Zuzanna Bryniarska

Inny poziom przeżywania, czyli „Whiplash”

Nosząc się z zamiarem obejrzenia filmu Damiena Chazelle’a trzeba być przygotowanym na wszystko. Na wulkan emocjonalnych przeżyć lub na wachlarz liryzmu i solidną dawkę napięcia. Wszystko zależy tak naprawdę od odbiorcy. Oglądając “Whiplash”, nie mają znaczenia gust filmowy i subiektywne upodobania. Tu się po prostu dzieje.

Opowieść o młodym człowieku, którego największym marzeniem jest dojście do perfekcji w grze na perkusji. Sprawa wydaje się być jasno przemyślana, a ścieżki, którymi należy podążać do celu, prosto nakreślone. Jak to u Damiena Chazelle’a bywa, nie wszystko sprowadza się do prostych i wygodnych dróg. Tą “niewygodną drogą” staje się wymagający i do bólu krytyczny nauczyciel, trener, wirtuoz wszystkiego, z czego można wydobyć dźwięk. Uchwycenie emocji, które towarzyszą głównym bohaterom, przy tej wykańczającej umysł, jak i ciało walce, jest zasługą nie tylko doskonale skrojonego scenariusza, ale przede wszystkim mistrzowskiej gry aktorów.

Miles Teller jako młody chłopak, dręczony własnymi postanowieniami, to przelewający na odbiorcę górę rozmaitych emocji geniusz. Jak wielki talent trzeba posiadać, by bez gestów, mimiki i słów wyrzucić z siebie wszystkie wewnętrzne przeżycia? J. K. Simmons, który wciela się w rolę nauczyciela, to pozbawiony duszy i wszelkich obiekcji mistrz nieograniczonych emocji i napięcia. W jego przypadku, gra całe ciało, wliczając w to ostatnią żyłkę na szyi, która drga przy najmniejszym gniewie. Jak na rok 2014, film ten (pod względem montażu i zabiegów artystycznych) wydaje się być ponadczasowy.

Kolorystyka utrzymana w ciepłych odcieniach pomarańczy i złota, która zmienia się w zależności od stanu emocjonalnego bohatera, to subtelna gra na uczuciach widza. Odnosi się ona do scenerii (którą najczęściej jest miasto lub szkoła muzyczna), a także do muzyki. W tym przypadku można użyć tylko jednego słowa – ciarki. Jaka by to nie była muzyka, grana przez bohatera, cały zespół muzyczny czy podłożona w tle w trakcie montażu, po prostu automatycznie zsyła całą lawinę ciarek. To chyba właśnie w taki sposób, można zdefiniować czy muzyka w filmie potrafi ponieść widza i wpłynąć na jego własne ciało. A przy poznawaniu właśnie tej historii, wszystko co zawiera się w tym niezaprzeczalnym dziele, wpływa na nas bezgranicznie i nieodwracalnie.

Mówiąc o tym filmie, nie jestem w stanie wymienić jednej rzeczy, jednego degradującego składnika, który nie pasuje do całości. Kompozycja tego artystycznego przesłania, zarówno aktorzy, scenariusz, reżyseria, muzyka i montaż, zabiera nas w niepowtarzalną podróż. Podróż pełną wzlotów i upadków, nienawiści i sympatii, łez i śmiechu. Podróż do miejsca, do którego chce się wracać niejednokrotnie.


Pokrewne tematy