Mimi

Szafa pełna cukierków

Jakieś dziesięć lat temu napisałam pierwsze zdanie. Oczywiście, nie pierwsze w moim życiu, chodziłam wcześniej do szkoły i coś od czasu do czasu musiałam wysmarować w zeszycie.

Napisałam pierwsze zdanie, które miało odmienić moje życie.   „Jestem sprzątaczką – które umie pisać” – ha!-  cóż za antagonizm. Łzy radości i szczęścia lały mi się po twarzy ciężko opadając na kartkę notesu. Lekki szloch wydobył się z moich piersi. Ktoś stojący z boku podał mi chusteczkę i poklepał po ramieniu z wyrazami kondolencji w oczach.

Jechałam jak zwykle do pracy tramwajem nr.52 wiedeńskich linii i czułam we wnętrzu swoich trzewi, że to będzie moja ostatnia droga w tą stronę. Nie. Nie chciałam popełnić   samobójstwa.

Odkryłam wreszcie swoje powołanie.  W końcu zrozumiałam co chce robić w swoim życiu.  Być pisarką, blogerką. Już niedługo porzucę to nisko punktowane zajęcie w hierarchii prestiżu społecznego.  – Adieu ! Szmata. – Adieu! Czarne od brudu okna, kupki kurzu zastygłe w kątach, czy pod szafkami. Adieu! Szczotko do kibli i lateksowe rękawiczki. Teraz moje rączki będą pachnieć przez cały dzień  kremem z wyciągu z granatu a nie gumą i chlorem. Będą przesuwały się  po gładkich klawiszach komputera, a nie po zaschniętych plamach na frontach kuchennych.

Pełna werwy i radości z tego wielkiego odkrycia, wpatrzona w zmieniające się krajobrazy za oknem, widziałam hebanowe biurko, ciężką,  mosiężną  lampę a z niej światło padające na kartkę  mojego laptopa i zgrabnie pojawiające się frazy na 14 calowym monitorze. Trochę już bardziej zamazany, jakby za mgłą,  tytuł w Kurierze w Austrii: ” Życie bez szmaty” a pod spodem, ślicznie połyskujące, uśmiechające się do mnie  anagramy mojego nazwiska.

Wtedy, wydawało mi się  że życie zaczyna się po 30-stce,  że stoję przed szafą pełna cukierków i wystarczy tylko szerzej uchylić drzwi by dostać się do tego raju samospełnienia,  radości tworzenia i zarabiania na tym co się kocha.  Czas płynął, a zdanie zapisane na białej kartce notesu, im bardziej wyblakłe, tym bardziej wyraziście urzeczywistniało się w moim życiu. Byłam sprzątaczką, która umiała pisać. Coraz bardziej sfrustrowaną sprzątaczką, gdyż sprzątanie przynosiło coraz więcej pieniędzy a pisanie nie.

Aż pewnego, pięknego dnia, tym razem jadąc do pracy tramwajem nr. 60 w Wiedniu, napisałam inne zdanie. Może nawet nie napisałam całkiem nowego zdania. Raczej zmodyfikowałam to pierwsze a cóż za efekt.  „Jestem pisarką która umie sprzątać „.

Wystarczyło tylko podmienić słowa a sens całkiem się zmienił. Perspektywy również. Nie dość że brzmiało lepiej: pisarka a jednak człowiek jak my wszyscy, która umie sprzątać, wzbudza podziw i respekt, natomiast sprzątaczka która umie pisać budzi co najwyżej politowanie.  Z punktu widzenia fizyki kwantowej, która jest ostatnio moją ulubioną dziedziną badań, był to krok milowy w rozwoju mojej świadomości , tak jak kiedyś mały, niepozorny kroczek pierwszego człowieka na księżycu, stał się wielkim krokiem ludzkości w kierunku podboju kosmosu.

Zabawy semantyczne wydają się dziecinną zabawą, natomiast w życiu dorosłym mogą stać się punktem wyjścia do zmian w postrzeganiu rzeczywistości i wpływaniu na swoją przyszłość.  Cytując jedną z najbardziej aktualnych książek: „I słowo stało się ciałem ” a dalej podążając za badaniami fizyki kwantowej, które mówią, że obserwator swą myślą a co za tym idzie też słowem,  wpływa na wybór jednego zdarzenia z  worka wszystkich potencjalnych  możliwości zaistnienia w realnej rzeczywistości, zmieniłam punkt widzenia siebie.

Olśnienie, którego dostąpiłam  po kilku latach zmagań z niewdzięczną rzeczywistością, która mimo mych wzniosłych marzeń by zostać wielką pisarką i blogerką,  ciągle płatała mi figle zmuszając mnie na kolanach ze szmatą w dłoni walczyć dalej z całym brudem tego świata, pokazując równocześnie gdzie jest moje miejsce, stało się zaczątkiem zupełnie nowej drogi.

Przez te wszystkie lata szorując na kolanach cudze podłogi i  powstrzymując się siłą by nie zaspokoić  wielkiego pragnienia, zastanawiałam się gdzie popełniłam błąd pisząc to doniosłe zdanie, które miało tyle zmienić a zmieniło tylko tyle, że po tych wszystkich latach, lakier zdarł się z podłogi od ciągłego szorowania.

Boże, dlaczego nie wyposażyłeś kobiet w jeszcze jeden zwój dodatkowy,  by szybciej mogły powstać z kolan, wyprostować się, gdyż w pozycji wyprostowanej więcej widać, horyzonty od razu się poszerzają a żmudny proces ewolucji można by było zastąpić szybką inżynieria genetyczną.

Tak jak kiedyś z Adamem. Jedno żeberko wyjęte, zmodyfikowane a jaki efekt? A jaki cud wyłonił się ze spienionych fal praoceanu, zatrzepotał długimi rzęsami, zafalował rudymi włosami odkrywając nieznane do tej pory Adamowi wdzięki, by później ten sam Adam po chwilowym zachwycie i zrobieniu  tego co trzeba,  mówiąc inaczej po spełnieniu boskiego przykazania, przypomniał sobie że ma brudną podłogę .

O! Ewo!, gdybyś wtedy się nie ugięła, nie uklękła obmywając srebrnymi łzami i wycierając w swe ogniste włosy tą cholerną podłogę, tylko trzepnęła Adama w pysk przypominając mu, że zostałaś powołana do najwspanialszych, wzniosłych  rzeczy, a jak ci się znudzi, to przynajmniej do tego żeby leżeć i pachnieć, zaoszczędziłabyś nam kobietom tysiące lat zmagań i walkę wewnętrzną pomiędzy tym  co musimy a co byśmy chciały.


Pokrewne tematy