Spokojne miejsca nad polskim morzem, spokojna i prawie dzika plaża nad morzem to nie utopia!
Chociaż powyższe zdanie wydaje się prawie antonimem, czyli zbitkiem słów wykluczających się na wzajem i nie mogących zaistnieć, jednak to prawda. Są takie miejsca nad polskim morzem, gdzie w przeciągu kilometra nie spotkasz żywej duszy i to w wakacje. Można tylko podziwiać
plątające się z senna mewy, szumiące fale i wolne szaro- białe obłoki na niebie. Te zdjęcia zostały zrobione właśnie na tej plaży i to żaden fotomontaż.
Długo szukaliśmy w Internecie miejsca na tegoroczny urlop, dzieci stanowczo okrzyknęły że chcą w tym roku jechać nad morze, piękne, dzikie i spokojne jeziora na Mazurach czy Kaszubach odpadły w tegorocznym konkursie. Morze, nasze piękne, polskie morze po krótkiej kąpieli w którym, człowiek trzęsie się przez pół godziny. Dzieci nie, dzieci potrafią bawić się i pluskać w tej lodówce prawie przez cały dzień.
My jednak ( rodzice) chcieliśmy trochę oddechu natury, miasto , zgiełk, lokale, mamy na codzień. Kurorty jak Dziwnów, Rewal czy Międzyzdroje odpadały w przedbiegach. Często jest tak że pomiędzy największymi kurortami schowały się perełki, malutkie zapomniane jakby przez Boga przykryte czapką niewidką miejscowości.
Nasze oko padło na wyspę Wolin z wielkimi połaciami lasu, wydm i długiej plaży. Znaleźliśmy też kemping na obrzeżach Wolińskiego Parku Narodowego, blisko plaży. Połączenie wydawałoby się wręcz idealne: camping w lesie, blisko plaży, cisza, spokój i szum morza. Nie pomyśleliśmy jednak że wiele osób szuka takich miejsc jak my i że wiele osób takie miejsca znajduje dzięki wujkowi Googlowi. A miejsce jak miejsce nie rozrasta się, nie naciąga jak dmuchany balonik wraz z napływającymi atomami powietrza.
Gdy wjechaliśmy na camping tramp po 7- godzinnej jeździe w samochodzie, pierwszy odruch i myśl to zawrócić i uciec stąd. Była jednak godzina 21, dzieci marudziły a i do zapadnięcia nocy niewiele czasu. Uśmiechnięta recepcjonistka stwierdziła że jeszcze się nie zdążyło by ktoś się tutaj z namiotem gdzieś nie wcisnął i kazała szukać naszego m1. Ogromne pole namiotowe faktycznie usytuowane w lesie, gdzie samochód stał prawie na samochodzie a namiot na namiocie wydawał się bezkresnym morzem biało- żółto -kolorowym. A prawdziwe morze faktycznie tuż za wydmą i gdyby tylko wyłączyć tą wrzaskliwą muzykę i radosne krzyki dzieci można by było usłyszeć ten kojący odgłos natury.
Na skrzyżowaniu wszystkich głównych dróg, tuż obok dziecięcej dyskoteki na wolnym powietrzu i boiska do gry w siatkówkę znaleźliśmy swoje dwa metry kw. Jedną noc jakoś wytrzymamy, stwierdziliśmy a jutro poszukamy na spokojnie. Mąż jednak tchnięty trzecim zmysłem poszedł w głąb lasu i znalazł jedno chyba jedyne miejsce wciśnięte pomiędzy dwa domki campingowe, które wydawało się azylem i oazą spokoju i szczęścia.
Gdy namiot już stał było już ciemno a my wybraliśmy się na super kolacje na plażę. Bliskość plaży i możliwość zabrania kuchenki, naczyń , sztućców, koca i upichcenia kolacji na plaży zmył natychmiast wszystkie czarne plamy z naszego campingu. Gdy wróciliśmy do namiotu camping powoli zasypiał, muzyka ucichła, gdzie nie gdzie było jeszcze słychać rozmowy. A może da się tutaj jednak spędzi miły urlop stwierdziliśmy zasypiając. Przecież i tak większość czasu chcieliśmy spędzić na wędrówkach czy na plaży.
Rano spakowaliśmy szybko plecak i ruszyliśmy na wędrówkę wzdłuż plaży Wolińskiego Parku. To co zobaczyliśmy po wcześniejszych doświadczeniach nas zaszokowało. Faktycznie plaża, dzika plaża, z klifami , urwiskami, wiszącymi drzewami, pięknym żółtym piaskiem i gdzie nie gdzie rozbitym parawanem, przy przejściach na plażę może kilka więcej, ale tak naprawdę w przeciągu pięciu kilometrów jakie przeszliśmy były dokładnie trzy zejścia, a do Międzyzdrojów mieliśmy kolejne 5km. Dostaliśmy jednak to o czym marzyliśmy, cisza, spokój, szum morza i możliwość wsłuchania się we własne myśli i to nad naszym polskim morzem.