Maciej Sz.

Żyć, to znaczy odkrywać na nowo.

Kiedy większość czasu ostatnio spędzasz w domu lub w drodze z pracy i do pracy, to taki dzień, jak ten dzisiejszy, kiedy spędzasz go wraz z synem w leśnej głuszy, gdzie spotykasz przez cały dzień trzy osoby musi być wyjątkowy. Wyjątkowy ze względu na syna i wyjątkowy również ze względu na czas, w którym przyszło ci ów las odwiedzić. W lesie wiedeńskim bywamy często, ale jeszcze do niedawna niedzielny spacer po jego zakątkach, który odbywał się jak na pstryknięcie palca nie był niczym nadzwyczajnym. Był po prostu spacerem po lesie, lesie rosnącym wokół zachodnio-północnej części Wiednia. Nie powiem i bywały takie dni, gdy na sama myśl grymasiłem i podnosiłem swoją propozycję sobotniej lub niedzielnej wycieczki. Tymczasem dzisiejsza podróż była wyjątkowa.

W Wiedniu większość drzew i krzewów wypuszcza już bardzo wyraźnie swoje liście. Są i takie, które pomimo całej pandemicznej wizji świata nie przejmują się i otwierają swoje delikatne zielone płuca dla nas jeszcze bardziej ochoczo. W  lesie wiedeńskim tego pośpiechu nie widać. Przyroda raczej sprawia wrażenie, jakby rozprawiała pomiędzy sobą, debatowała w sejmowym lesie nad wyborem optymalnego momentu, optymalnej chwili na rozwinięcie swoich skrzydeł. Paki kołyszą się delikatnie na gałęziach drzew i krzewów, ale widać nawet w tym samym pniu nie potrafią dojść do porozumienia i słusznej kwintesencji czasu. Tak budzimy się do życia. Zaledwie z jednej strony gałęzie zdecydowały się zaryzykować, sprawdzić warunki, aby żyć pełnią i rozwiną swoje liście. Pozostałe siostry, a może bracia czekają przyczajeni w leśnej gęstwinie. Już czas, czy jeszcze nie czas.

Pamiętacie taką piosenkę jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. Na pewno wielu z nas ją bardzo dobrze nie tylko kojarzy, ale potrafi zanucić. Nie wiem, czy normalnie będzie, czy normalnie jest teraz, kiedy tak naprawdę wchodząc do lasu, tego samego, tego wiedeńskiego, tylko w innym miejscu poczułem się tak, jak gdybym stał się częścią najwspanialszej przygody i najpiękniejszej bajki. Przemierzaliśmy leśne dukty i alejki bardzo powoli. Bez pośpiechu, bez hałasu, w cichej rozmowie. Od czasu do czasu przystawaliśmy i szukaliśmy dźwięków lasy, które mogą nas urzec swym pięknem i niepowtarzalnym blaskiem. Wyciągaliśmy nasz sprzęt do nagrywania i rejestrowaliśmy życie lasu. To prawda, żer człowiek może sprawić, że dźwięki staną się symfonią, ale tylko te wypływające z otaczającej nas natury są naturalne, takie niepowtarzalne. Za każdym z nich kryje się konkretne życie. Życie ptaków, owadów, roślin, szumiących na wietrze traw i tataraków, krzewów, łysych gałęzi drzew. W tej symfonii najlepiej nie brzmią ludzkie kroki, ale cisza. Najlepiej jej słuchać na bezdechu, w milczeniu, z tego samego miejsca.

Przemierzając leśne dukty nagle uświadomiliśmy sobie, jacy jesteśmy szczęśliwi, że możemy doświadczyć tej ciszy, tych unoszących się zapachów, którym wabi matka natura. Nie pamiętam kiedy po raz ostatni, tak bardzo zachwycałem się zapachem lasu, śpiewem ptaków, kształtem drzew, życiem natury. To wszystko było do tej pory takie oczywiste i co najgorsze, a o czym pisałem w pierwszych zdaniach, wydawało się jeszcze tak mało atrakcyjne. Powiedziałbym, że w swym zagubieniu, jak wielu pewnie spośród Was, którzy będziecie te słowa czytać lub tych słów słuchać, gdzieś w głębi byłem przekonany, że ja mam do tego prawo, prawo, aby w pewien sposób zmieniać. Tymczasem to jest prezent, który dostałem. Właściwie dzierżawa, do której zostałem zaproszony. Nic tu nie zrobiłem. Wędrując z każdą chwilą uświadamiałem sobie, że spośród wielu aktywności, na które się potrafimy zdobyć jako ludzie, to wytyczyć matce naturze granice, w lasach wyznaczyć ścieżki, wyznaczyć miejsca, na takie i takie drzewa i pewnie nie ma w tym nic złego, dopóki zwyczajnie lasu nie grabimy.

Muszę Wam powiedzieć, że to jest niewiarygodne, jak nagle w poczuciu tej dziwnej rzeczywistości, nagle kurtyna kłamstwa powoli opada i odsłania prawdziwy spektakl natury, rzeczy niepowtarzalnych i najpiękniejszych. 

Na jednej z polan usiedliśmy, aby zjeść prędzej przygotowane kanapki. Wziąć łyk wody. Kiedy zjedliśmy siedzieliśmy dalej i wpatrywaliśmy się w kolory bujnej roślinności budzącej się do życia. Syn co jakiś czas powtarzał ze zdziwieniem: tata tu jest bardziej jesiennie. Jesiennie synu, ale już niedługo nastąpi wielka eksplozja życia.

Tak sobie myślę, że dopóki sam nie uwiadomię sobie, czym jest prawdziwe bogactwo życia, czym jest życie. Dopóki nie odpowiem sobie na pytania w sposób jednoznaczny i konkretny, co jest najistotniejsze w życiu, co stanowi o jego wartości, wyjątkowości i pięknie, tak długo będę nieżywy. Zwyczajnie nieżywy.

Ja wiem i sam po sobie widziałem i widzę, że te wszystkie rzeczy, ale skądinąd martwe, te przedmioty, które chciałem nabyć, kupić, są same w sobie może i dobre, ale martwe. To wszystko, co się chyba dzieje wokół mnie wokół nas pokazuje tylko jedno, że najważniejszą i najcenniejszą wartością, jaką ma człowiek jest życie. Kiedyś ktoś wymyślił takie słowa: Życie jest darem od nielicznych dla wielu. Od tych, którzy wiedzą dla tych, którzy nie wiedzą i nie mają. I jeszcze tak cytat, który został wypisany w naszym drewnianym domku w górach: niech wszyscy, ci którzy tu wchodzą i życzenia składają, czego nam życzą niechaj sami mają

 

A tutaj ten i inne teksty  w formie: audio.


Pokrewne tematy