Maciej Sz.

Smak i smaki naszego życia.

Obraz można przyjąć i zjeść, jak posiłek, ale nad posiłkiem można się również zatrzymać i delektować. Poczuć właściwie wszystko. Pozwolić, aby smak wypełnił się powiewem wiatru, kroplami deszczu, promieniami Słońca, blaskiem Księżyca, pracą na roli, a także tych, którzy produkty zrodzone w ziemi i z ziemi przetworzyli, podając nam do stołu gotowy posiłek. Każdy kęs ma znaczenie i dopiero, kiedy damy sobie czas i pozwolimy, aby wypełnił swym smakiem nasze zmysły, wówczas zaczynamy odkrywać nie tylko list, który jest w nim zapisany. Ale również dostrzegać dar, którym my jesteśmy w nim obdarowani. To wszystko sprawia, że zwykłe jedzenie staje się ogromną tajemnicą, a to co wydaje się konieczne i banalne wpływa pozytywnie na odkrywanie naszej wartości.
Wielu z nas, aby nie powiedzieć większość żyje dzisiaj szybko. Często pomijamy pytania związane z sensem naszego życia, jak również samego człowieczeństwa, poddając się machinalnej, matni czasu. W niej zagubiony człowiek nie wnika w naturę rzeczy, ale zwyczajnie się im poddaje, uzasadniając prostym stwierdzeniem: samo życie, cóż zrobić, co począć – tak już jest. W czasie, kiedy nie pisałem poddałem się zgubnej czynności poszukiwania rowerowych części i rowerów w atrakcyjnych cenach, na jednym z aukcyjnych portali. Nagle uświadomiłem sobie, że to nie ja decydowałem o tym, kiedy i co chcę sprawdzić, zobaczyć, ale to owa strona determinowała moje przeglądanie. Ostatecznie wszystko zaczęło opierać się o pieniądze, a radość życia została zarażona bakterią chciwości i niemożności posiadania tego, czy innego przedmiotu lub spóźnionej reakcji na cenową okazję. Owa bakteria zaczęła pozbawiać mnie życiodajnych sił podejmowania zmagania w czasie biegania, jazdy rowerem. Zaczęła owocować sklerozą, a zarazem dziwną demencją materializmu, który sugerował, że gdyby to, czy tamto się udało, byłoby nie tyle ciekawiej, co pragnienie zostałoby nasycone. Nagle pewna rytmika codzienności i jej muzykalna nić zaczęła się gubić w tym gąszczu ogłoszeń i ofert, do tego stopnia, że przypominała istnienie czarnych dziur, które przejmują energię człowieka, sprawiając, że ten staje się wyjałowioną osobą. Osobą pozbawioną nadziei, radości, uśmiechu. Jedyne rzeczy, które rzekomo nabierają rzekomego znaczenia związane są z materią. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że od owej materialności uzależniamy nasze poczucie sensu życia i swojego człowieczeństwa, a przecież rodząc się na tym świecie i odchodząc z tego świata każdy bez względu na narodowość, pochodzenie, majętność i wiele innych uwarunkowań, które rzekomo wydają się ważne jest ich całkowicie pozbawiony. Nagi się rodzi i nagi człowiek odchodzi, pozostawiając to wszystko, o co walczył przez całe życie tutaj na ziemi. Z tego doświadczenia rodzi się proste pytanie: co człowiek może zachować lub zabrać ze sobą. Odpowiedź choć wydaje się prosta i oczywista, mianowicie siebie, wcale w sensie codzienności i podejmowanych działań taka nie jest.
Myślę, że zbyt często ulegam tej iluzji dóbr materialnych. W moim przypadku nie są one związane wprost z pieniędzmi, ale bezpośrednio o nie oparte. Był okres, kiedy kolekcjonowałem aparaty fotograficzne, a także próbowałem się zająć fotografią w sposób bardziej unormowany. Szukałem tanich obiektywów, lecz dobrych. Czytałem o fotografii, uczyłem się od największych fotografów. Bawiłem się czasem naświetlania, otworem przesłony. Ekspozycją i oświetleniem, lecz zabrakło wykończenia, a może zwyczajnie w pewnym momencie wiary w siebie lub swoją wartość i mimo wiedzy i doświadczenia fotografia stanęła. Pochłonęła wiele rzekomo wartościowych papierków pozostawiając za sobą miłe wspomnienie.
Był okres kolekcjonowania pociągów, wagonów w skali „0”. Szukałem okazji. Mechanizm był taki sam i wydawało się, że stworzę cudowne rzeczy. Stworzyliśmy małą makietę, do której materiały otrzymaliśmy w prezencie, ale wiele czasu i rzekomo wartościowych papierków po raz kolejny przeleciało pomiędzy palcami.
Dzisiaj tym są rowery, projekty. Nie ma w tym nic złego, o ile pozwalają nieustannie pamiętać o ty, co jest najistotniejsze i najważniejsze. Pamiętam, jak z Waldkiem przemierzaliśmy brzeg Dunaju pierwszy raz. Jakie to były rowery? Jak bardzo proste i stare. Może nawet przestarzałe, jak na dzisiejsze czasy, a ile mieliśmy radości i uśmiechu. No właśnie. Dzisiaj jeździmy na sprzęcie, który daje w sensie zewnętrznym poczucie satysfakcji, ale ciągle jest coś, co chcielibyśmy zmienić, poprawić ulepszyć. Przynajmniej ja tak mam, a ta bakteria jest jak gorycz, która pozbawia samej jazdy smaku słodyczy prowadząc na manowce autentyczny smak.
Może zatem warto pijąc kawę lub herbatę, a nawet wodę. Wkładając kęs pokarmu do swoich ust, dać sobie czas refleksji i zastanowienia, skupić się na tej chwili i podążać nie za pragnieniami ciała, ale za głosem swojego serca, który zawsze i wszędzie broni wyjątkowej wartości człowieka. Wartości każdej i każdego z nas.

Ps. Pozdrawiam Was, życząc spokojnej nocy lub uśmiechniętego dnia.


Pokrewne tematy