Maciej Sz.

Podróż do Edenu. Prezent.

Każdy nowy dzień to prezent. Każdy wieczór też jest prezentem. To prezenty, abyśmy mogli kontynuować naszą podróż i zarazem nabrać sił, a potem kolejnego ranka wyruszać dalej. Nigdy nie wiemy, co nam dzień przyniesie i czym nas zaskoczy.

Wczoraj wychodząc z kościoła na mej drodze stanął ciemnoskóry mężczyzna w wieku około 30 lat. Był czysty, zadbany. Nie wyglądał na osobę potrzebującą jakiejkolwiek pomocy. Jego białych zębów ze szparą na środku pozazdrościł mu już pewnie nie jeden człowiek, ja również. Przez ramię miał przewieszoną, niewielką torbę, która pomieściłaby zeszyt w formacie A4, a na bosych stopach sandały. Nim cokolwiek zdążył powiedzieć, ja powiedziałem. Grzecznie wyjaśniłem, że nie mam przy sobie pieniędzy, bo rzeczywiście nie miałem. On zdziwił się, wbił we mnie swój wzrok i czekał. Ja również byłem zdziwiony, ale swoją wypowiedzią. Te sekundy, choć były ułamkami w sensie lat, trwały wieki. Nagle zapytał mnie: kochasz Jezusa? Odpowiedziałem, że tak. On spojrzał i rzekł: ja ciebie też. Przychodź tutaj częściej. Po tych słowach ja ruszyłem do domu, przed siebie, a on odprowadził mnie jeszcze swym wzrokiem i zniknął za zakrętem.
To było naprawdę dziwne spotkanie. Próbuję doszukać się jakiegoś sensu, zrozumienia. Najdziwniejsze jednak jest to, co powiedziałem ja sam. Jakże mocno się kłóci z tym o czym dla was piszę. Nie mam pieniędzy? Czy tak zaczyna się dialog? Czy tego oczekujemy odpakowując podarunek, w którym skrywa się prezent? Czy każdy człowiek potrzebuje pieniędzy i to jedyna rzecz, której szuka?

Dzisiaj ruszamy dalej. Miasto Potrzeb Chlebowych pozostawiamy za naszymi plecami. Będziemy tutaj niekiedy wracać naszą myślą i refleksją. Nawet, gdybyśmy uczynili z niego cel naszej podróży i tak dobrze go nie poznamy. Same miasta, w których mieszkamy od dzieciństwa, potrafią nas nieustannie zaskakiwać, a wydaje się nam, że je znamy. Na szczęście to dobrze świadczy o naszej otwartości na poznawanie nowego, podróżowanie, swój osobisty rozwój. Chwila, w której mówimy, że coś znamy, wiemy, zamyka nas na to doświadczenie. Ono jest piękne i niebezpieczne. Porywające w swym zaproszeniu do wędrowania naszymi myślami i odkrywania, że wszystko płynie: panta rhei.

Kiedyś robiłem wielkie plany w odniesieniu do swojej podróży. Nie skupiałem się w nich nigdy na małych krokach, które trzeba wydreptać, aby dotrzeć do celu. Zawsze podobały mi się natomiast cele. Brzmiały dostojnie. Niekiedy na wyrost, ale za to dawały poczucie czegoś wielkiego. Sama myśl rozgrzewała myśl o własnej wartości i prężyła mięśnie umysłu o tkaniu swojej wielkości. Patrz jesteś wielki, jesteś wspaniały-szeptała. Tymczasem tego wielkiego nigdy nie będzie bez tysiąca, miliona, a może nawet miliardów małych kroków, które trzeba postawić, aby ów cel zobaczyć, osiągnąć i do niego dotrzeć. Być może nie nawet piękne, sprężyste kroki, ale ślady pozostawione przez nas na piasku i rozdmuchiwane przez wiatr codzienności, są najlepszym miodem na serce utrudzonego podróżnika? Doświadczeniem wzmagającym apetyt lub odbijającym się czkawką.

Prezent rozumiany jako dar w odniesieniu do każdego dnia, wieczoru sprawia, że zaczynamy się po prostu cieszyć tym podarunkiem. Nasz dzień zaczynamy od uśmiechu, bo oto prezent. Podobnie kończymy uśmiechem, bo oto prezent. Właściwie dla wędrowca każdy napotkany człowiek w drodze to prezent. Każda otrzymana miska strawy, łyk wody, dobre słowo, uśmiech, czułe dotknięcie i spojrzenia przepełnione zrozumieniem to prezent. Krople deszczu i promienie Słońca są prezentem, są darem. Ta perspektywa potrafi spłatać figla naszej utrudzonej osobie i otwiera bramy do radosnej wędrówki przez życie. W pewnym momencie dociera do nas, że wcale nie musiałem dzisiaj iść do pracy, a mogę iść. Nie musiałem stawać w kuchni między garami, aby ugotować obiad, a mogę ugotować. Nie musiałem, nie muszę, a mogę. Wcale, nie chodzi o myślenie w stylu fatalistycznym, utopijnym, negatywnym, bo takiemu przecież poddajemy się chętnie patrząc na nagłówki portali i gazet, wysłuchiwanych wiadomości. Wręcz przeciwnie. Chodzi o to, aby spuścić zaciągnięty hamulec ręczny i widzieć w czasie podróży szerzej, dalej, twórczo i pogodnie.

Prezent brzmi dobrze. Wygrywa piękną nutę. Dar również. Każdego dnia jesteśmy nimi zasypywani, tylko jakoś nam trudno w to uwierzyć, że tak może być, a wcale nie musi.

Ps. Ciekawe, co wy byście pomyśleli na moim miejscu spotykając takiego człowieka? Ja, po napisaniu wiadomości przestałem myśleć, ucieszyłem się prezentem. Do jutra. A jutro o autostradzie, szybkiej drodze do celu? Niekoniecznie.


Pokrewne tematy