Maciej Sz.

Żródło. Pokój marzeń.

Dzisiaj kreślę te słowa w jednym z wymarzonych miejsc do pracy. Choć lekko urozmaicone przez dłonie człowieka, to jego naturalny klimat pozostaje niezmienny. Powiew wieczornego wiatru jest najlepszą, naturalną klimatyzacją, która nie potrzebuje zasilania, napełniania i nie pozostawia po sobie śladów, które wymagałyby utylizacji. Księżyc lekko zamglony za chmurami, to najwspanialsza kosmiczna lampa, która nigdy nie znajdzie sobie równej w świecie projekcji technologicznych. Choć coś w sobie mają, to ostatecznie ich skrót, którego nie będę rozwijał w zderzeniu z rzeczywistością mówi wszystko „3d”. Ta naturalna księżycowa lampa i te niekończące się ściany otaczające mnie dookoła, dla których ograniczeniem jest tylko wzrok są ponad technologią, fototapetami, projekcjami, wszystkim, co wymyślił i co jeszcze wymyśli człowiek. Wreszcie podłoga zielonego dywanu, który cały czas żyje, oddycha, jest 100% dywanem ekologicznym pozbawionym technologii. I do tego jeszcze woda, jej szum oraz dźwięk fal rozbijających się o nabrzeże. To wszystko sprawia, że pokój w którym przychodzi mi pisać kolejny tekst dla siebie i dla was, jest zwyczajnie genialny i nie ma ani takiej technologii, ani takich pieniędzy, które mogłyby go przenieść do Wiednia, albo w jakiekolwiek inne miejsce. Te będą tylko jego namiastką, imitacją i chyba poniekąd mniej lub bardziej udanym oszustwem. Tak więc pokój marzeń, oddalony od mojego domu dobrą godzinę jazdy samochodem, jest kolejnym prezentem i kolejnym małym cudem, po który sięgam w swoim życiu.
To miejsce skłania mój umysł do wzmożonego wysiłku. Chciałbym napisać coś wyjątkowego, ale jak to zrobić skoro wyjątkowość tego miejsca, jak również wielu jemu podobnych i wielu innych na ziemi, jest otwartym zaproszeniem dla każdego człowieka, który zechce do niego przybyć, w nim się zanurzyć i z niego czytać, czerpać, w nim być. To jest magia ziemi, którą człowiek dostał w posiadanie, lecz wiedziony zachłannością serca złamanego przez grzech w swej naiwności myśli, że jeśli kawałek zachowa dla siebie będzie bogatszy od innych. Nie chodzi wcale o bogactwo w sensie materialnym, ale w sensie duchowym i w sensie wartości samego siebie. Tymczasem prawda jest całkowicie przeciwna temu spojrzeniu. Im bardziej owymi miejscami się dzieli, im bardziej kawałkami ziemi syci, tym bardziej kocha, jest wolny i staje się człowiekiem. Myślę nawet, że to jest pewien paradoks, że czasami człowiekowi wydaje się, że może być panem, samoistnie panującym, a w zderzeniu z naturą, nie włączając w to jeszcze odniesienie do Boga, staje się całkowicie bezradny jak małe niemowlę, które, aby przeżyć potrzebuje dla siebie opiekunki lub opiekuna. Jeśli zatem siły natury chłostają człowieka bez litości i wobec nich ten wydaje się bezradny, to co powiedzieć o Bogu? Bogu, który kocha, stwarza, dzieli się i nieustanie się troszczy? Jakże wielki paradoks ludzkiego myślenia. Człowiek próbuje być bogiem ponad naturą, a ta z niego drwi, kpi, śmieje się, a wszystkie zranienia oddaje ze zwielokrotnioną siłą. Paradoks, w którym ten sam człowiek udający boga i pragnący bezgranicznie panować ma problem z przyjęciem Boga, który się dzieli, pochyla i który ubogaca. Jakże zrozumieć Boga, który posłał swojego Syna Jednorodzonego, Pana Winnicy ludzkich serc na świat nie po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony. Przyznam szczerze, że mam kłopot z rozumieniem takiego Boga, Czemu? Chcę mieć lepszy rower, może samochód, może mieszkanie i dom, może więcej i dalej podróżować i w tym wszystkim liczę się ja. A On może wszystko, cokolwiek zechce, stanie się. On oddala się wiedząc, że knują przeciwko Niemu. Nie wścieka się, nie rysuje planów zemsty, nie wykłóca się o racje i prawdę. Mógłby pstryknięciem, spojrzeniem, słowem poczynić ogromne spustoszenie, ale znając serce człowieka wie, że to nie ma sensu, bo ten jest wolny i choć w pierwszym momencie się zachwyci mocą i obwoła królem, to za chwilę wróci do swego standardowego wymądrzania się. Tacy jesteśmy i ON nas zna. I to jest właśnie cudowne i niesamowite. Zna nas, a jednak ciągle na nowo zaprasza i woła, mając nadzieję, że damy wiarę Słowu, które do nas posyła, kieruje, którym nas zaprasza.


Pokrewne tematy