Maciej Sz.

Biegnij drogą wolności.

Bieganie wyzwala we mnie endorfiny. Wczoraj wieczorem nic nie zapowiadało dużej pętli. Kiedy wyszedłem z domu i na polikach poczułem chłodny wiatr niosący płatki śniegu, z którym tańczył tango pomyślałem sobie, że fajnie będzie pobiec kawałek dalej. Obecny czas sprawia, że ruch uliczny późnym wieczorem niemalże zamiera, a ulice pustoszeją. Taka sceneria sprawia, że chce się biec. Zostaję sam ze swoimi myślami, możliwościami i chęcią zrobienia czegoś dla siebie. Biegnąc staram się zebrać myśli. Przed moimi oczyma przesuwają się portrety napotykanych ludzi. Obrazy dni, które schowałem na półkę z napisem minęło. Problemy ukazują się w świetle Księżyca lub ulicznych latarni. Wydają się małymi punktami na mapie życia, które warto odhaczyć i zwyczajnie rozwiązywać. Kiedy biegnę wszystko wydaje się inne. Do głowy wpadają pomysły na kolejne dobre wiadomości. Mimo zmęczenia, które proporcjonalnie narasta z każdym krokiem czuję spełnienie i radość.

Dobrze jest kiedy mamy coś swojego. Swój czas. Swoje miejsce. Swoje zajęcie. Swoje hobby. Swoje ja w naszych rękach. Dobrze jest, kiedy próbujemy się zaprzyjaźnić z naszym sercem i stawić czoła także wszystkim zranieniom, które pomimo zabliźnienia od czasu do czasu dają o sobie znać. Ten czas bycia sam na sam z samym sobą sprawia, że w końcu możemy siebie nie tylko usłyszeć, ale nade wszystko wysłuchać.

Wszędzie tam, gdzie podejmujemy trud pokonywania swoich ograniczeń. Przezwyciężania słabości. Nazywania rzeczy po imieniu. Wyrabiania w sobie cierpliwości i uporu w dążeniu do mety. Wszędzie tam jesteśmy zwycięzcami, którzy w swoim biegu wolności mają wolność namacalnie złożoną w swoich dłoniach. Smak porażki bywa gorzki, ale smak zwycięstwa w jego świetle staje się miodem spływającym na nasze serce.

Wczoraj biegnąc drogą wspomnień, wracając do miejsc, które są związane z początkami mojej historii osiedlania się w Wiedniu, stawały mi przed oczyma kolejne świeczki na torcie mojego życia. Z wielką radością i uśmiechem zdmuchiwałem je po kolei nadając im konkretne imiona oraz twarze osób mi najbliższych. Również twarze wszystkich, których tutaj poznałem, spotkałem, a z którymi nić tkająca więzi z różnorodnych powodów się urwała. Biegłem i wspominałem czując ogromną wolność i radość. Dostrzegając bogactwo tego, co do tej pory przeżyłem, a zarazem czując to nadchodzące wielkie. Choć o tym pisałem i piszę nieustannie, może przekonując siebie samego, to mam świadomość tego, że jeśli dzisiaj nie uczynię, nie ucieszę się z tego dnia, który nadszedł i nie będę robił wszystkiego, co mogę, aby uczynić go pięknym, to piękne jutro też nie nadejdzie.

W sumie chciałem pisać o przebaczeniu. Nie wyszło. Może uczynię je mottem jednej z kolejnych #365 wiadomości. Nie każdy może biegać, jeździć na rowerze, ćwiczy na siłowni i wyzwalać endorfiny. Nie każdy może pisać, fotografować, gotować i szukać w ten sposób siebie. Każdy jednak ma swoje miejsce, gdzie może biec drogą wolności. Człowiek to nie tylko ciało, umysł, ale również duch. Duchowe selbst – o którym tak wiele pisał Karl Joung, czyni nas wyjątkowymi. Znajdź swoje selbst. Swoją przestrzeń. Swój czas dla siebie samego. Zaprzyjaźnij się ze swoim sercem. Biegnij drogą wolności.

PS. Jeśli czasami nie potrafimy uwierzyć w swoją wyjątkowość, to warto spojrzeć na płatki śniegu. Z nieba lecą ich tryliardy, a nie znajdziecie dwóch takich samych.


Pokrewne tematy