Maciej Sz.

Ziarno bajek.

 

W mej pamięci zachowałem wyrazisty obraz wieczorów, w czasie których mój tato siadał przy naszym łóżku, później łóżkach i czytał lub opowiadał nam bajki na dobranoc. To były chwile, w których uświadamialiśmy sobie, jak bardzo jesteśmy ważni dla rodziców, w tych konkretnych najważniejsi. Ciepły głos ojca, próbującego wzbudzić zainteresowanie i ciekawość swoich dzieci, zawsze będzie miłym wspomnieniem, wielkiej – rodzicielskiej miłości.

 

Pewnego wieczoru jedna z córek zapytała mnie: dlaczego czytam im bajki? Z przymusu, dobrej woli, czy jeszcze innych względów? Pierwsza odpowiedź jaka padła była co najmniej dziwna: ażeby czuć się prawdziwym tatą. Dziwna, ale też prawdziwa, gdyż w naszym postępowaniu kierujemy się często tym, co wynosimy z domu. Stąd też można wyprowadzić wniosek, że próbuję w pewnym sensie z jednej strony naśladować ojca, a z drugiej budować obraz ojca doskonałego w oparciu o własne doświadczenia i przemyślenia. Odpowiedź jednak jest jeszcze bardziej banalna! Czytam, gdyż bardzo to lubię, czytam bo chcę, czytam dla siebie. Być może to w tym wszystkim jest najdziwniejsze? Najdziwniejsze, gdyż z całości życiowej układanki, którą przychodzi nam każdego dnia rozpoczynać na nowo, w nich odnajduję skróconą instrukcję obsługi. Prawdziwą historię opowiadaną prostymi słowami na jeszcze prostszych przykładach, które z jednej strony stają się życiową inspiracją, a z drugiej siłą pozwalającą na bieżąco pokonywać pojawiające się problemy.

 

Przed paroma dniami my wszyscy byliśmy świadkami zamieszek do jakich doszło w Warszawie przed meczem Polska – Rosja. Wielu dziennikarzy, polityków, prokuratorów i policjantów szuka winnych. Stawiają kolejne tezy, rozpatrują hipotezy i szukają winnych. W przeciwieństwie jednak do wielu bohaterów bajek nie potrafią uderzyć się w piersi i przyznać do popełnionych błędów. Pomijając wszelkie partyjne przynależności, światopogląd, swoje prywatne zdania. Pominąć się jednak ich nie da, choćby przez historyczne naleciałości, czy zajmowaną stronę na scenie politycznej. Słuchając bowiem wielu oświadczeń, wypowiedzi, szczególnie tych składanych z sejmowej mównicy, już na samym początku odnosimy wrażenie ogromnego ognia przyjaźni, który zapłonął dla dobra wyborców. Jakże on kwiecisty, wspaniały, gramatycznie i stylistycznie poprawny w szeroko rozumianej kulturze języka. Czemu Panowie się nie pobiją? Nie rozpoczną jakiejś burdy? Może raz daliby, sobie za przeproszeniem po twarzach i byłby spokój? Niekoniecznie? W tym przypadku chyba byłoby już tylko gorzej? To jednak pytanie bez odpowiedzi, przynajmniej w tej chwili.

 

Zmierzam do tego, że owe burdy, tylko mniejsze codziennie docierają do nas w postaci informacji radiowych, prasowych, telewizyjnych. Codziennie niszczą i burzą ład społecznej kultury, zrozumienia, tolerancji. Afera goni aferę, taki mały polityczny maraton z finansowym podtekstem, oskarżenia jak echo odbijają się pomiędzy skałami znanych i wpływowych ludzi. Wzajemne szykanowanie, niszczenie dobrego imienia i godności politycznego przeciwnika? Jaki to ma sens? Może zagrzewa do boju? To tylko takie złośliwe i kąśliwe spostrzeżenie w myśl starego porzekadła, że przykład idzie z góry, a może powinien iść od dołu, chociażby z przedszkola?

Niestety z przykrością trzeba stwierdzić, że jeśli nie wszyscy, to w zdecydowanej większości ulegamy tej pokusie. Pokusie dobijania przeciwnika i budowania swojego obrazu, własnej oceny w oparciu, o nie tak rzadko fałszywie płynące oskarżenia. Czemu? To takie ludzkie, a może raczej trzeba byłoby powiedzieć polskie i w myśl historii przywołać czasy Konfederacji Barskiej, a po niej kolejne rozbiory, aby na końcu z żalem stwierdzić, że Polak mądry po szkodzie. Chyba nie do końca, wszak historia sama pokazuje, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje i tam, gdzie Polacy się dzielili, wzajemnie oskarżali i dołki pod sobą kopali, tam zawsze sami prędzej, czy później do nich wpadali. Zbieg okoliczności, czy też historyczna prawidłowość?

 

Jak miło kiedy w narodzie kwitnie patriotyczny odruch w negatywnie brzmiącym znaczeniu. Nacjonalizm. Nacjonalizm narodowy, partyjny, organizacyjny, branżowy, rodzinny i im podobne i ich pochodne. Powiedzmy sobie wprost wszelkiego rodzaju sabotaż uprawiany w imię egoistycznej zachcianki, przynależności, dobrego imienia, podobnie jak w bajkach zawsze kończy się mniej lub bardziej tragicznie. Taka rola czarnego charakteru. Natomiast poszukiwanie dobra, konkretnych rzeczy, które scalają i łączą, monotonna praca i wierność ideałom, a przede wszystkim pielęgnacja dobrze rozumianej, właściwie ukształtowanej postawy prawdy i sprawiedliwości, stają się wyrośniętymi drożdżami, dzięki którym rośnie całe ciasto. Owszem można powiedzieć, takie rzeczy tylko w bajkach, ale zawsze w takiej chwili trzeba sobie zadać pytanie o obraz samego siebie. Do kogo nam bliżej? Wilka, czy Czerwonego Kapturka? Jest jeszcze jedno lub dwa rozwiązania. Pierwsze to zostać myśliwym i robić swoje, albo wcielić się w babcię z wielkimi oczami, uszami i nic nie widzieć, nic nie słyszeć i tak dalej i tak dalej, tak jak w bajkach. Dlaczego czytam bajki? W przeciwieństwie do medialnego zgiełku ujadania, one cicho sieją nowe ziarno.


Pokrewne tematy