Maciej Sz.

Wychowanie. Potrafisz!?

– Potrafisz być wobec siebie krytyczny?
– Co to za pytanie w ogóle? Jasne, że potrafię.
– Chciałem po porostu zwrócić Ci uwagę na pewien błąd, który zauważyłem w ostatnim czasie zdarza się Tobie dosyć często.
– Mianowicie?
– Mianowicie mój drogi wydaje mi się, że wszelkie uwagi odbierasz zbyt emocjonalnie. Zbyt bardzo się angażujesz, bierzesz je do siebie. Powiedziałbym, że nawet dobre i pozytywne uwagi odczytujesz, jako swego rodzaju atak na Twoje bezpieczeństwo.
– Tak?! Bardzo ciekawe. wiesz co, zapomniałem, że mam jeszcze jedno ważne spotkanie, zobaczymy się jutro. na razie.
Jurek zadzwonił do kolegi dopiero po miesiącu.

Mnie to nie dziwi i podejrzewam, że wielu z nas nie dziwi postawa Jurka. Jesteśmy skłonni nawet stanąć za nim i go poprzeć. Wydaje nam się, ja również często ulegam tego typu złudzeniu, że osoby trzecie nie mają prawa ingerować w nasze życie. Jeśli nas chwalą, podziwiają, a w pewien sposób przyczyniają się nawet do tego, że czujemy się jeszcze bardziej zmotywowani i zmobilizowani do podejmowania efektownych i efektywnych działań, wówczas wszelkie uwagi, niczym noty za styl oddanego skoku na skoczni przyjmujemy z radością i nie ukrywaną satysfakcją. Wszelkie natomiast uwagi wymagające z naszej strony korekty postępowania często bywają niemiłe dla naszego ucha i postępowania. Doskonale to widać w czasie meczów piłkarskich. Kiedy piłkarze wielokrotnie swym zachowaniem, wyrażanymi gestami pokazują jak bardzo są niezadowoleni z decyzji arbitra. To samo dzieje się w naszym życiu dorosłym, pośród naszych znajomych i przyjaciół, kolegów i koleżanek. Wcale nie będzie również odkrywcze, że te same standardy rządzą naszym życiem małżeńskim, partnerskim, czy wreszcie naszymi relacjami z dziećmi.

Do głowy przychodzi mi obraz autopilota z samolotu. Przejmuje on kontrolę nad sterami powietrznego statku i pozwala mu w bezpieczny sposób kontynuować lot w przestworzach. Zdarza się, że w związkach i relacjach międzyludzkich, wspomnianych wyżej, ktoś za wszelką cenę chce być naszym autopilotem. O ile druga strona poddaje się niczym płatowiec pod władanie wszystkowiedzącego, doskonałego komputera o tyle jest dobrze, o ile jednak człowiek jest istotą myślącą i takiej kontroli się sprzeciwia pojawiają się turbulencje, które miotają na prawo i lewo, w górę i w dół naszymi relacjami. Pojawia się zdenerwowanie, czasami zmęczenie, a niekiedy frustracja i przygnębienie. W takiej sytuacji sztuką jest umiejętność skorygowania kursu i być może niekiedy oddania wolantu życia drugiej osoby w jej ręce.
Ponieważ artykuł dotyczy wychowania naszych pociech pozwolę się skupić sobie na tym aspekcie. W życiu każdego rodzica, mamy i taty przychodzi moment, gdy musi wyłączyć autopilota. Z pewnością nie od razu i niecałkowicie, ale bywa zmuszany do podjęcia działań ograniczających jego działanie. jeśli dziecko w domu rodzinnym nie nauczy się podejmowania błędnych decyzji, ponoszenia ich konsekwencji w sposób samodzielny, to być może nie nauczy się tego nigdy. Być może nigdy nie będzie osobą w pełni odpowiedzialną za swe postępowanie. To niebezpieczeństwo, które czai się w dobrych intencjach rodziców można śmiało nazwać nadopiekuńczością. Doskonale rozumiem wszystkich przeciwników takiego twierdzenia. Pojawia się argument. Nie trzeba się oparzyć, aby wiedzieć, że ogień jest gorący, nie trzeba kupować całego browaru, aby wypić kufel piwa. To prawda, ale niestety życie uczy, że czasami wybieramy tę błędną drogę rozumowania i postępowania.
Tata powtarzał: bądź zawsze punktualny. Nie spóźniaj się na umówione spotkania. To nie tylko niekulturalne, ale również niegrzeczne. Jasiu całe życie w domu, czując ogromny respekt przed ojcem i ewentualną przemocą (szeroko rozumianą.) w domu był punktualny. Kiedy się wyprowadził zaczął postępować zupełnie inaczej, cieszył się luźnym podejściem do życia, relacji. Najpierw oblał zaliczenie, bo nie oddał pracy w terminie. Potem zawalił egzamin pisemny z jedno wykładu nie zdążył wejść punktualnie na salę egzaminacyjną. Efekt nieobecność równa się pała. Wreszcie zawalił ważny termin kolokwium i musiał powtarzać rok. Na szczęście pewnego dnia przypomniał sobie o słowach ojca. Postanowił być sumienny w realizacji zadań. Ukończył studia i zaczął pracę. Po roku awansował.  W uzasadnieniu usłyszał pochwałę na swój temat. Wie Pan. Podoba mi się Pana sumienność i punktualność tego nam potrzeba. Dziękuję.

Jasiu miał na studiach bardzo dobrego kolegę. Jego ojciec był majętny, syn korzystał z tego do bólu. Ojciec w razie jakiegokolwiek potknięcia syna rekompensował wszystko pieniędzmi. Tak działo się jeszcze bardzo długo. Syn pracował po studiach w firmie ojca, a ten z uporem maniaka tuszował i wymazywała jego wszystkie błędy. Pewnego dnia syn przejął firmę i swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem doprowadził do jej bankructwa. Rzecz z ekonomicznego punktu widzenia niemożliwa stała się faktem.
Reasumując pierwszą część chcę jedynie zwrócić Waszą uwagę na wyjątkowo delikatny charakter, jaki przypisany jest nam rodzicom w procesie wychowania. Inne słowo, które również oddaje jego sens to animowanie dzieci. Myślę, że pierwszą zasadą, może nie do końca złotą jest spojrzenie na siebie i na potomka. W końcu czym skorupka za młodu…Niestety często, jako rodzice w rzeczach, w których sami niedomagamy, owo niedomaganie wpajamy dzieciom i to co w nas najbardziej kruche, zauważone w dzieciach wywołuje największe niezadowolenie. Zatem powiedz mi jedną rzecz. Potrafisz być wobec siebie krytyczny?


Pokrewne tematy