Robert Harasimowicz

W drodze do Nowej Zelandii.

Po 30 minutach płynięcia wzięła pierwsza ryba. Niestety była duża, bo złamała hak, ale po krótkiej chwili wzięła druga (a może to ta sama???) ryba…początkowo wrażenie niewielkiej, ale jak Huzar wziął wędkę w rękę mało go nie wyciągnęła z łódki. Wszystko pozrywała. Zestaw był na rybę do 80kg. Stwierdził, że o tej porze to tylko wielkie potwory zaczynają żerować i daliśmy spokój z dalszym łowieniem.
Wiatr był z lewej burty płynęliśmy pod wiatr. O godz. 22.40 wyszliśmy na otwarty ocean.
W nocy ocean pokazał swoją potęgę…wiało 25-30, w porywach do 35 węzłów…i tak przez dwie doby…taka dobra 7 w skali Beauforta… duża fala i rzucało nami to w lewo to w prawo lub spadaliśmy z jednej fali na drugą.

Po ok. dobie płynięcia i ok. 130 mil morskich przepływało obok nas stado delfinów. Była ich cała masa, niektóre nawet pokazywały swoje piękne grzbiety z pyskami. W ciągu dnia ocean był nieco spokojniejszy, aby pod wieczór i w nocy znów pokazać swoją moc.

pacyfik pacyfik

Po delfinach przyszła pora na świeżą rybkę, no i złapała się piękna dorada mahi mahi.

rybka michi michi

Dopiero od 3 doby ocean się trochę uspokoił i żeglowanie było spokojniejsze…

spokojne żeglowanie po pacyfiku

26 listopada 2015 na mojej południowej wachcie mijaliśmy jacht prawą burtą. Szedł trochę innym kursem, jakby bardziej na Australię. Tego dnia ocean dał nam trochę odpocząć, wiatr wiał już 15-20 węzłów. Dopiero po 20tej fala zaczęła znowu rosnąć, a Indra zawijała po nich rufą. W nocy fala jeszcze bardziej się zwiększyła. Znowu była jazda jak po bruku. Około 2.15 w nocy walnęliśmy w falę jak w beton, aż Indra cała zadrżała. Do celu było jeszcze ponad 600 mil morskich, więc nawet nie połowa drogi była za nami. Na rozpoczęcie kolejnej wachty zrobiłem herbatę, a Indrą ponownie zatrzęsło.

jedyny jacht na pacyfiku

27 listopada 2015 był dniem trochę spokojniejszym. Wiatr ponownie zmalał do 15-20 węzłów, fala się wydłużyła i płynęło się łagodniej. Jednak ok. 01.30 wiatr zaczął kręcić i trzeba było ciągle korygować samoster. Ok 02.00 spadł kilkuminutowy deszcz. W ciągu dnia podczas obiadu non stop był sygnał o zmianie kursu. Jakby samoster przestał działać. Poszedłem zobaczyć i okazało się, że jedna z linek samosteru przetarła się i nie dawała przekazu na ster. Huzar miał wachtę. Wskoczył z talerzem za ster jednocześnie montując od nowa linkę na samosterze. Dalej można było beztrosko płynąć ku Nowej Zelandii, a Indrą ponownie kierował samoster. Poprzedniej doby zrobiliśmy 143 mile. Zadziwiające są ptaki, które ciągle nam towarzyszyły, nawet tak daleko od lądu.

