Maciej Sz.

Wstań.

Zegar niedawno wybił godzinę Apelu Jasnogórskiego. Chmury na niebie uczesał wiatr, ukazując piękno  gwieździstych diamentów, mieniących się na ekranie nocy w objęciach złotego Księżyca. Najmłodsza latorośl już śpi. Pozostałe podobnie jak ja i żona krzątają się po domu. To była dobra niedziela. Słowem cudowny, wspólny czas. Oczywiście są rzeczy, które można poprawić i zrobić lepiej, ale to chyba jest wpisane w rozwój. Ja, zgodnie z obietnicą chciałbym dzisiaj zatrzymać się z wami nad słowem wstań. Jest ono nieprzypadkowe. Używał go Pan Bóg w odniesieniu do Abrahama, Mojżesza. Pojawia się ono również w ustach Chrystusa, gdy ten uzdrawia lub wzywa do konkretnej przemiany. Na nie powołują się Apostołowie, Ojcowie Kościoła. Sięgają do niego również chętnie psychologowie, psychoanalitycy, trenerzy. Sięgamy my sami.  Dla mnie słowo wstań nabrało konkretu w ostatnim czasie. Dojrzewało we mnie już długo. Pół żartem śmiało powiem, że nie wiem, czy ostatecznie dojrzało. To była środa, kiedy po wielu nieudanych próbach zadbania o swoją kondycję fizyczną, wszedłem na najwyższe szczyty swoich możliwości. Ubrałem obcisłe spodenki, koszulkę, kurtkę, czapkę, rękawiczki i wyszedłem na niespełna trzy(3.) minutowy bieg. Założenie było jedno i zarazem proste. Biec nie zatrzymując się. Chodziło o walkę, którą stoczyłem z samym sobą i która okazała się ostatecznie zwycięska. Uczucie dumy, zadowolenia, wyzwolenie, które mi towarzyszyło wraz z bananem naturalnie wymalowanym na gębie sprawiło, że czułem się naprawdę fantastycznie. Byłem radosny, szczęśliwy, spełniony i zarazem cholernie zmęczony. Nie dość powiedzieć, że następnego dnia odczuwałem lekkie boleści w stawach, mięśniach i ścięgnach. Moe ruchy przypominały pokraczne kroczenie. Pomimo to było warto i niebawem znowu wstanę, ubiorę się i pobiegnę. Zaraz po tym, jak opublikuję ten artykuł, który właśnie piszę.

Biegnąc myślałem o wielu rzeczach. Nagle uświadomiłem sobie, że zazwyczaj, gdy czegoś nie umiem do końca zrobić, albo mi się nie chce lub są osoby, które to umieją zrobić niemalże doskonale, to wypuszczam słowną wiadomość dla innych i dla siebie w prostym, jednoznacznym komunikacie: nie lubię. Nigdy tak naprawdę nie przebiegłem bez zatrzymania dystansu w okolicach 5 kilometrów. To był mój pierwszy raz. Wcześniej, do tej chwili, owa niewykonalność zadania sprawiała, że był to również główny powód do tego, aby powiedzieć nie lubię biegać. Być może mam podobnie z siłownią. Pewnie boję się wyzwań, które mogłyby się na niej pojawić w postaci wytrenowanych mężczyzn lub kobiet. Widzę siebie, jak podchodzę do jakiegoś atlasu lub ciężaru po kobiecie i nagle nie dzieje się albo nic, albo ów ciężar zwyczajnie mnie przygniata. Jest jeszcze wersja dramatyczna i katastroficzna. Moja determinacja sprawia, że siłą woli go podnoszę, ale strzelają w kręgosłupie wiązania i  …resztę dopowiedzcie sobie sami. Wracając zatem do słowa wstań, widzę ukryty w nim sens przemiany, nowego spojrzenia, nowej perspektywy. Szansę, która prowadzi nas do zupełnie innego świata.

Pozwólcie, że przytoczę kilka definicji, zaczerpniętych ze Słownika języka polskiego pod redakcją W. Doroszewskiego. Otóż słowo wstań utworzone od bezokolicznika wstawać znaczy:

– zmienić pozycję z siedzącej lub leżącej na stojącą;

– opuścić posłanie po śnie, odpoczynku;

– o chorym: odzyskać zdrowie na tyle, aby nie musieć stale leżeć w łóżku;

– przestać wykonywać jakąś czynność, która wymaga zachowania pozycji siedzącej;

– o Słońcu: wzejść;

– o dniu, ranku itp. : rozpocząć się.

