Maciej Sz.

Źródło. Dołujące pytania.

Dzisiaj o poranku męczyły mnie różne myśli o pesymistycznym i negatywnym wydźwięku, produkując z każdą kolejną chwilą smutek i zniechęcenie, a także niepełną, bo tylko w negatywnym ujęciu ocenę samego siebie i swojego życia. Co ciekawe, takie myśli piętrzą się niczym morskie fale i coraz mocniej uderzają w brzeg naszego serca, by zburzyć go i zabrać ze sobą w morską głębię. W jaki sposób zatem odróżnić te, które są właściwą oceną naszego działania i postepowania, a ich następstwem powinna stać się zmiana, która będzie owocowała pokojem i uśmiechem, od tych, które co pewien czas pojawiają się w naszych głowach, szeptając o braku naszej wartości. Mówią cicho: jesteś nic nie warty, jesteś nic nie warty. Zastanawiałem się nad tym dzisiejszego dnia, próbując znaleźć rozwiązanie tej zagadki i odpowiedź na to pytanie – zresztą nie pierwszy raz, choć mam świadomość, tak jak każdy z nas, że podejmowanie dialogu z tego typu argumentacją do niczego dobrego nie prowadzi. Cały dzień był już później specyficzny.
Nie wiem dlaczego tak się dzieje, że niekiedy spotykając ludzi, którzy w sumie nic złego nie zrobili, nie są złoczyńcami, ludźmi naznaczonymi złością, zawiścią, a jednak kontakt z nimi sprawia wiele trudności. Niekiedy do tego stopnia, że unikamy możliwości spotkania tak dalece, jak to jest tylko możliwe. Dzisiaj to pytanie było kolejnym, które towarzyszyło mi w obowiązkach. W pewien sposób czułem się zmęczony koniecznością pracy w tym miejscu, u takiego właśnie człowieka, gdy nagle stało się coś zupełnie niesamowitego. Zacząłem się zwyczajnie bawić swoją pracą. Z miotły uczyniłem mikrofon na statywie, a z odkurzacza elektryczną hulajnogę, z wielu innych natomiast uczyniłem przedmioty pełne żartów, kpin i niewyczerpanych pomysłów. Nagle nie miałem problemu z mówieniem po niemiecku i tłumaczeniem pewnych żartów z języka polskiego. I nagle przestałem myśleć o pracy. Poczułem wielki pokój i radość. Na twarzy tego człowieka zobaczyłem szczery uśmiech. W pewnym momencie nawet śmiał się w głos i to było naprawdę niesamowite.
To doświadczenie w pewien sposób jest bardzo podobne do porannego pytania podważającego wartość. Piszę o tym, bo jestem, gdzieś w głębi przekonany, że wielu z nas ma podobne problemy i podobne dylematy, a ktoś próbuje nas oszukać lub wpuścić w maliny, przekreślając realizm i piękno naszej egzystencji. Schemat jest nieustannie ten sam. Myśl, potem kolejne, odpowiednio dobrana układanka argumentów odwołujących się do konkretnych wydarzeń z historii naszego życia i pasztet gotowy. Nikt z nas w takim sposobie myślenia i patrzenia na siebie nie ma upodobania, a jednak poddaje się mu niekiedy w sposób mechaniczny, bezwiedny, zaprzeczający naszej autentycznej wartości.
Przechodząc do odpowiedzi na postawione wcześniej pytanie, chciałbym zwrócić waszą uwagę na jedną, charakterystyczną cechę. Mianowicie myśli, które chcą nas wpędzić w depresję, koncentrują się wokół wartości siebie samego, bazując na ideałach i porównaniach wobec innych lub z innymi lub swoimi ambicjami. Na początku jest to niewinne kłamstewko, a może nawet prawda, lecz poddana odpowiedniej interpretacji, by nie powiedzieć manipulacji, która pociąga za sobą kolejne. Depresja smutku generuje krąg, który zaczyna stopniowo piąć się w górę z kolejnymi piętrami, a my czujemy się osaczeni. Rzadko kiedy w tych myślach pojawiają się nasze sukcesy, zwycięstwa, dobre momenty naszego życia, a jeśli dojdą do głosu, to jedynie w charakterze kolejnego oskarżyciela posiłkowego. Na szczęście ta trudna rzeczywistość została przerwana nie tylko przez cuda, których Jezus dokonał za swojego życia, ale również przez Jego Mękę, Krzyż i Zmartwychwstanie. Tutaj jest zwycięstwo, które nie niszczy, nie ocenia, ale