Maciej Sz.

Źródło. W poszukiwaniu.

Jedność jest i drogą i zadaniem, które stawia przed nami Objawienie Boże. To w niej ujawnia się piękno ludzkiego życia. Z niej wypływa pokój i w niej znajduje się odpowiedź na poszukiwania naszych serc. Czytania dzisiejszej niedzieli w sposób bardzo plastyczny i dosłowny ukazują problem, który w swej prostocie dotyka niemalże każdego. Jest nim pycha, która chce nas unieść w przestworza czyniąc z nas bohaterów życia. Znamiennym wydaje się to, że nieustannie jesteśmy odwodzeni od naszego powołania do wieczności. Kłamstwo, które czyni z teraźniejszości wieczność, sprawia że wielu ludzi również i ja sam staje do wyścigu, w którym medalami są doczesne dobra i swoje spełnienie. Potrzeba ogromnej odwagi i otwartości, aby umieć usłyszeć to, co pomoże nam zmienić nasze bytowanie. Kiedy sięgałem dzisiaj do niedzielnych czytań, to w pewien sposób naturalny wydawać by się mogło, że warto zwrócić uwagę na zdanie wyjęte z Księgi Ezechiela, które mówi o ludziach o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach. Naturalnym sądem można byłoby postawić pod ścianą wszystkich, którzy myślą inaczej, mówią inaczej, działają inaczej, aniżeli w sposób, który został zapisany w Piśmie Świętym. Obok nich postawić wszystkich, którzy negują obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii, sakramentach, Kościele. Negują samą wiarę. Można byłoby wypomnieć, że wiarą czynią sposoby zdrowego żywienia, doskonałego wyglądu, wspaniałej sylwetki i zawodowej kariery. Nie ma to jednak większego sensu, dlatego, że w każdym z nas, a może powinienem napisać we mnie pojawiają się te dążenia. Są one jak słodkie kawałki czekolady, dzięki którym powinniśmy poczuć się lepiej. Stać się poniekąd spełnieni. Można byłoby napisać o negowaniu prawa naturalnego i skłonnościach, które każą nam udoskonalać świat, systemy, politykę w nieskończoność. Tymczasem człowiek naznaczony jest słabością, o której wspomina święty Paweł. W tej słabości ukazuje się Boża moc i zwycięstwo.
Wracając do portretu człowieka o bezczelnej twarzy i zatwardziałym sercu, stawiam sobie pytanie o to, gdzie one w moim życiu się ujawniają. Przecież biorąc pod uwagę moje pisanie, a zarazem różne aktywności sportowe i rozwijane zainteresowania, mógłbym wszystko przypisać sobie, swojej inteligencji, uporowi, wytrwałości. Czasami się tak dzieje, aby za chwilę zobaczyć, że większość tych rzeczy jest zwyczajnie owocem współpracy z Bożą Łaską. Jedna z głównych Prawd Wiary głosi, że Łaska Boża jest do Zbawienia koniecznie potrzebna. Dokonuje się ono już tutaj na ziemi. Jest swego rodzaju procesem, który nieustannie postępuje i napełnia nasze serca radością. Oto Bóg pochyla się nade mną. Pochyla się nad moją słabością. Dotyka i przenika mnie całego. Wchodzi w moje życie, to znaczy, że mnie pragnie i chce. To znaczy, że mnie potrzebuje takiego jakim jestem. Gdyby chciał, abym był chodzącym ideałem, pozbawionym wolnej woli i nieustannie dokonywanych wyborów, to prawdopodobnie nie obdarowałby mnie bogactwem, które mimo wszystko odróżnia osobę, odróżnia człowieka od zwierzęcia. To jest niewiarygodny handycup, dzięki któremu możemy czuć się mocni, nieustannie wspierani Jego Łaską. Moja bezczelna twarz czasami objawia się żonie, kiedy nie reaguję i opóźniam podejście do stołu, choć ona już przy nim czeka. Objawia się wówczas, gdy ignoruję prośby lub patrząc na żebraka stawiam się ponad nim. Objawia się wówczas, gdy wydaje mi się, że to dzieci nie okazują mi odpowiedniego szacunku, a nie ja podejmuję trud, aby je zrozumieć. Moja bezczelna twarz ukazuje się wówczas, gdy w czasie niedzielnej Eucharystii wydaje mi się, że jestem leszy od tych, których tutaj nie ma, zapominając o nadawcy zaproszenia. Te przykłady w odniesieniu do siebie samego mógłbym mnożyć w nieskończoność, lecz nie o to chodzi. Myślę, że dużo ważniejsze jest to, aby dostrzec prawdę, która może przynieść wyzwolenie.
Czas wakacji jest całkowicie inny. Mimo wszystko ilość obowiązków się redukuje, a my mamy więcej czasu. Daleki jestem od tego, aby kogokolwiek z was zachęcać do poszukiwania swej bezczelnej facjaty w codzienności, jak również twardego serca, które nie uznaje skruchy, winy. Nie wzrusza się i nie płacze. Nie dziękuje i nie prosi. Nie przeprasza i nie uwielbia, ale nieustannie trwa w przekonaniu swojej wielkości. Wakacje to bardzo dobry czas, by odnajdywać ślady Jego obecności. Budować jedność w sobie samym, jak również z innymi. Znamy przecież doskonale to powiedzenie, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje.
W tym wszystkim przychodzi mi do głowy obraz wykopalisk. Są na świecie miejsca, w których człowiekowi wydaje się, że to on jest pierwszym osadnikiem na danym terytorium. Kiedy jednak pojawiają się archeolodzy i przekopują tony ziemi w poszukiwaniu skarbów, niekiedy okazuje się, że pierwsi osadnicy przybyli kilkaset lub niekiedy kilka tysięcy lat przed nami i to nie my jesteśmy pionierami na tej ziemi.
Trzeba nam niekiedy przekopywać tony ziemi, wyrzucać kilogramy gruzów, którymi przez lata zamurowaliśmy nasze serca czyniąc z nich twierdzę nie do zdobycia. Bóg jest delikatny w swym działaniu i czasami wydaje się nam, że zostaliśmy przez Niego opuszczeni. On natomiast puka, próbuje i jest zablokowany naszym myśleniem. Tak dalece, że nie może zdarzyć się cud spotkania. On wobec naszej wolności pozostaje bezradny. Dzisiejszą niedzielę poświęcę temu, aby zamyślić się nad jeszcze jednym zdaniem z dzisiejszej Ewangelii. Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. Będę próbował zrozumieć swoją bezczelną twarz i zatwardziałe serce, które nie pozawala mi się chlubić moimi słabościami, ale nieustannie każe być wielkim i doskonałym, poukładanym i wydmuchanym, a zarazem zamyka mnie na cud. Niekiedy staje się narzekaniem i niezadowoleniem, które promieniuje na innych. Nie będę się biczował myślami, chcę jedynie otworzyć się na cud, którym dzisiejszego dnia Chrystus, Prawdziwy Prorok, pragnie mnie obdarować.

Ps. Dobrej niedzieli. Nie zamykajmy się na cuda. One czynią życie cudem.


Pokrewne tematy