Maciej Sz.

Smak i Zapach Słowa.

Żywy Jezus stał się dla Bożej Matki i świętego Józefa smakiem i zapachem wędrówki do Betlejem. Słowo Wcielone przynosi zupełnie nową perspektywę, która wpisana jest w wolność ludzkiego serca. Osobowy Bóg wskazuje kierunek, drogę, daje życie i oddaje człowieka samemu człowiekowi. Pochyla się nad nim, aby przyprowadzić go do źródła, do początku, w którym Bóg wypowiadał słowo, tworzył i widział, że wszystko, co stworzył jest dobre. Dobry jest człowiek. Być może pogubiony w gąszczu codziennych materialnych zawiłości, które próbują udawać w sposób nieudolny, istotny smak jego życia i egzystencji, która w prochu swój początek bierze, w prochu się wypełnia, ale w prochu się nie kończy. Przekracza ową granicę ludzkiej słabości, aby człowiek mógł żyć wiecznie.
Wydawać by się mogło, że skoro w ostatnim czasie dysponowałem dużo większą ilością wolnego czasu, to powinienem w sposób bardziej systematyczny i uporządkowany wsłuchiwać się w moje serce, aby dzielić się z wami refleksją życia. Niestety, jeśli w drodze do Betlejem, nie ma najważniejszej Osoby, nie ma Boga, to wówczas owo uporządkowanie jest tylko zwyczajnym złudzeniem, w którym brakuje istoty życia i istnienia człowieka. Bóg choć jest nadzwyczajny i niezrozumiały, to przychodzi w naszą zwyczajną i prostą codzienność, aby nas swym bogactwem ubogacić. Właśnie w niej, tej najprostszej i najzwyklejszej drodze naszej codzienności ukazać nam swoją twarz w spojrzeniu żony, męża, rodziców, dzieci, przyjaciół, znajomych i tych wszystkich ludzi, których codziennie spotykamy. Pokazać nam prawdziwy sens i smak naszego życia, który wypełni się kiedyś w wieczności w sposób ostateczny, ale który także dzieje się każdego dnia, bo każdy dzień jest darem.
Czas naszej kwarantanny był niesłychanie dziwny. Był całkowicie pozbawiony, jakichkolwiek nieporozumień i napięć. Nie było w nim dalekich planów i wspaniałych idei, lecz codzienne i zwyczajne bycie razem. W powietrzy naszego domu pomimo zmęczenia i lekkiego zagubienia sytuacją unosił się pokój i daleko idąca wyrozumiałość, która kazała szukać serca drugiego człowieka wędrującego obok, wędrującego razem, zmierzającego do Betlejem. Nic się nie wydarzyło strasznego, ani nic nadzwyczajnego. Była tylko codzienność i doświadczenie wzajemnej obecności. Przyznam szczerze, że i ja doświadczam czegoś, co nazwałbym może nie tyle wypaleniem, ale bezradnością wobec kolejnych tekstów i podejmowanych tematów. Od dawna wiedziałem, a teraz tylko zostałem w tym jeszcze bardziej utwierdzony, że każde zdanie, którym się dzielę z wami ma swoje źródło w Jego Miłości, ale też w ostatnim czasie przychodzi mi z dużą trudnością. Być może jestem pusty? Może wypalony? A może zwyczajnie zarozumiały i nadęty jak bufon? Być może wszystkiego po trochu. Wracając jednak do tego, o czym jestem przekonany, chcę powiedzieć, że jest tylko jedno Słowo, to Boże Słowo, które może rodzić nadzieję. Przyjęte może stawać się życiem. Przeżywane i przejadane w głębi serca tworzy smak i zapach życia. Tylko wówczas i tylko tak, może prowadzić do nadziei, która zawieść nie może, bo jej siła jest potężniejsza od śmierci.
Zachęcam was i siebie do tego, aby sięgnąć dzisiaj, albo jutro, do jakiegokolwiek fragmentu Pisma Świętego. Ugryźć kawałeczek Słowa. Spróbować się w nie zasłuchać, a może spróbować je podnieść i się nim delektować. Zamyślać się nad nim, aby Dzień Wigilii Bożego Narodzenia był Dniem Narodzenia dla każdego człowieka. Być może, to dzień naszego zwiastowania, może początek, a może koniec, ale z pewnością w NI ukryty jest i smak i zapach naszego codziennego życia.

Ps. Pozdrawiam. Wybaczcie moje dzisiejsze wywody. Może przerost formy nad treścią, a może nie. To, że mi się nie podoba, to co napisałem i czy się dziele, to wcale nie musi oznaczać, że to jest złe. Może wbrew pozorom jest tam mniej mnie i mojego spojrzenia. Tego nie wiem.


Pokrewne tematy