nocna wachta

W nocy z piątku na sobotę, czyli już 28.11 o 3.00 rozpoczynam wachtę i do celu pozostaje równo 500 mil. Ocean tej nocy wyjątkowo spokojny, ale nadal płyniemy 5 i nieco więcej węzła. Indra płynie teraz dostojnie i pełna wdzięku po Pacyfiku. Sobotni dzień był słoneczny, trochę chmur, ale bardzo ciepło. Wiatr osłabł i płynęliśmy wolniej. Indra nie latała już po falach, a nami nie miotało w każdą stronę. Na śniadanie można było zrobić jajecznicę. W ciągu dnia Huzar montował nowy odcinek z ich podróży, Patrycja suszyła włosy na wierze, a ja z nudów usiadłem za sterem. Takie pływanie bez fal przelewających się przez pokład może trwać wiecznie. Można się wtedy wyspać, nie przewracając się non stop z boku na bok 30 razy na minutę.
Dzień minął spokojnie na nieśmiałych falach Oceanu Spokojnego. Po obiedzie postanowiliśmy złapać rybkę na niedzielę, ale niestety nie udało się. Wiatr był słabszy, płynęliśmy wolniej, a przy prędkości mniejszej niż 5 węzłów są małe szanse na złowienie ryby. Indra sama niosła nas przy blasku księżyca wzdłuż wyraźnej drogi mlecznej ku Nowej Zelandii. My zaś w iście kinowej scenerii obejrzeliśmy film „ Incepcja” – polecam.
Sobotę kończyłem wachtą o północy, a do celu 398 mil.
Noc z soboty na niedzielę była nadzwyczaj spokojna, że aż za spokojna i hałaśliwa jednocześnie. Wiatr ucichał, a talia bomu oraz genua łopotały co chwila na słabym wietrze.
Niedziela rano 29 listopada 2015. Zaczynam wachtę o 6 rano, do celu 375 mil, zatem wiele przez noc nie przepłynęliśmy i jeszcze nie pospałem przez te hałasy na pokładzie. Jednak za chwilę spotkała mnie nagroda. Pierwszy cudownie widoczny wschód słońca na Pacyfiku przy małym zachmurzeniu.

widoki ktore serce lamia :-)
wczoraj nie złapaliśmy żadnej ryby, od rana rzucamy przynętę. Niebawem zaczynają krążyć ptaki nad naszą przynętą sadząc, że to może coś dla nich. Na początek dnia zrobiłem herbatę, bo im bliżej Nowej Zelandii, to noce i poranki już chłodniejsze. Musiałem też non stop korygować kurs, bo wiatr słabł i samoster sobie nie radził. O 9 rano kończę wachtę, to celu 363 mile, na haczyku ciągniętej żyłki pusto.
Śniadanie zjedliśmy w kokpicie przy piekącym już słońcu. Były płatki z suszonymi owocami, świeżym bananem i wiórkami z kokosa dopiero co rozłupanego przez Huzara.
Godzina 15.00 początek wachty, do celu 336 mil. Słabo wieje i na haczyku dalej nic. Do końca wachty do godziny 18.00 przepłynęliśmy 14 mil.
Następna wachta od północy z niedzieli na poniedziałek. Do celu 294 mile. Niebo pełne gwiazd, podobnie widać jak w Alpach. Księżyc przyświeca zza rufy, a wiatr znowu kręci z połowy, innym razem na ostro. Co chwila korekta samosteru. Godzina 3.00 rano, do celu 276 mil.

Poniedziałek 30 listopada 2015, do celu 241 mil, wiatr non stop kręci i słabnie, teraz bardziej płyniemy półwiatrem, ale prędkość ok. 5 węzłów utrzymujemy. W południe kończę wachtę. Dodajemy też przynętę na dodatkowym haczyku, ale mniejszą. Liczymy na tuńczyka. Godzina 14.05, do celu 218 mil, a nad nami samolot sił powietrznych Nowej Zelandii. Wywołuje nas na radiu na kanale 16 i pyta skąd i dokąd płyniemy oraz jak nazywa się nasz jacht. Po uzyskanej odpowiedzi życzą przyjemnego żeglowania. Poniedziałek 18.00 koniec wachty, do celu równo 200 mil. Następny cudowny zachód słońca, słońce wbija się w ocean. Patrycja robi kakao, jeszcze z zapasów z Grenady i robimy następny seans filmowy. Tym razem oglądamy Avatara. Godzina 23.35 niebo jak w planetarium, po lewej burcie widać cudowną drogę mleczną, a Indra ciągnie 5,8 węzła i trzęsie, jakbyśmy karetą drogą polną jechali. Idę spać, o 3 moja wachta.

Jak zwykle rozpoczynam wachtę od odczytu zegarów, do celu 152 mile. Fale nas teraz pchają, bo jakiś czas temu już się odwróciły. Ok. 02.15 wiatr znowu zmienia kierunek, aż bom przeleciał ze sterburty na bakburtę. Skorygowałem kurs, płyniemy jednak kołysani to w lewo, to w prawo. Tylko czasami między falami, Indra jakby zawiesiła się w powietrzu i przez sekundę jakbyśmy trwali w nieważkości. Koniec wachty o 6 rano i 133 mil do celu. Jeszcze nieco ponad doba płynięcia.

1 grudnia 2015 ok. 11.30 na 108 mil przed Opua łapiemy pięknego tuńczyka. Złapał na biało czerwonego sztucznego kalmarka.

piekny tunczyk


Pokrewne tematy