Maciej Sz.

Ja może powstać i (…).

To, co aktualnie przeżywamy, to nie film fantastyczny, to nie thriller katastroficzny, to nasza szara pandemiczna codzienność roku 2020. Pytania dotyczące jej przyczyn, źródeł, jak również i pytania do czego prowadzi, czemu służy zadaje sobie bardzo wielu z nas. Również bardzo wielu zadaje sobie pytanie kiedy się w końcu ona skończy? Kiedy zaczniemy normalnie funkcjonować i żyć? Myślę, że nie będę odosobniony w stwierdzeniu, że po jej ustaniu świat nie będzie już taki jak wcześniej. To stwierdzenie nie niesie w sobie nic odkrywczego, gdyż patrząc na każdy dzień naszego życia, każdy z nas może powiedzieć, że wszystko płynie i nic nie trwa. Ostatnio, kiedy tworzyłem za pomocą mediów transmisję na żywo, aby czymś się podzielić, pograć pośpiewać, tworząc ją na bieżąco nie czułem ani zdenerwowania, ani stresu. Nie bałem się nikogo i niczego. Jednak dwie rzeczy rzuciły mi się w oczy, a może padły w umysł czy też serce. Pierwsza, to ogromna walka, którą w sobie prowadzę za każdym razem, aby siebie posłuchać po zakończone transmisji. Słuchając widzę swoje błędy, niedociągnięcia. Przestaje mi się to podobać i w końcu mam wrażenie, że odstawiłem kawałek dziadostwa. Drugie to jednak niezmierny brak kontaktu z Wami, którzy śpiewacie, słuchacie, śmiejecie się i wznosicie toasty razem ze mną. Każdy taki recital, a odbyły się do tej pory dwa był wyjątkowy i niepowtarzalny. Miał swój urok i klimat. Można go zagrać przed kamerą! Można go transmitować w sieci. Można śpiewać. Jednak to jest zaledwie namiastka tego, co człowiek przeżywa i czego dotyka spotykając się z drugim człowiekiem.

Kiedy dzisiaj przeżywam Wielki Czwartek z daleka od swojego domu, z daleka od rodziny, to na nowo uczę się zasady, że brak czegoś nie tylko pozwala docenić tą czy inną rzeczywistość, ale pozwala również spojrzeć na wiele spraw w zupełnie nowej, innej perspektywie. Kiedy dzisiaj rano sprzątałem klatki schodowe zamyślony w swym świecie, zastanawiałem się nad swoją postawą, powiem Wam, że człowiek pozbawiony drugiego człowieka, człowiek, który próbuje czytać obraz samego siebie i swojego serca zaledwie oczyma lustrzanego odbicia nie tylko nie zobaczy siebie w obiektywnym świetle, ale może siebie skrzywdzić. Skrzywdzić aż nadto górnolotnym spojrzeniem huraoptymizmu albo aż nadto dołującą krytyką. To dzisiejsze święto Eucharystycznego spotkania, to wielki dar dla Wszystkich, ale przede wszystkim dla mnie. To zaproszenie, które prowadzi do spotkania z Miłością i do dzielenia się Miłością. Wiecie to jest naprawdę niezrozumiałe, że często, kiedy wydaje nam się, że dzisiaj super się na przykład pomodliliśmy, że dzisiaj super przeżyliśmy Eucharystię, że właśnie w tych wszystkich momentach, gdy nasza relacja do Boga wydaje się taka ach i och, zawsze dzieje się coś niespodziewanie złego. Pojawia się jakaś ostra wymiana zdań, może kłótnia, jakiś negatywny ładunek przemyśleń, który najczęściej uderza zawsze w naszych bliskich. W dzieci, męża, żonę, przyjaciół, przyjaciółki i wszystkich nam szczególnie bliskich. Dziwne jest również i to, że przez telefon, jak również listownie, mailowo, posługując się jakimkolwiek komunikatorem sieciowym potrafimy powiedzieć rzeczy, których nigdy nie powiedzielibyśmy stając przed kimś twarzą w twarz. Chodzi mi o to, że przedziwne jest to, że zawsze gdy nam się wydaje, to zazwyczaj źle się nam wydaje, albo rzeczywiście się nam tylko wydaje. Może to jest tak, że na tej życiowej pustyni. Pustyni kwarantanny czynimy sobie fałszywych bożków, stawiając swoje zdanie, swoje postrzeganie, swoje myślenie, ponad to, co zostało nam dane i co zostało nam objawione.

