Maciej Sz.

Pozwólmy dzieciom być dziećmi.

Pozwólmy dzieciom być dziećmi i pozwólmy się im brudzić.

Nastał kolejny wieczór. Za oknami słychać, jak ludzie krzątają się pod omach i przygotowują powoli do snu. Oddadzą swoje umysły i ciała w objęcia Morfeusza lub Bożej Opatrzności. Ja też będę zasypiał z nadzieja, że jutro wstanę i otrzymam kolejną szansę na kolejny dzień. Komputer postawiłem na stole, a obok niego kryształowy kieliszek z aksamitną nutą austriackiej śliwowicy, którą nazywam białą śmiercią. Jest mocna. Ma ponad sześćdziesiąt koni mechanicznych, nieskazitelną białą, czystą, klarowną barwę, niczym błękit nieba w czasie lockdown’u, gdy większość połączeń lotniczych była zredukowana do minimum, a wokół panowała cisza. Miejska dżungla spała i czekała z większą lub mniejszą cierpliwością na rozwój wydarzeń.

Usiadłem jeszcze raz dzisiaj, aby skreślić te kilka słów. Zawsze marzyłem o tym, aby żyć z pisania. Pisaniem zarabiać na życie, ale skoro nie zawsze się to udaje, to po prostu pisać, jeśli to rzeczywiście kocham. Dzisiejszego dnia spotkałem się z rodzicami dzieci, które będą uczęszczały na zajęcia języka polskiego. Oprócz spraw organizacyjnych rozmawialiśmy również o aktualnej sytuacji w Austrii i Polsce i na świecie. Jakżeby inaczej sytuacji związanej z… A potem, gdy usiadłem sam w klasie i spojrzałem na te puste ławki, wsunięte pod nie krzesła ujrzałem ład i porządek, pomyślałem sobie pozwólmy być dzieciom dziećmi. Pozwólmy im się brudzić i cieszyć się razem z nimi życiem, które one postrzegają często jako zabawę. Chcą być dziećmi z daleka od naszego poukładanego świata, w którym zmuszeni jesteśmy do noszenia masek. Bardzo nam to przeszkadza. Bardzo, ale przecież często sami zakładamy sobie maski i do tego zmuszamy również nasze dzieci.

Tymczasem w życiu czas nieubłaganie płynie i raczej nie powraca, chyba, że na chwilę zagości w naszych umysłach wraz ze wspomnieniami. Mamy ten czas dorastania naszych pociech, naszych dzieci, kiedy one po prostu są, czują się i zachowują się jak dzieci. W tym wszystkim zdarza nam się, pisze nam, ale to nie znaczy, że ja jestem od tego typu zachowań wolny, próbować je na siłę wepchnąć, wciągnąć za włosy do naszego świata dorosłych. Każdy chyba przyzna, że ciągnięcie za włosy boli. Zatem są sytuacje, słowa, które narzucone autorytetem dorosłego człowieka mogą zranić, wpaść głęboko w glebę niewinnego serca i pozostawić blizny lub rany na całe życie. Oczywiście to jest pewna przenośnia, ale jednak oddająca sytuacje, które nam rodzicom zdarza się stwarzać. Nie wiem czemu, ale zawsze kiedy starannie wyprasuję koszulę, kiedy jeszcze coś chcę przekąsić przed wyjściem z domu, wówczas najczęściej zwyczajnie ją ubrudzę i muszę zmienić na inną. To ja czuję w sobie złość i zagniewanie skierowane do swojego wnętrza i nikt z tego powodu nie robi mi wyrzutów. Kiedy ta sama sytuacja spotyka naszego syna lub córkę, co najczęściej mówimy: nic się nie stało, nie martw się. Kiedy dziecko natrafia na przeszkody w nauce, mówimy †o wina nauczyciela lub może nasza, bo za mało uwagi poświęcamy tematowi odrabiania lekcji. Zawsze cierpliwie jesteśmy w stanie wszystko wytłumaczyć i cierpliwie czekać lub poszukiwać na nadchodzące rozwiązanie. Nie wspomnę o słowach, a właściwie twierdzeniach, które zabijają wartość w naszych potomkach. Nic nie umiesz. Na kogo ty wyrośniesz. Ja i twoja mama, albo twój tato uczyliśmy się dużo więcej i osiągaliśmy znacznie lepsze wyniki w nauce, a nie mieliśmy ciepłej wody, centralnego ogrzewania, tylu zabawek, wspaniałego jedzenia i wolnego czasu. Pomagaliśmy naszym rodzicom, a Ty…

Nie chodzi mi o to, że ulegamy nerwom, że mamy prawo do zdenerwowania, ale pomimo wszystko powinniśmy uważać na wypowiadane słowa w emocjach, bo te potrafią ranić. Pozbawiają dziecka poczucia bezpieczeństwa, wyjątkowości, a nade wszystko poczucia tego, że jest kochane. Niekiedy zdarza się nam rodzicom, mylić słowo dyscyplina ze słowem dziecięcego dobrobytu. Wpadamy w pułapkę świat zabawek, maskotek, gier komputerowych. Słowem rozpieszczamy dziecko, dając mu wszystko, by nagle w jednym stwierdzenie, być może nawet uzasadnionym brutalnie go ze świata opiekuńczej miłości wyrwać.

Nie wiem czy to jest moja niedojrzałość bycia ojcem, a może nawet mężczyzną, która w chwilach, gdy dzieci spełniają moje oczekiwania każe je hołubić, chwalić i gloryfikować, a w odmiennych przypadkach zwyczajnie ganić. Co stoi u podstaw chyba moje zranienia i moje wybujałe ojcowskie ego. Niestety zdarza się, że ranimy sami nasze dzieci całkowicie nieświadomie, nie tylko słowami, karami, ale także wówczas, gdy ujęci litością nie potrafimy wyegzekwować konkretnych postaw czy zachowań. Brak konsekwencji w wychowaniu i nasz uczuciowa zmienność ranią podobnie jak słowa. Są, jak niezdecydowany wiatr, który pojawia się, znika. Uderza i buduje poczucie lęku i strachu.

To moja myśl na dzisiaj, którą z wami chciałem się podzielić. Taki apel, postanowienie w przenośni. Pozwólmy dzieciom być brudnymi. Proszę nie mylić tego z bezstresowym wychowaniem, które w dorosłym życiu kończy się nieznośnym stresem, odbijającym się moralną czkawką. Byłem bezstresowo wychowany. Stres często stwarzamy sobie my sami dla siebie samych i my sami dla naszych dzieci. Dzieci mają prawo rozrabiać, być głośne, biegać. Przecież gdy będą już dorosłe lub na emeryturze, albo nie będzie pozwalała na to etykieta, albo zwyczajnie nie będą miały już siły. Dziecko ma prawo ubrudzić ubranie, ma prawo demonstrować swoje emocje, ma prawo się pomylić, skłamać, oszukać. To jest czas, gdy jest dzieckiem i to czego najbardziej potrzebuje to zrozumienie, akceptacja i miłość.

 

Ps. Nawet nasza niewinna kłótnia w obecności dzieci burzy ten świat, a co dopiero o zgrozo budowanie autorytetu w oparciu o błędy ojca lub matki. Zatem wieczór powoli się dopełnia i nadchodzi północ. Wypiję teraz wasze zdrowie i swoje też i zakończę tak jak zacząłem. Nastał wieczór. Dobranoc.


Pokrewne tematy