Mimi

Trzy odsłony, czyli o wrażliwości.

Siedziałam sobie w parku rozkoszując się grą świateł zachodzącego słońca, cieniami przesuwających się drzew, kolorytem przychodzącej z wolna jesieni. Park pustoszał coraz to bardziej, gwar dziecięcych śmiechów i wrzasków również się oddalał i cichł.
Zapadł zmrok, z kontemplacji wyrwał mnie jednak zgrzyt przesuwanej ławki. Kontem oka zobaczyłam dziwną scenę. Kobieta w długim kożuchu i w szpilkach przesuwała powoli jedną parkową ławkę do drugiej. Obok stało kilka pełnych reklamówek. Wyjęła z nich gazety, rozłożyła na jednej ławce, później koc, na drugiej poukładała reklamówki. Miałam już wracać do domu, jednak nie mogłam się ruszyć, nie wierząc do końca w to, co cały czas widziałam. Nieznajoma wyjęła termos, jakoś bułkę, zjadła, później zaczęła układać się do snu. W jej ruchach, wszystkich czynnościach przygotowawczych, obecna była jakaś celebracja, spokój, jakiś rytuał. Nie wyglądała na bezdomną, raczej na kobietę, która wraca do domu z zakupów.

Nie wytrzymałam w końcu i podeszłam do niej. Ona usiadła, uśmiechnęła się do mnie, zobaczyłam wtedy prawie pustą szczękę, z kilkoma pozostałościami po zębach. Pod kożuchem miała tylko koszulę nocną. Wyglądała jakby dopiero, co wybiegła z domu, zarzucając na siebie tylko wierzchnie okrycie, przy okazji myląc pory roku, albo może…,
przemknęło mi przez głowę, uciekła z jakiegoś szpitala psychiatrycznego i się zagubiła.
Historia jej życia zaczęła snuć się powoli, trochę nieskładnie, z coraz to nowymi wątkami, ale cały czas z tym szczerym pełnym uśmiechem, a ja stałam nie wiedząc, co mam dalej zrobić. Kiedyś mieszkała w Wiedniu z rodzicami, później nie wiedząc dlaczego, znalazła się w Burgenlandzie, gdzie przez parę lat zamieszkiwała jakąś starą szopę, z dziurawym dachem, nieraz witając pierwsze płatki śniegu na swoim posłaniu. Przemieszkiwała też z uchodźcami, w różnych ośrodkach. Oni wcześniej czy później zawsze jakoś się urządzali dostając zapomogę od państwa, ona jako Austriaczka musiała tułać się dalej.
Wróciła wreszcie do Wiednia, by w końcu postarać się o rentę i dach nad głową. Ale czy naprawdę ona tego chciała? Czy człowiek, który tyle lat tułał się po świecie, ze swoim dobytkiem w kilku reklamówkach, jest w stanie na dłużej zagrzać gdzieś miejsce? Bezdomne osoby, które zaakceptowały swoją sytuację, rzadko na dłużej pozostają w schroniskach, wybierają raczej ławki w parku, czy ciemne zaułki.

Odsłona druga. Niedziela. Wybraliśmy się z dziećmi na spacer poobiedni. Zobaczyłam ją znowu, w tym samym kożuchu, w tych samych szpilkach, jak wyciągała opakowanie po frytkach i coli ze śmietnika. Podeszłam znów do niej, poznała mnie chyba od razu, choć podczas naszej ostatniej rozmowy w parku było już ciemno, i z radością poczęstowała mnie resztką frytek z opakowania. Uśmiechnęłam się i podziękowałam, w sumie byłam już po obiedzie, ale jej szczerość mnie rozbroiła.
Gdy dowiedziała się, że jestem Polką zaczęła mówić mieszając polski z rosyjskim, wymieniając poprawnie nazwy polskich miast, czym jeszcze bardziej mnie zaskoczyła.
Kiedyś interesowała się blokiem wschodnim, dużo podróżowała po naszych polskich ziemiach i nie tylko, czytała polskie książki i lubiła naszą kuchnię. Czy po wielu latach można pamiętać tak dobrze obcy język, czy za tą historią kryje się jeszcze inna? Wracając do domu, długo zastanawiałam się nad całym tym zdarzeniem, nad przypadkowością i celowością ludzkich spotkań. Na pożegnanie podała mi rękę, i powiedziała” Do zobaczenia w parku, to trochę znowu pogadamy po polsku”.

Odsłona trzecia na razie nie nastąpiła, nie spotkałam już jej więcej, chociaż mam nadzieję że to nie koniec tej historii.


Pokrewne tematy