Kiedy patrzę oczyma ojca i męża na dzisiejszą scenę wieczernika, kiedy Jezus Chrystus umywa uczniom nogi, to powiem Wam, że jest mi wstyd. Wstyd, za to że właśnie dzisiaj, rankiem po pracy, gdzieś podniosłem na dzieci głos wypominając im czego nie robią. Jest mi wstyd, że tak często w swoim życiu myślę os obie samym, o tym, żeby to mi było dobrze, a nie dzieciom, żonie, braciom siostrze, także teściom, szwagrowi i wielu, wielu innym. Ja wiem, że trzeba się rozwijać, że trzeba iść do przodu i jako ten, który studiował teologię chciałbym iść i idę, ale czasami jakoś tak po swojemu. Co chcecie, aby ludzie wam czynili i wy im czyńcie.  Skoro, ja Pan i Nauczyciel umyłem Wam nogi, to i wy powinniście nawzajem umywać sobie nogi. Patrzę i widzę w tym doskonałą receptę na wszystkie bolączki dzisiejszego świata. Na głód w Afryce, bezdomność, niesprawiedliwości społeczne, kłótnie małżeńskie, właściwie wszystko, co jest problemem globalnej i osobistej wioski tego świata.

 

Wiecie zdarzyło mi się w kilku, może nastu wypadkach rozmawiać o losach czyjegoś małżeństwa. Wiecie, jaki zawsze popełniam błąd ten sam. A ja się spodziewałem, że swoją mądrością, swoim słowem tobie, wam pomogę. Nie moim słowem, nie moją mocą, ale jedynie mocą Ducha Świętego. Przepraszam. Sam do końca nie potrafię służyć i sam nieustannie się tego uczę. Może czasami chciałbym postawić siebie za przykład, ale co to za przykład, który się chwieję. Jezus jest przykładem najlepszym. W sensie egoistycznym, co chcesz, aby ci żona, dzieci, sąsiedzi, ludzie czynili i tym im czyń, a w sensie heroicznym i ludzkim, po prostu służ, po prostu bądź, po prostu idź, patrząc na obraz Chrystusa, po prostu żyj. Kto chce zachować swoje życie na tym świecie straci je. Kto jednak straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa na życie wieczne.

To naprawdę przedziwne zestawienie. Eucharystia jest wielkim darem Bożej obecności. Jest wielką mocą jego Miłości, ale jeśli nie sięga w głąb domowego ogniska, nie siada przy stole, nie sprząta łazienki, nie robi zakupów, nie pomaga dzieciom, nie stara się zrozumieć, chyba pozostaje tylko pewnym Sakramentalnym Znakiem, pustym i bezowocnym. Skąd brać siłę i skąd brać moc. Fajnie kiedyś powiedział ks. Pawlukiewicz, że Chrystus jest jedyną Miłością, która mówi zjedz mnie i jedz mnie, abyś mógł być bardziej w służbie, a służba jest miłością, bo miłość jest wolnością, bo wolność jest prawdziwym człowieczeństwem. Jest czymś wyjątkowym. Wiecie to dziwne, ale pozbawić człowieka relacji do Boga, to tak jakby pozbawić go człowieczeństwa, Obrazu swojego Stwórcy do którego jest podobny, w którym może odnajdywać odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania i drogowskazy w najbardziej nurtujących go zakrętach życiowych.

Trzeba być odważnym, aby podążać drogą Jezusa z Nazaretu. Trzeba być pokornym, aby usłyszeć jak Boża Matka wezwanie do otworzenia się na Boże Słowo. Trzeba być jak święty Józef cichym i szczerym zarazem w wyrażaniu swoich wątpliwości, ale nade wszystko trzeba być sobą. Widzieć siebie w perspektywie Bożego Objawienia, a zarazem oczach drugiego człowieka.

Wczoraj słuchając konferencji ks. Krzysztofa Grzywocza na temat wartości, konferencji sprzed dwunastu lat moją uwagę, tak, jak również jego wcześniej przybiło jedno zdanie. JA może powstać i istnieć tylko w miłującym je TY. To zdanie ks. Hansa Unsa Baltazara. Nie będę go zgłębiał, ale tak sobie pomyślałem, że bez względu, gdzie będziecie, jak będziecie przeżywać Wielki Czwartek Anno Domini 2020, to dla mnie podsumowuje te Wielko Czwartkowe Wydarzenia. Podaję je Wam dalej raz jeszcze. Ja może powstać i istnieć, tylko w miłującym TY.

 

A tutaj utwór „Moje ja” w wersji audio…

 

 

 


Pokrewne tematy