Sami zatem widzicie, że ukrywa ono w sobie przejście z trwania, bycia biernym do działania, bycia czynnym, bycia w ruchu. Ze stanu choroby, do stanu zdrowia.  Ruch jest synonimem rozwoju, a owa bierność synonimem stagnacji. Czasami siedzimy w czymś po uszy. Być może to nasze narzekanie i podejście do problemów, które zamiast starać się konstruktywnie rozwiązywać, w ogóle rozwiązywać, wrzucamy do kartonu, który trzymamy na naszych kolanach i z czasem jest on na tyle ciężki i ogromny w swych gabarytach, że bez pomocy osób trzecich się nie obejdzie. Zwyczajnie nie wstaniemy. Być może nasza stagnacja bierze się stąd, że nie pozwalamy, aby dotarły do nas spojrzenia osób innych na nasze sprawy i ciągle patrzymy tak samo. Nie pozwalamy na to, aby zaczął się nowy dzień. Wzeszło Słońce, a my wzeszli razem z nim. Gorzej, jeśli doświadczenia, które po drodze zbieraliśmy, a które rosły, jak grzyby po deszczu w naszym koszyku życia doprowadziły do tego, że nie mamy ani ochoty, ani zamiaru, ani siły wstawać z łóżka naszej choroby. Można by powiedzieć, że zrośliśmy się z naszym łóżkiem, które pełni paradoksalnie rolę lekarstwa na wszystko, jak magiczne nie lubię. Staram się. Próbuję, ale ciągle coś mi się nie udaje i  nie wychodzi. Ja tak mam. Do pewnego momentu idę, rozwijam się pokonuje trudności i nagle, nagle znowu leżę pod ich ciężarem. Dostrzegając złożoność pokręconej sytuacji spirali nie ma ochoty, ani siły niczego zmieniać. Zresztą tym bardziej, że zawsze znajdą się osoby, dla których stan choroby i mojego cierpienia, będzie doskonałym wyzwalaczem zainteresowania mną, uwagi wobec mnie. To ja będę ważny. To ja!

To jest tajemnica słowa wstań. W tym słowie oprócz zawartego ruchu, przejścia ze stanu biernego do czynnego, z planowania do działania, ukrywa się tajemnica owego, nowego spojrzenia. Inaczej wygląda mój świat, gdy patrzę na sufit, spoglądam w okno z perspektywy łóżka. Kiedy wstanę, podejdę do okna, mogę zobaczyć więcej. Oczywiście mogę zobaczyć również rzeczy, które mi się nie spodobają, których zwyczajnie widzieć i oglądać nie chcę. Strach przed takim doświadczeniem warto jednak pokonać. Zawsze mogę zamknąć oczy. Patrzeć w innym kierunku. Zgadza się! Lęk, strach przed nieznanym, obawy, uprzedzenia przed poradzeniem sobie z tym, co mnie może spotkać, co na mnie czeka, sprawia, że często porzucam chęć wstawania i pewnie jeszcze będę porzucał. Warto postawić sobie pytanie; jak wstaję do pracy, a jak wstaję w sobotę albo niedzielę? Może to być bardzo ciekawa retrospekcja dotycząca mojego życia.

To słowo jednak ma w sobie wielką moc. Ma ogromną siłę i jest kluczem do zupełnie nowej perspektywy. Ta otwiera się po śnie, chorobie. Przychodzi wraz z porankiem. Poranek wieńczy koniec nocy. Tej perspektywy, w której nic nie widać lub widać niewiele. Tak naprawdę, to ode mnie zależy, czy zechcę usłyszeć to słowa. Zabrać je ze sobą i iść dalej. Wiem!? Brzmi głupio? Niestety czasami wolimy chorować, aniżeli wędrować! To jest niestety nasz wybór, także mój. Nie lubię. Proste, jednoznaczne usprawiedliwienie.

Ostatnio zastanawiałem się nad przypowieścią O Synu Marnotrawnym. To on mówi: zabiorę się (wstanę) i pójdę. Ta myśl i wypływające z niej jego konkretne działanie, w konkretnym celu, zaspokojenia głodu, zmienia na nowo jego życie. Jest jeszcze jednak jeden piękny fragment, którego zaproszę na scenę tej spowiedzi. Fragment uzdrowienia paralityka. Tam Pan Jezus używa słów:  Wstań, weź swoje łoże i idź do domu! To niesamowite słowa, które pokazują, że to doświadczenie, które zdobywamy śpiąc, chorując siedząc jest zarazem naszym bogactwem, które czyni nas wyjątkowymi. Może być również drogowskazem dla innych. Słowem zachęcającym do działania. Wejścia na drogę uzdrowienia, zdrowienia, zdrowia. Nie wiem, jak to ująć, ale dostrzegam ogromny potencjał. Parę razy zdarzyło mi się popełnić błąd. Odcinam się od wszystkiego, od tego co było, od tamtego. Tymczasem, to co było stanowi potencjał, do tego, aby iść dalej. Dziecko, które raz się oparzyło gorącą wodą, więcej próbować nie będzie. Jednak nie zawsze trzeba spróbować, żeby zrozumieć. Naprawdę muszę zdradzić żonę, aby wiedzieć, że to ją może zranić, zranić naszą miłość? Muszę posmakować, żeby wiedzieć?

Nie chcę powiedzieć, że trzeba być chorym, przeżywać straszne cierpienia, grzeszyć. Myślę, że każdy ma takie doświadczenia.  Tylko dziwne jest to, że facet, który traci nogi, zaczyna odkrywać sens życia. Kobieta po wypadku odkrywa radość życia i nie są to przypadki odosobnione i pojedyncze.  Znajdziemy ich setki, tysiące. Pytanie brzmi, czy rzeczywiście coś musi się wydarzyć złego, abym wstał? Nie wiem? To słowo niesie w sobie tajemnicę, potencjał, ogrom…To słowo, dla mnie, dla nad, dla każdego…

Nie wiem.  Tyle może na dzisiaj confessio. Tyle refleksji i zadumy nad prostym słowem wstań. Jeśli dotarliście do końca to gratuluję. Dużo jest tych linijek i tych słów i myśli. Będę wdzięczny za wasze uwagi, spostrzeżenia, krytykę, pytania. Dziękuję za poświęcony czas. Następnym razem zaproszę Was do refleksji nad słowem dom. Chyba, że macie inne propozycje…


Pokrewne tematy