otwiera nowe rozdziały i karty w historii każdego człowieka. Można powiedzieć, że smutek, który pochodzi z Bożego natchnienia prowadzi nas w kierunku czynienia dobra i osobistego rozwoju dla siebie i dla innych. Ta kluczowa różnica uwydatnia się bardzo subtelnie, kiedy zamiast tego kierunku i nadziei wypływającej z daru zbawienia, zmierzamy w kierunku samotności swej beznadziejności. Ta beznadziejność w smutku, który pochodzi od złego, w smutku grzechu piętrzy brak jakiejkolwiek możliwości zmiany. Nie jesteś doskonały, jesteś beznadziejny, nic ci nie wychodzi. Jesteś nikim. Jeśli w tych podpowiedziach pojawiają się tylko argumenty tego typu, pozbawione nitki Bożego Miłosierdzia i nawrócenia, to trzeba je bezwzględnie, natychmiast odcinać. Dialog z nimi nie służy, ani naszemu rozwojowi, ani pokojowi serca, ani wzrostowi. Służy pogłębianiu w nas ciemności, którą trzeba rozumieć jako bezradność i poddanie się oskarżeniom. To również poniekąd odpowiedź dotycząca ludzi o których wspomniałem. Być może od najmłodszych lat, swego dzieciństwa byli napiętnowani ideałem rodziców, rodzeństwa, kolegów tak dalece, że całkowicie zatracili radość siebie i swoją wartość. Często jedyną rzeczą, która ma im rzekomo pomóc są niskobudżetowe rozrywki, które z czasem zamieniają się w nałóg lub w chorobę. Dzisiaj w pracy, wspominając owego człowieka, czułem się tak, jakby robił teatrzyk dla dziecka, a on czuł się w tym momencie najważniejszy. Bóg w przeciwieństwie do nas ma na nas skierowane oko i swoje serce nieustannie. Warto o tym pamiętać i to sobie przypominać.
Zmaganie to bywa czasem niesłychanie trudne i zarazem wyczerpujące. To walka, w której chodzi o mnie, o ciebie, o nas. O nasze bycie i życie, które jest darem. Wiele się dzisiaj mówi o samotności, depresji, odrzuceniu, zapominając o człowieczeństwie odniesionym do Boga, Nie wiem czy się zgodzicie, ale od dłuższego czasu towarzyszy mi myśl, że wszelka naprawa świata i tworzenie ideału, który stanie się Atlantydą współczesności, prędzej czy później zwyczajnie się przewróci. To drzewo bez korzenia, które wyłączając Boga z ludzkiej egzystencji, czyni samego człowieka panem wszechświata, historii i czasu. Perspektywa przemijania stawia pod wielkim znakiem zapytania ten sposób myślenia. Nic nie trwa wiecznie.
Trudno jest zgodzić się z tym, że to, co mi osobiści służy będzie służyło również Wam. To tylko mrzonka i swego rodzaju uproszczenie, które zapomina o jednej niesłychanie ważnej, jednostkowej wartości człowieka. To bogactwo, które uszlachetnia nas wszystkich, gdy we wzajemnej wyrozumiałości i umiejętności dialogu poddajemy się procesowi współtworzenia, tworząc polifonię ludzkich serc – autentyczną jedność. Ta oczywiście wymaga podporządkowania się w wolności Dyrygentowi.
Chcielibyśmy mieć odpowiedzi na większość pytań, które pojawiają się w naszych głowach. Nie musimy jednak na szczęście, ani wszystkiego wiedzieć, ani wszystkiego rozumieć, a jedynie wierzyć. Zaufanie rodzi miłość, a miłość zbudowana jest na fundamencie wolności i wyboru. Nie muszę kochać, lecz mogę i chcę. Patrząc w dzisiejszą Ewangelię widać wyraźnie, że głęboka wiara jest konfrontowana na każdym niemalże kroku naszego życia. I daleki, bardzo daleki jestem od tego, aby uważać siebie za lepszego od innych. Osoby wierzące postrzegać, jako stojące wyżej w hierarchii ludzkości. Daleki jestem od tego, aby osądzać kogokolwiek. Życie jest dużo bogatsze, aniżeli to, co widzimy naszymi oczyma i czujemy naszymi zmysłami. Życie wykracza poza nasze wyobrażenia o nim. Życie wykracza daleko poza obraz śmierci , ludzkiej niedoli i bezradności. Życie to dar wolności, która czyni nas lepszymi. Pełniejszymi życia.

Ps. Dzisiaj dużo później, ale wierzę, że z sensem. Pozdrawiam Was z kochanej Polski.


Pokrewne tematy