Zuzanna Bryniarska

Pośmiejmy się z nazizmu – „Jojo Rabbit”

Jak nakręcić film o brutalnej rzeczywistości II wojny światowej, który w założeniu ma wywoływać uśmiech, łzy wzruszenia i szczerą radość? Nie da się ukryć, że sam zamysł może przypominać niszową produkcję z groteskową fabułą, monotynnymi dialogami i sztampową akcją. Jednak nie w tym przypadku.

„Jojo Rabbit” to historia chłopca, który staje przed największym i zarazem najważniejszym zadaniem w swoim życiu – odbycie szkolenia w obozie Hitlerjugend. Młody nazista traktuje ten etap jak powołanie do walki o honor i życie swojego mentora, Adolfa Hitlera. Wszystko inne nie ma dla niego najmniejszego znaczenia. Pragnie jedynie zostać najlepszym żołnierzem dyktatora, by ten mógł być z niego dumny. Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem. Młody Jojo ulega wypadkowi i musi przerwać szkolenie, którego przebieg nie pokrywa się z jego oczekiwaniami i marzeniami. Zaczyna odkrywać niebywałe fakty na temat Żydów, swojej historii i nazistowskiej rzeczywistości.

Taika Waititi to wirtuoz kinematografii, który tworząc scenariusz i reżyserując poszczególną scenę, ulepił górę niepowtarzalnych emocji i namacalnych, bardzo charakterystycznych postaci. On sam zagrał Hitlera, który będąc „wytworem wyobraźni” małego Jojo, daje popis komediowego kunsztu aktorskiego. W filmie mistrzowsko została ukazana absurdalność nazistowskich zasad, bezsensowność systemu i bałagan związany z procedurami. Najważniejszą kwestią, o której nie można zapomnieć mówiąc o tej produkcji, to inteligentny humor. Rozbrzmiewa on niemal w każdej scenie, będąc tym samym doskonałym stabilizatorem dla ponurego wydźwięku okresu, w którym dzieje się owa historia.

Reżyser pokazał również, że tamte czasy, wbrew pozorom, były niewiarygodnie kolorowe. Ubrania, budynki i wszelakie akcenty, to wybuch nasyconych kolorów, które świetnie pasują do humorystycznego klimatu produkcji. Podobnie jest z muzyką, która buduje specyfikę tego filmu i angażuje widza emocjonalnie w opowiadaną historię.

Mówiąc o tym filmie, nie sposób nie wspomnieć o Scarlett Johanson, która grając matkę młodego Jojo, wprawia widza w osłupienie. Jest ona nieporównywalnym przykładem na to, jak wiele emocji i zamiarów aktor jest w stanie przekazać odbiorcy samą mimiką, czy też ruchem ciała. Również Sam Rockwell, znany z produkcji takich jak „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, czy też „Zielona Mila”, dał bezbłędny występ szalonego nazisty, który okazuje się być kimś zupełnie innym, niż widz mógłby przypuszczać na pierwszy rzut oka.

Komplementując aktorów, musiałabym wymienić każdego, kto brał udział w tym filmie, ponieważ dosłownie każdy, kto miał okazję wcielić się w jakąś postać z tego obrazu, dołożył coś od siebie do tej  fenomenalnej historii. Zarówno postać Jojo (Roman Griffin Davis), czy też młodej Żydówki (Thomasin Mckenzie), jak i zabawnej zwolenniczki nacjonalizmu (Rebel Wilson) to finezyjnie skrojeni bohaterowie, którzy dopełniając opowiadaną historię, uwydatniają tym samym swoją profesjonalną grę aktorską.

„Jojo Rabbit” to przykład na to, że da się inaczej. To przedstawienie okresu wypełnionego bólem i śmiercią, w sposób niezwykle oryginalny i poruszający. Oscar za najlepszy scenariusz adaptowany, a także 5 nominacji, świadczą o genialnym pomyśle i równie genialnym sposobie wykonania. Solidna dawka inteligentnego humoru powiązana z tematami, zwykle poruszanymi ze smutkiem i żalem, to propozycja nie dla każdego. Mimo tego, z pewnością warto zobaczyć tę mieszankę, bo jak głosi cytat z utworu z tej produkcji: „Everybody’s gotta live, and everybody’s gonna die. Everybody’s gotta live, I think you know the reason why”.


Pokrewne tematy