Maciej Sz.

Rowerem do pracy.

Wśród wielu środków współczesnych dobrodziejstw komunikacji, szczególnie tej w Wiedniu warto, czasami przypomnieć sobie o starym, choć jarym rowerze. To doskonały środek lokomocji, który zadba nie tylko o nasze zdrowie, ale może okazać się również bardzo dobrym towarzyszem w drodze do pracy.

Oprócz tych dobrodziejstw, nie każdy wie, że przyczynić się on może również do poczynienia oszczędności w naszym portfelu. Dojazdy rowerem do pracy w Austrii możemy odliczyć od podatku. Dla osób, które mogą sobie na to pozwolić alternatywa wydaje się interesująca.

Dla mnie w ciągu całego dnia zajęć, to niesłychany relaks i rozrywka w jednym, takie rozprostowanie kości, ożywienie obolałych po nocy przed pracą i po pracy przed nocą mięśni oraz kilka głębokich oddechów świeżego, przynajmniej teoretycznie powietrza.
Kilkakrotnie próbowałem zmierzyć się z pomysłem dojeżdżanie do pracy rowerem. W końcu się udało i przemogłem swoje lenistwo. Postawiłem na realizację, kiedyś zrodzonego pomysłu i dzisiaj wcale tego nie żałuję. Powodów takiej sytuacji, mego zadowolenia jest kilka. Pozwolę sobie je krótko, choć mam skłonność do długości (wolę spaghetti) przedstawić.

Subiektywne plusy dojazdów rowerem do pracy.

Po pierwsze zwycięża czas. Okazuje się bowiem, że potrafię go w najgorszym wypadku zrównoważyć, a w najlepszym zaoszczędzić. Do najbliższego przystanku tramwajowego idę dwie minuty. Tu czekam na pojazd szynowy czasami chwilkę, a czasami bardzo długo. Rowerem zaoszczędzam pierwsze dwie minuty i oczekiwanie. Docieram do stacji metra. Jeśli mam szczęście podziemna kolejka podjeżdża, ja wsiadam i jadę, a jeśli pecha? Cóż? Znowu czekam, kolejne minuty uciekają. Nie mówię tylko o dojeździe, bo czasami powroty są jeszcze gorsze. Owszem, kiedy wszystko się udaje zgrać i poukładać, trafić na kolejne odjazdy, wpisać się w interwał, jazda publicznymi środkami lokomocji jest sprawna i przyjemna. W przeciwnym wypadku: koszmar, a zwłaszcza, gdy się bardzo śpieszę, to koszmar do potęgi.

Rowerem nie czekam, nie oglądam się tylko jadę do celu. Istnieje jeszcze jeden plus, którym jest moje zdrowie. Dziwnym zbiegiem okoliczności, kiedy dojeżdżałem rowerem do pracy zimą, dopóki się dało, pomimo mrozów, zimna, byłem zdrowy, jak ryba. Przesiadłem się na autobusy, tramwaje, pociągi różnego rodzaju i zachorowałem na grypę. Ten tłok, ścisk, ilość bakterii muszą w pewien sposób wpływać na nasz układ immunologiczny. Na rowerze jest całkiem inaczej, tylko ty i ten wiatr we włosach, ja w prawdzie ich mam niewiele, ale to samo uczucie napawa mnie dużym zastrzykiem radosnej siły energetycznej.


Po drugie zwycięża zdrowie. Nie trzeba nikogo przekonywać, że ruch stanowi podstawę zdrowia, a w zdrowym ciele, zdrowy duch, czytaj: optymistyczny, wesoły, szczęśliwy. Układy krążenia, mięśni i inne pod jego wpływem pracują zupełnie inaczej. Choć obciążone to doskonale radzą sobie później z sytuacjami stresowymi, depresjami, atakami przygnębienia i innymi terroryzującymi naszą codzienność spokojnego, sielskiego życia.

Najdziwniejszym w tym wszystkim jest fakt, że im więcej jeżdżę i zarazem pracuję, tym powracam do domu bardziej rześki i mniej zmęczony. Oczywiście, nie mówię, że do pracy jadę szybciej, bo to nielogiczne. Szybciej zawsze wracam, niczym człowiek przerzutka, ale to akurat zrozumiałe. Nie stresuję się przy tym, że nie zdążę na pociąg, tramwaj, czy inny środek Wiedeńskich Linii Komunikacyjnych, po prostu jadę.

Po trzecie zwycięża przyroda. Im mniej transportu drogowego, zużytej energii, tym planeta zdrowsza i bardziej zielona, a taką chciałbym pozostawić i budować dla naszych dzieci. Dla mnie osobiście to bardzo ważna kwestia. Oczywiście od dwutlenku węgla wolny nie jestem, bo każdy człowiek ten gaz wydala, ale przynajmniej próbuję.
Po czwarte oszczędności na biletach, choć ta kwestia jest mało przekonywująca, gdyż te pieniądze pochłoną napoje, czekolady, czy inne uzupełniacze spalonej energii.

Subiektywne minusy dojazdów rowerem do pracy.

Oczywiście minusy istnieją także. Podobnie, jak moneta ma swe dwie strony i dojazdy do pracy rowerem mają tą dobrą oraz tą złą. Minusem bywa czasami zagrożenie życia. Jesteśmy bardziej narażeni na kontuzję, wypadek, sytuację losową. Jednak biorąc pod uwagę infrastrukturę istniejących już oraz tych powstających ścieżek dla rowerzystów w Wiedniu, trzeba powiedzieć, że jest bezpiecznie. Wiadomo, że kretyni i ślepi kierowcy zawsze się znajdą, podobnie i piesi i rowerzyści.

Wszędzie są ludzie bez wyobraźni i rozumu, którzy zamiast kierować się zdrowym rozsądkiem, znakami drogowymi, kulturą na drodze i wzajemnym poszanowaniem, niestety nadal uważają, że miasto to wielka dżungla, droga, jezdnia, chodnik, rowerowa ścieżka, to jedyne drogi ucieczki, a wszyscy pozostali użytkownicy to członkowie innych plemion, których o ile nie trzeba zwalczać, to przynajmniej unikać.

Słowem w każdym społeczeństwie znajdzie się grupa ludzi, która kieruje się zasadami wyniesionymi z epoki kamienia łupanego, to znaczy: kto silniejszy lub szybszy ten wygrywa. Ja jestem szybszy na rowerze, zdrowszy, ekonomiczniejszy, a na pewno bardziej zrelaksowany.


Pokrewne tematy