Maciej Sz.

Kot z puszką. Kto ci to zrobił?

Jako młody nastolatek miewałem szalone pomysły. Chodziliśmy z kolegami po bydgoskich dachach śródmieścia. Nie było telefonów komórkowych, sieci internetowej, cyfrowych zdjęć, filmów. Telewizja była biało-czarna, a najlepsza dawka muzyki dochodziła na falach radiowych. Od czasu do czasu ktoś zdobywał ciekawego, zagranicznego winyla. Cieszyliśmy się zimą relaksami (kozaki firmy Relax), a latem noszonym chińskimi trampkami. Korki były dla wybranych, a rowery bardzo drogie. Wszystko właściwie było inne. Nie mówię, że lepsze, doskonalsze.

Po prostu inne. Pośród wielu pomysłów tych mniej i bardzij szalonych był również pomysł na kota. Chcieliśmy jednego złapać i sprawdzić, czy rzeczywiście jest prawdą to, co mówią, że kot z przywiązaną do ogona puszką będzie biegła tak długo, aż w końcu padnie. Na szczęście kota nie znaleźliśmy, a puszki się zbierało i ustawiało na pułkach, budując wielopoziomowe wystawy. Tak było, a jak jest dzisiaj.

Dzisiaj jest niemal wszystko, czego człowiek zapragnie. Każdy znajdzie swoje szczęście na swoja kieszeń. Od wyboru do koloru. Od papieru toaletowego kilkunastu producentów po telewizję schowaną w dłoni i wetkniętymi głośnikami w uszy. Każdy może mieć swój świat. Wyjątkowy. Doskonały. Idealny. Jesteśmy malarzami codzienności. Malujemy swoje wyobrażenia w myślach, a potem ich szukamy i podążamy za nimi. Bawimy się klockami Lego budując równoległą rzeczywistość i ustawiając wszystko tak, jak my tego pragniemy. Każdy z nas. Również i ja sam. Wreszcie, kiedy nie ma już ani Lego, ani pędzla, to uciekamy  w wirtualny świat gier komputerowych, informacji i budujemy, malujemy, tworzymy cierpliwie dalej. Tak bardzo pozwalamy pochłonąć się naszej dobrej i doskonałej twórczości, że powoli oddalmy się od innych i ostatecznie zatracamy samych siebie.

Sterty porównań, niespełnionych materialnych marzeń od kariery do Ferrari, od wynajmowanego po własnościowe, od domku po pałac. Jesteśmy jak ten kot z uwiązaną do ogona puszką, który gna, biegnie na oślep przed siebie, bezrefleksyjnie poddając się wyborom chwil, ślepemu szczęściu, porównaniom. Biegnie tak długo, aż padnie. Najsmutniejsze jest jednak w tym wszystkim to, że często i gęsto to nie inni przywiązali nam puszkę do kity, ale zrobiliśmy sobie sami kuku”. Namalowaliśmy świat i w nim tkwimy.

Mechanizm jest bardzo prosty. Buduję wartość samego siebie nie przez pryzmat tego kim jestem, ale przez pryzmat tego czego nie mam. Nie buduję przez pryzmat tego, co mi w życiu już się udało, już wyszło, ale pryzmat tego, czego mi brakuje. Za czym pędzę, albo przed czym uciekam. A najczęściej okazuje się, że ową puszką jestem ja sam. Nie moja żona, mój mąż, syn, córka, ojciec, matka, historia dzieciństwa, wredny ksiądz, beznadziejna sąsiadka, najgorsza praca w mieście i przynależność etniczna…(każdy może sobie nazwać swój świat, zgodnie ze stanem faktycznym), ale ja sam i mój idealny świat, który często jest jak pustynia. Gdzie nie spojrzę piasek (czytaj złoto), co kawałek kaktusy (czytaj zielone oazy), cholerna susza (czytaj wielka studnia) i na końcu strach przed Beduinami (czytaj ludźmi żyjącymi).  Myślę poradzę sobie.

Tu zmienię to, tam domaluję to, tu zmienię kolor i będzie lepiej. Często na zasadzie magii i cudownych lekarstw, których nie ma. Zmiana to proces. Nawet idąc do fryzjera, najpierw trzeba odczekać swoje w kolejce, chyba że termin był umówiony, a potem poddać się dłoniom naszego mistrza od włosów. Poczuć się lepiej. Wyjść odmienionym. W tym przypadku, aby tak się stało trzeba znaleźć czas, pieniądze, fryzjera. Podjąć konkretne kroki i po prostu za nimi podążyć. Nie ma tu magii. Jest za to praca.

Są chwile, kiedy szukamy owej magii. Czytając horoskop już widzę na horyzoncie Piotrusia Pana, który wykosi wszystkie haki mego życia. Mija tydzień. Pojawia się nowy i znowu iluzja życia i  bawimy się dalej.

Pewien mechanik opowiadał mi o chłopie, który przyjechał na przegląd samochodu. Mówi mu: słuchaj nie dam ci dzisiaj pozytywnego przeglądu Musisz naprawić to i to. Chodzi o bezpieczeństwo twoje, twojej rodziny i innych użytkowników dróg. Ten mu odpowiada. Jak to? Słuchaj masz tu 2 stówki i wbij pieczątkę. Targował się dalej. Doszedł do 1000. Mechanik był nieugięty. W końcu mówi mu wkurzony: słuchaj! Naprawa będzie kosztowała 8 stówek, a Ty dajesz mi tysiaka. Pomyśl o sobie i o innych. Ten się odzywa w końcu, jakby skruszony. Wiem, wiem, ale chodzi o spokój i o zasady.

No właśnie myślę, że dzisiaj to dobry moment, aby postawić sobie pytania. O puszki przywiązane do dupy. O swoje zasady i swoje światy. Dopóki nie ruszymy tego problemu na przeglądzie swoim i będzie biegać za świętym spokojem do póty nic się nie zmieni. A nie! Przepraszam. Zmieni się. Frustracja osiągnie maksimum. Rozbijemy głową szybę, a może w locie Feniksa złamiemy nogi, albo…

Cóż? Warto rozmawiać ze sobą samym i z innymi, ci inni są ważni. Bardzo ważni, wszak kot sam sobie od ogona puszki nie odwiąże, ale inni już mogą. Powodzenia.

Mail do kontaktu: office@wenedi.eu


Pokrewne tematy