Maciej Sz.

Źródło. Tomaszowe pytania – namiastka…

Podążanie drogą Tomasza, nie jest niczym nadzwyczajnym, ani wyjątkowym. To naturalna skłonność, która rodzi się w naszych sercach i ukierunkowuje nas na samodzielne poszukiwania prawdy i podążanie drogami, które uważamy za słuszne, bo są zrodzone w naszych sercach. Rodzi się wiele hipotez związanych z tym, dlaczego Tomasz nie był razem z pozostałymi Apostołami w Wieczerniku. W końcu kilka dni wcześniej pojmali Nauczyciela, ukrzyżowali Go, a z nim nadzieję, którą Apostołowie nieśli w swoich sercach. Znamy doskonale to uczucie, kiedy wydawało się, że historia, która się rozpoczęła, będzie opowiadaniem o naszych sukcesach, spełnionych oczekiwaniach, zrealizowanych nadziejach, a tymczasem zostaje brutalnie przerwana. Rodzi się pustka, uczucie oszukania, opuszczenia. Rodzą się pytania i wątpliwości, rodzi się depresja i samotność.
Czasami w tej sytuacji ktoś z naszych bliskich lub przyjaciół, niekiedy znajomych próbuje nam dodać otuchy w problemach i sprawach, które nas uwierają niczym kamień w bucie. Często naszą odpowiedź dotyczącą spojrzenia innych na wiry naszego życie, zamykamy w stwierdzeniu: łatwo Tobie powiedzieć, zakończonego głębokim westchnieniem. Nie dowierzamy radom i dobrym słowom, które mają stać się dla nas drogowskazem, lekarstwem, pomocą. Często szukamy sami rozwiązań. Próbujemy zrozumieć, odnaleźć sens, nadzieję, podjąć działania, które przełamią taki, a nie inny stan rzeczy. Zdarza się również, że ulegam masochistycznej wizji rozpamiętywania i rozmyślania nad tym, co się wydarzyło i zakończyło porażką. Te niezrozumiałe rozpamiętywanie i dołowanie siebie samego, rozdrapywanie ran nie pozwala na to, aby te się zabliźniały i goiły, ale są niejako nieustannie otwarte. Znam osobiści osoby, które żyją tutaj, lecz sercem i myślami są ciągle gdzieś indziej, a w ich oczach wypisany jest smutek i ból. To wszystko pokazuje, że postawa Tomasza jest nam znana. Oczywiście po ludzku patrząc na siebie, dużo trudniej uznać ją w sobie, a dużo łatwiej przypisać ją innym. Trudno również oderwać się od tych wszystkich przygniatających myśli i zdarzeń. Zdarza się, że pomoc jest kwitowana krótkim: co ty tam wiesz.
Patrząc na ten fragment, myślę, że jest to swojego rodzaju wskazówka, która pokazuje nam nie tylko, gdzie możemy spotkać Chrystusa, ale także w jaki sposób. To jest również drogowskaz zachęcający nas do budowanie głębokich relacji i więzi, które pozwolą nam ocenić w prawdzie obraz sytuacji naszego życia, jak również wskazać drzwi prowadzące do światła – rozwiązania tego, co nas wiąże, ściska i dusi, Odpowiedź zawarta w zdaniu: Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus, skłania nas i wzywa właśnie do dialogu i bycia razem. To w pewien sposób znamienne, że wirus, który atakuje nas wszystkich, swym przeslaniem skłania nas do zupełnie czego innego. Redukowania więzi rodzinnych, społecznych. Ukazuje wyobcowanie, jako jedną z dróg prowadzących do zwycięstwa. Oczywiście nie neguję owej metodologii działania, ale zostawiając naprawdę wszystko z boku, trudno jest się dziwić, że ludzie czują się coraz bardziej zagubieni i wyobcowani. Charakterystyczna wskazówka z dzisiejszych czytań dotyczący nas wszystkich. Kiedy jesteśmy razem, kiedy szukamy razem, kiedy się modlimy razem, wszędzie tam przychodzi Jezus. Jezus przychodzi również wówczas, gdy małżonkowie, a zarazem rodzice, będąc odpowiedzialnymi za swoje życie i życie swoich dzieci podejmując próbę rozwiązywania problemów razem.
Nie chcę zestawiać dodatkowo tych słów z innymi fragmentami Ewangelii, a jedynie pokazać, że podziały niszczą i dzielą. Nie służą ani budowaniu dobra, ani budowaniu wspólnoty. Wystarczy przypomnieć znamienne błaganie z Ogrójca: aby byli jedno. To wędrówka ku pełni człowieczeństwa. Chrystusa można spotkać wówczas, gdy podejmujemy trud budowania jedności. Nie chodzi mi wcale o dialog ekumeniczny pomiędzy różnymi religiami. To jeden z jego wymiarów. Ten dialog dokonuje się również w nas samych, wszak ciało dąży do czego innego niż duch, a duch do czego innego, aniżeli ciało. Trudno nie zauważyć, że owocem tej jedności jest obecność Chrystusa, w którym widzimy Zwycięzcę i Zmartwychwstałego Pana. To On pokonał grzech, śmierć, słabości. On zaprasza nas samych do podejmowania tej drogi zwycięstw napełniając nasze serca wszystkim, czego nam potrzeba. Idąc razem z nami.
W postawie Tomasz uderza mnie również jego prawdomówność. Nie boi się większości Apostołów. Słucha ich, a następnie podważa to, co usłyszał. Nie zastanawia się nad konsekwencjami. Jest całkowicie autentyczny w tym, co mówimy. To konkretne słowo, może być terapeutycznym uzdrowieniem. Jeśli oszukujemy siebie nawzajem stroniąc od prawdy, to trudno jest budować w takiej relacji coś dobrego. Często być może boimy się, że prawda pozbawi nas więzi. Oczywiście można ją podać tak, że stanie się trucizną, ale można ją wyrazić i tak, że stanie się wołaniem o wsparcie, pomoc od innych. Dzisiejszy tekst jest już długi, więc nie będę brnął dalej, ale zachęcam siebie i was do podejmowania tej refleksji. Może także znalezienia na to, aby pochylić się nad tym fragmentem. Słowo Boże ma to do siebie, że buduje i ożywia, choć w pierwszym momencie może wydawać się całkowicie niezrozumiałe, a nawet bolesne. Ostatecznie jednak to w Nim i z Niego i przez Nie rodzi się nasza historia. Na początku było Słowo…

Dobrej soboty.

Ps. Przepraszam za opóźnioną publikację. Mam nadzieję, że kolejna ukaże się jeszcze dzisiaj wieczorem. Pozdrawiam.


Pokrewne tematy