Maciej Sz.

Gołębie. Niemi świadkowie pokoju.

Kilkukrotnie w ciągu dnia zdarza mi się wyjrzeć z naszego okna na wzgórze Kahlenberg. Ubrane w płaszcz wiedeńskich lasów skrywa w sobie wielką tajemnicę wieków – minionego czasu, niezmiennie tkwiąc na straży rogatek Wiednia. Przy okazji podziwiam gołębie siedzące na gzymsach dachu naszej kamienicy. Parokrotnie w ciągu dnia oblatują ją w około, a potem mocno napinają swoje ciała i kryją głowy i dzioby przed zimnym wiatrem lub wygrzewają się radośnie w promieniach Słońca. Nie wszyscy je lubią, ze względu na odchody, które po sobie zostawiają, a także wędrówki po dachowych oknach. Niektórzy z mieszkańców na straży swego spokoju ustawili repliki Sokołów, Jastrzębi lub hałasujące wiatraki. Wszystko po to, aby te ptaki nie chroniły się w pobliżu ich domostw. One jednak stąd od dziesięciu lat nie uciekły, ciągle tu fruwają, przesiadują. Nieustannie znajdując swoje miejsce. Prowadzą z pewnością również różnobarwne rozmowy, pośród których nie brakuje gruchania i zalotów. Niekiedy zdarzy mi się popatrzeć prosto w oczy któremuś z ich przedstawicieli. Spoziera na mnie nieśmiało, z lękiem. Nadyma swą grdykę i czeka. Ostatecznie ja się chowam w zaciszu, któregoś z pokojów, a on czeka na kolejny oblot. Nikt ich nie dokarmia. Większość ich nie znosi, nie lubi, a one ciągle są.

Przez te wszystkie lata nie zdarzyło mi się znaleźć w naszym obejściu martwego ptaka, który zakończył swoje ziemskie loty z przyczyn zdrowotnych lub starości. Kiedyś ku mojemu zdziwieniu, zaraz przed drzwiami wejściowymi prowadzącymi do naszej klatki spotkałem pustułkę, sokoła o białym ubarwieniu, który zupełnie nie zważając na moją obecność celebrował swoją ucztę nad upolowanym gołębiem. Delektował się każdym kawałkiem szlachetnego mięsa wyrywając je z siłą drapieżnika. Na pobliskiej ulicy zdarzyło mi się znaleźć gołębia rozjechanego przez samochód z dwa, może trzy razy, a także raz zaatakowanego chyba przez psa. Poza tymi wyjątkami, nigdy nie znalazłem martwego ptaka.

Dopiero dzisiaj pisząc ten tekst uświadomiłem sobie ową tajemnicę cmentarzyska ptaków. Może odlatują do miejsca swego przeznaczenia, a może ja źle patrzę lub za rzadko bywam na zewnątrz? Tak czy inaczej nieustannie pojawiają się nowe osobniki. Ich żywot skrywa tajemnicę, której sam pojąć nie mogę. 

Człowiek, największy drapieżnik Ziemi walczy z nimi na różne sposoby, a one ciągle są i ciągle będą. Wolne i pięknie wyglądające w swym locie. Zawsze trzymające się razem. Ich krewni, którzy pracują na poczcie są podziwiani za szybkość, zwinność i dokładność w swych lotach. Bywa, że dostarczają nasze listy i pisane wiadomości. 

Być może te proste gołębie w swej egzystencji i niezłomnym trwaniu są żywym słowem. Powiedz: o co się martwisz? Popatrz na te ptaki. Jest im chyba trudniej walczyć o życie niż tobie, a one ciągle są. Nie zamartwiaj się. Nie będzie jakoś! Będzie dobrze! Tajemnica gołębi, której zrozumieć nie umiem mówi znacznie więcej, aniżeli problemy, trudności, zmartwienia, które noszę w swojej głowie.

Ps. Końcowy rym nie był zamierzony. Mam jednak nadzieję, że ta wiadomość, dobra skąd inąd, wzbudzi uśmiech na ustach, pokój w sercu i spokój w głowie.


Related articles