Krystyna Szwankowska-Antol

Spotkanie na szczycie

Gdzie może się spotkać 200 przedstawicieli różnych kultur i wyznań z 22 krajów całego świata? Bez wydawania milionów na organizację, przyjęcie, i ochronę tych osobistości? Bez pompy i ukłonów? Bez układów i układzików? Gdzie omawiane są najważniejsze sprawy dla ludzkości? Jak ratować Ziemię? Co to jest ekologia? Gdzie mieszka bóbr? Na Gipfel?

Sharin przyjechała z Egiptu. Jest muzułmanką. Lea też. Nie noszą jeszcze chust, gdyż mają dopiero osiem lat. Kruczoczarne włosy, pięknie otulają ich buzie, a czarne wielkie oczy śmieją się ze szczęścia. Milica pochodzi z Bośni, Emre z Turcji, a Gabriel ze Słowacji. Są najlepszymi kumplami, czasami siedzą w jednej ławce. A po szkole lubią grać w piłkę. Chang przyjechał aż z Filipin, tak jak Charlize. Samolotem potrzebują ok.14 godzin, z dwoma przesiadkami, by odwiedzić swoich dziadków i kuzynostwo. Dlatego bardzo rzadko udaję im się polecieć do swojego ojczystego kraju. Na szczęście wielu z rodziny jest już tutaj, więc spotykają się, co sobotę, niedzielę w kościele ewangelickim, a później na wspólnym obiedzie lub pikniku. Sanaa i Nbeba urodzili się w Somalii, z powodu wojny domowej i trudnej sytuacji gospodarczej, musieli uciekać wraz z rodzicami jak najdalej. Wiatry przygnały ich aż tutaj, do Wiednia, gdzie znaleźli spokojną przystań, pracę, szkołę, przyjaciół. Zuzia i Ania mieszkały kiedyś w Polsce, teraz ich domem stała się Austria. Najchętniej bawią się, zaraz po szkole, koło domu z całą osiedlową brygadą. Grają w gumę, w berka lub inne dzikie zabawy. Tak jak i w szkole, tak i na osiedlu mieszają się języki, kultury i stroje. Wszystko do pewnego wieku jest tak naturalne dla dzieci, jakby nigdy nie było wieży Babel, jakby nikt im nie powiedział, że są różne, kolorowe, inne. Jakby nie wiedziały, że ta odmienność kiedyś może stać się ich przekleństwem. Dopóki któryś z dorosłych im o tym nie powie.

Teraz liczy się tylko zabawa. Czerpią radość z tej wielokulturowości. Nikt się z nikogo nie śmieje, najwyżej ze swetra założonego na lewą stronę. Czy to w burce, czy sari, czy też z dziwnym nakryciem głowy dzieci te pędzą rano, żeby zdążyć przed pierwszym dzwonkiem, tak jak i te, którym nikt nic nie nakazuje. Po szkole, po zabawie wracają do domów, by tam zanurzyć się znów w tradycji, w codziennych zwyczajach i rytuałach. I tak dzień za dniem.

Jedna z wielu szkół, w Wiedniu, tuż za rogiem, zwykła i nadzwyczajna. To tu można spotkać dzieci z kilkunastu państw, ze wszystkich kontynentów, z różnymi odcieniami skóry, pracujących nad jednym projektem, nad tolerancją i zrozumieniem. Codziennie uczą się tego od siebie nawzajem. Nie ma większych konfliktów, nikt nie musi chodzić z nożem do szkoły, czy płacić ryczałtu, nikt nie boi się o swoje mienie, a także spokojnie pokonuje drogę do domu.

Gdzie tkwi sukces? Jak to jest możliwe, że przy takiej odmienności i różnorodności, nie ma nienawiści i szykan?

A może właśnie ta różnorodność powoduję, że dzieci są od samego początku nią przesiąknięte, i oprócz zdrowej ciekawości, nie trawi ich żaden strach, czy lęk przed innością. Właśnie ta inność jest tutaj atutem i dodaje kolorytu i pewności siebie. Nie potrzebują wtedy markowych ciuchów, lepszej komóry, czy lansu, wystarczy, że są takie, jakie są.

I w tym całe ich piękno.


Pokrewne tematy