Maciej Sz.

Podróż do Edenu. Twarze wiatru.

Dzisiaj popołudniu wsiadłem na swego rowerowego rumaka i popedałowałem przed siebie. Pierwsza część trasy była czystą przyjemnością, samą w sobie. Niesiony podmuchem wiatru, który moja sylwetka przyjmowała niczym żagiel, mknąłem przed siebie tnąc fale kolejnych kilometrów. Druga była zupełnie inna. Ten sam żagiel, postawiony pod jego prąd dawał poznać ciężar łódki i wynikające z niego ograniczenia. Stawał się moim przeciwnikiem. Miałem jednak cel, który pozwalał mi zacisnąć zęby i pomimo niedogodności pedałować dalej. Po wtóre skoro już tak daleko od domu odjechałem, to trzeba też w jakiś sposób do tego domu powrócić.

Podróżując do Edenu spotykamy wiatr, który przybiera różne twarze i gra różne role. Raz pomaga ciąć fale naszego życia, a raz wręcz zachęca do tego, abyśmy zawinęli do macierzystego portu i tam już zostali. Świadomość jego siły bywa niekiedy zaskakująca. Potrafi namieszać, wzburzyć fale codzienności, albo niekiedy też całkowicie zniknąć i pozbawić nas swojej obecności. Najtrudniejszy jednak jest wtedy, gdy wieje z boku i udaje, że ani nie przeszkadza, ani nie pomaga. Swoimi podmuchami przekonuje nas o swej neutralności: ani nas w drodze nie wstrzymuje, ani nam nie pomaga pokonać jej szybciej. Chwilami natomiast próbuje zachwiać naszą równowagą, a zarazem drogą i wkraczając z boku zakończyć naszą przygodę pokonywania mil lądowych lub morskich w naszej podróży do Edenu.

Gdybyśmy chcieli odnieść się w naszej podróży do jego twarzy, znaleźlibyśmy ludzi, którzy w naszej wędrówce będą nam pomagali. Staną się być może nawet naszymi przewodnikami. Żywymi drogowskazami i mentorami na drodze do Edenu. Pojawi się również grupa, która wręcz od tej wędrówki będzie nas odwodziła ukazując wszystkie trudy. Pozbawiając nas ochoty na podjęcie trudu wędrowania i osiągnięcia celu. Być może w tej twarzy ukazuje się prawdziwe oblicze przyjaciół. Zależy im na tym, abyśmy osiągnęli swój cel i właśnie dlatego uświadamiają nas o różnorakich przeciwnościach. Zachęcają do tego, abyśmy ów trud podjęli z całą świadomością. Widzieli w nim nie tylko słodki obraz żeglowania z wiatrem, ale zdecydowali się na żeglowanie, pomimo konieczności pokonywania jego siły, podmuchów. Stali się niczym łososie, które płyną w górę rzek, aby tam przedłużyć historię swojego gatunku, dając szansę nowym potomkom.

Istnieje jednak jeszcze ta trzecia twarz. Z pozoru nieszkodliwa i nam przychylna. Twarz wszystkich tych, którzy ani nie pomogą, ani też rzekomo nie zniechęcą. Twarz wiatru, który swoimi podmuchami przypomina ruch węża. Niczego nie nazywa wprost. Mieni się przyjacielem. W swych bocznych podmuchach rodzi szereg małych wątpliwości. Kręci igłą kompasu ukazującego kierunek naszej podróży. Zaburza jego prowidłowe funkcjonowanie. Charakterystyczna twarz wprowadzania w błąd, Znamy to? Znamy.

Ten obraz jest niesłychanie niebezpieczny. Przypomina jeszcze inny. Obraz człowieka bez twarzy. Nijakiego. Nie jest ani gorący, ani zimny. Jest letni. Nie zaszkodzi, nie pomoże. Nie ma swego zdania, wyrazistego koloru, jest szary. Nie posiada swojej charakterystycznej twarzy. Ten pełzający ruch raz w lewo, raz w prawo ma również swój cel. Celem jest przerwanie wędrówki do Edenu, ale w sposób podejmowania działań pod przykrywką. Nigdy bezpośrednio. Dobrze oddaje to obraz dziecka, które coś zbroiło. Kluczy, wyjaśnia, ale samo przyznanie się do błędu wydaje się niemalże niemożliwe. Ja chciałem tylko…

Pisząc każdą wiadomość czuję niekiedy jego wyrzut w postaci pytań, chęci śledzenia słupków oglądalności, a nawet i dzisiejszego zmęczenia po rowerze. Po co to robisz? Pojawia się zasadnicze pytanie. Nie szukam jednak odpowiedzi. Kontynuuje swoją podróż.

Pomimo różnorakich kierunków wiatru wędrówka do Edenu jest fascynująca. Zawsze spotkamy na niej tych, którzy nas przytulą, nakarmią, pocieszą, poprowadzą i nawet kawałek dotrzymają nam kroku nie oczekując niczego w zamian, ciesząc się naszym wędrowaniem. Oni tez idą do Edenu, lecz każda droga jest inna.

Ps. Trudność jest wpisana w wędrowanie. Do jutra.


Pokrewne tematy