Maciej Sz.

Okrychy. Pokora raz kolejny.

Kolejny raz w mym życiu obiło mi się o uszy zdanie, które cytował Ks. Piotr Pawlukiewicz. Nie chodzi o to, aby pokonać wroga, wszak wówczas uzyskamy jedynie swój wewnętrzny spokój. Kiedy natomiast pozyskamy wroga i zacznie podążać razem z nami, patrzeć w tym samym kierunku, wówczas dokonuje się prawdziwe zwycięstwo. Zatem nie chodzi o to, aby wroga pokonać, ale o to, aby go pozyskać. harmonijny plan, w który jesteśmy wszyscy wpisani I w którym każdy z nas ma swoje miejsce, zadanie, czas życia.
Pokora w przeciwieństwie do pychy uczy nas patrzenia na drugiego człowieka oczyma poszukiwania jego dobra i rozumienia jego problemów, jego życia. Towarzyszenia mu w nim i kroczenia obok. Pycha natomiast podporządkowuje osoby i wydarzenia naszym oczekiwaniom i naszym planom. Zaspokojeniu tego, co jak mniemamy zaowocuje pokojem. Spełnią się jedynie nasze oczekiwania, nasze plany wobec drugiego człowieka. Czy rzeczywiście pokój zrodzony z pokonania kogoś, a właściwie wyeliminowania może być autentyczny i prawdziwy? Osobiście nie jestem o tym do końca przekonany. Może smak zwycięstwa jest słodki, ale strata czyjejś relacji, jakiejś więzi, osoby, z pewnością ani go nie tłumaczy ani rekompensuje. Chwilowe, powierzchowne poczucie z czasem może zamienić się w długotrwały I głęboki smutek, a jego miejsce zajmie kolejny wróg, który nie będzie chciał podporządkować się misji, planom, które wobec niego podjęliśmy.
Kiedy dzisiaj widziałem kalekiego człowieka poruszającego się na deskorolce, ze zdeformowanymi kończynami zastanawiałem się jak powinienem się zachować? I teraz siedząc nad brzegiem Dunaju i pisząc te słowa również się nad tym zastanawiam. Jak powinna wyglądać prawdziwa pomoc ludziom, którzy wyciągają rękę po jałmużnę tak, aby była ona autentyczna pomocą, a nie tylko chwilowym spełnieniem jakiegoś poczucia obowiązku i zaspokojenia swojej pychy. Jaki jestem dobry i wspaniały skoro obdarowałem go pieniążkiem? Przyznacie sami, że im bardziej zamyśkamy się nad kwestią rozwiązywania tego typu wyzwań i wychodzenia człowiekowi na przeciw z dobrze rozumianą i świadczoną pomocą, rodzą się i wątpliwości i pomysły i bezradność, które chowamy nie kiedy na wyrost za powiedzeniem, ze świata się nie zbawi. To prawda, ale może jest tak, że pomoc jednemu człowiekowi jest zbawieniem całego świata? Oczywiście pytanie przewrotne. Może nawet lekko prowokacyjne, ale jednak mające w sobie siłę, która skłania nas do podjęcia refleksji i spojrzenia głębiej, dalej, szerzej, inaczej aniżeli zawsze.
Błogosławiony Frassati, który mam nadzieje w przyszła sobotę pomoże mi podjąć trudy biegu jego imienia, rozwiązywał te problemy bardzo konkretnie. Pomagał, dzielił się swoim dobrami, był z ludźmi w potrzebie. Do tego wszystkiego cechowała go ogromna radość, której towarzyszyło poczucie humoru. Kiedyś podarował koleżance wylatujacej na studia do Anglii worek małych cukierków. Podziękowała, uśmiechnęła się, a kiedy częstowała kolegów i koleżanki w Londynie, okazało się że wszystkie cukioerki są ze sobą powiązane nitka. Jeden cukierek pociągnął pozostałe. Kiedy miał czas je powiązać? Jaki był wydźwięk tego żartu? Ile wywołał śmiechu i zdziwienia, a zarazem pewnie przypomniał jej o istnieniu darczyńcy. Jego mocą był Chrystus ukryty w Eucharystii. To On dawał mu siłę, czas, uśmiech, a on je przyjmował i posyłał dalej. Jestem głęboko przekonany o tym, ze Piotr wciągnął mnie do swego stowarzyszenia ciemnych typów i teraz poddaje próbie, a właściwie uczy patrzenia na nowo. On czerpał siłę z Niego. Chrystus był dla niego darem i On stał się darem dla nas wszystkich ucząc nie magii, wygody, ułudy, ale prawdziwego życia, które tutaj się zaczyna ale nie tutaj się kończy.
Można powiedzieć zatem, że tak jak wspomniany błogosławiony w pokorze przyjmował życie najlepsza pomocą wobec wszytskich osób potrzebujących jest postawa obdarowująca życiem. Jego pięknem, wyjątkowością i chwilą trwania. Aby tak się stało trzeba w pokorze serca I swego zmagania uznac, że jestesmy nim obdarowani. Dostalismy wspaniały I wielki dar, abyśmy mogli dzielić jego losy z innymi, ucząc swoja postawą zakorzenioną w Miłości Boga, wszytskiego tego co ono oznacza, niesie w sobie I do czego prowadzi.
Życzę Wam zate dobrej niedzeieli. Nie mamy recepty na probley świata, ale jako chrześcijanie mamy Żywego Boga, który przychodzi z pomoca nie tylko naszej słabości, lecz równiez innych. Zatem życzmy sobie tego zapału I usmiechu, połączonego z poczuciem hunoru, które miał błogosławiony Frasatti.

Ps. Dobrej niedzieli.

Wtedy doświadczamy wewnętrznego pokoju i radości, które są owocem budowania więzi. Najważniejszą bronią w tej walce jest pokora, który uczy nas patrzeć prawdziwie na siebie samych, a także innych. Patrzeć tak i rozumieć tak, aby wzajemnie siebie wspierać i realizować nieustannie pewien


Pokrewne tematy