, życia w samotności, duchowego, postanowień dotyczy niemalże każdego człowieka. To właśnie trud, który wypływa z konieczności zachowania wierności podjętym wyborom staje się kwintesencją i osnową naszego bycia, naszego ludzkiego ducha. To z niego wypływa siła i uśmiech. W nim rodzi się pokój i radość do podejmowania codziennego życia. To, co kosztuje jest zarazem tym, co buduje. Oczywiście pojawiają się chwile, kiedy nie możemy naprawdę z powodów od nas niezależnych zrealizować tego, do czego się zobowiązaliśmy, ale są one mimo wszystko wyjątkowe. Zdarzają się one niezmiernie rzadko i można powiedzieć, że są cudami. To w naszej głowie rodzą się logiczne usprawiedliwienia, które są doskonałym wyciszaniem wyrzutów sumienia i powolnym usypianiem naszej czujności. To jest niezwykła tajemnica i zarazem ogromne zaskoczenie, że mała niewierność, lekkie potknięcie, podświadomie pociąga za sobą kolejne, które w efekcie często kończą się upadkiem i całkowitym zaniechaniem podjętego postanowienia. Ostatecznie zwycięża logika, której motorem staje się miłość wobec siebie samego i innych, lecz rozumiana fałszywie. To chyba poniekąd znak czasów, rozumienie miłości. Miłość ma dawać radość, szczęście, poczucie spełnienia w sensie duchowym i cielesnym, w sensie płciowości i duchowości, tyle, że pomija jedne bardzo istotny element. Element w który wpisują się takie słowa jak: trud, ograniczenie, ofiara, wybór, poświęcenie, służba, dar, bezinteresowność. Oczywiście to nie wszystkie i głęboko jestem przekonany o sensowności swojej tezy. To właśnie Krzyż, który czasem zdrobniale nazywamy krzyżykiem, skąd inąd całkowicie niezrozumiale, jest źródłem tego samego zwycięstwa, Zmartwychwstania, w sensie jakichkolwiek postanowień, wyborów, życia. I to Chrystus na tym drzewie pokazuje, dając wszystkim moc, dzięki której każdy z nas, nie tyle może usprawiedliwiać swoje niedoskonałości, choć także, to przede wszystkim podejmować drogę ku doskonałości. To właśnie w niej, w tym trudzie odkrywamy siebie na nowo zachwycając się wielkością i pięknem człowieka, które Odkupiciel wydobywa z niego na nowo i do tego wydobywania zachęca i wzywa. To jest trud. Zupełne przeciwieństwo dzisiejszych reklam, bohaterów seriali, a zarazem prawda dotycząca mojego pisania, naszych postanowień, wyborów, życia. To jest trud i jako jedyny i jako taki pozostaje prawdziwą i autentyczną drogą życia, do której jesteśmy wezwani, aby już tu być pełnymi pokoju, radości, uśmiechu i miłości nie pomimo wszystko, ale dlatego, że.

Ps. Widzę to bardzo dobrze. Mała niewierność staje się początkiem końca, we wszystkim. Dlatego lepiej być nieustannie wiernym, aniżeli wracać, bo to jest dużo trudniejsze. Pozdrawiam.


Pokrewne tematy